5 cze 2017

Od James'a do Anne-Marie

"- To co mówiłaś o tych naleśnikach?" Serio? Nic głupszego nie było do powiedzenia? Co w ogóle mi strzeliło do głowy, aby w ogóle zadać to pytanie. Nie jestem na tyle głodny, aby mi do reszty rozum odebrało. A może jednak?
Pokręciłem z rezygnacją głową, stwierdzając, że co się stało, to się nie odstanie, a słów i tak już nie cofnę. Tyle, że w dalszym ciągu będę musiał znosić tysiące pytań zadawanych bez przerwy, a każde następne będzie jeszcze bardziej pokręcone od poprzedniego. Jednak tym razem los i Anne-Marie postanowili być dla mnie łaskawsi i tym razem nie skończyło się na pytaniach, a jedynie na "tysiącu powodów dlaczego warto zjeść naleśniki". 
Co ja tu jeszcze robię? - pytanie zadane po raz milionowy i po raz milionowy pozostawione bez odpowiedzi. 
Po dość dłużącej się podróży wreszcie naszym oczom ukazała się majestatycznie prezentująca się posiadłość. Z daleka wydawała się ogromna, dumnie stojąca, królewska w całej swej okazałości. Jednak urok w miarę jak się do niej zbliżaliśmy, blednął. Ściany w niektórych miejscach były odrapane, gdzie indziej farba wyblakła już albo kompletnie zniknęła ze ściany. Czas nie był łaskawy dla tej posiadłości. Zacząłem się zastanawiać, ile musi sobie liczyć. A zaraz potem zacząłem sobie przypominać opisy innych posiadłości w książkach, które czytałem. Leciutki żal ścisnął mi serce na myśl, że nie mogę wrócić do domu i dokończyć książki. W zasadzie nadal nie wiem, co mnie podkusiło, aby tu przyjść. Przecież najzwyczajniej w świecie mogłem wrócić do domu i sam sobie coś na szybko przygotować. Poza tym robi się już późno, a chciałem jeszcze spotkać się na chwilkę z Aurayą. Zacząłem się zastanawiać, na kogo bym wyszedł, gdybym wywołał niewielki pożar i uciekł w odmętach ognia... Westchnąłem. Nic z tego. Zero naużywania mocy - upomniałem siebie.
Dziewczyna poprowadziła mnie przez całą długość posiadłości, aż do wyjścia do ogrodów znajdujących się na tyłach domu. Muszę przyznać, że prezentował się perfekcyjnie i tu mogę z całą pewnością również pokusić się o stwierdzenie, że prezentuje się znacznie lepiej, niż całe domostwo. 
Anne-Marie wskazała mi drewniany stół, który znajdował się na tarasie i powiedziała, abym zaczekał, a ona zaraz wróci z naleśnikami.
Powinienem zaproponować jej pomoc? To zwykle się robi w gościach, prawda? Większość bohaterów literackich tak robi. Rany... jak ja dawno u nikogo nie byłem. Co się ze mną dzieje? Naprawdę zaczynam rozmyślać na temat pomocy przy jedzeniu? Nie radzę sobie najlepiej z gotowaniem. Ale też głupio jest mi tutaj tak siedzieć, skoro mimo wszystko "wprosiłem się".
- Em... Może potrzebujesz pomocy? - zawołałem, zanim zdążyłem się rozmyślić.
Dziewczyna wyjrzała na zewnątrz, lekko zaskoczona i skonsternowana. Czy powiedziałem coś nie tak?  Wyglądała, jakby to miał być jakiś podstęp, albo przynajmniej dobry żart. Bez przesady, nie jestem aż taki zły. Nie jestem, prawda?
- Chcesz pomóc? - spytała, aby upewnić się, że nie przesłyszała się. A moja chęć, aby stąd uciec wzrosła jeszcze bardziej. W zasadzie, to nie spodziewałem się, iż jest to jeszcze możliwe. A jednak...
- Tak. To właśnie powiedziałem. A przynajmniej tak mi się wydaje. - odpowiedziałem lekko zirytowany. Niech ten dzień już się skończy.
- Um... jasne. Możesz porozstawiać talerze na stole. A potem zajrzyj do mnie do kuchni! - uśmiechnęła się promiennie i znów zniknęła w odmętach domu. 
Teraz to dopiero zapragnąłem stanąć w płomieniach i zrobić puf! Jednak jak powiedziało się "A", trzeba powiedzieć również "B". Wstałem więc ociężale z krzesła, jakbym ważył przynajmniej tonę i z tym samym odczucie ruszyłem w stronę kuchni, gdzie powinny znajdować się talerze, noże i tym podobne przybory. Bez ani jednego słowa zabrałem się za powierzone mi zadanie i z precyzyjną dokładnością zacząłem rozstawiać talerze na stole. Za sobą usłyszałem cichy chichot, na co odwróciłem się lekko zawstydzony, nie wiedząc z jakiego powodu. A zaraz potem nadeszło lekkie zażenowanie. Co się dzisiaj ze mną dzieje? 
I po raz tysięczny pomyślałem, że powinienem w tym momencie siedzieć w domu. 
- Nie musisz tego robić aż tak dokładnie - powiedziała, na co ja tylko coś odmruknąłem. - Naleśniki są już gotowe.
I wyszła na zewnątrz z ogromnym talerzem i jeszcze większą ilością naleśników. 
Ona myślała, że na ile ja zostanę? Przecież... ja... To miał być tylko jeden naleśnik, skoro już się w to wpakowałem i miałem się stąd zmyć! Myśl, James, myśl...

Anne-Marie?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz