Kochałam go? Śmieszne. Mogłabym napisać poradnik "Jak nie prowadzić związków" i "Kiedy twój związek jest toksyczny". Kiedy przyznawałam przed sobą, że rzeczywiście kogoś kocham i zależy mi na nim, to zazwyczaj wtedy wszystko się pieprzyło. A Will, jakkolwiek potrafił popłynąć, kiedy niosły go emocje, był wrażliwy. Mogłabym go zranić, skrzywdzić. Dlaczego wybrał mnie? Dlaczego był aż taki głupi, by wybrać mnie?
Nie spostrzegłam, kiedy zasnęłam. Obudziło mnie ciepło, które powoli zaczynało mi przeszkadzać. Otworzyłam zaspane oczy, by spojrzeć przez okno. Ciemno. Czyli nie przespaliśmy całej nocy. Zrzuciłam z siebie ramię wciąż śpiącego Williama i wstałam. Czułam się paskudnie, dręczyły mnie wyrzuty sumienia. Skoro nie zamierzam z nim być, to dlaczego pozwoliłam mu się wziąć? Bo chciałam, prosta odpowiedź, wywołująca jeszcze więcej poczucia winy. Egoistyczne podejście - dla mnie seks mógł nic nie znaczyć, podczas gdy Will tak łatwo nie pozwoli sobie zapomnieć.
Wcisnęłam się w porzucone gdzieś na krześle ubrania i podreptałam do łazienki. Dopiero wyszorowana, tak, by zmyć z siebie ślady jego zapachu, poszłam do kuchni. Omal nie poparzyłam się wodą, gdy zalewałam herbatę. Z westchnieniem oparłam czoło o szafkę wiszącą nad blatem. Drgnęłam, gdy poczułam ręce oplatające mnie w pasie.
- Puść mnie - warknęłam.
Agresja i wycofanie się - jedyne formy obrony, jakie znam. Jedyne jakie działały.
- Nie.
Zaskoczył mnie. Nie miał w głosie tego ognia, który najprawdopodobniej zawdzięczał genom przekazanym przez Apollo, nie był pod wpływem emocji.
- Puść mnie, co ty sobie myśl-
Zaczęłam się wyrywać. Puścił, kiedy go kopnęłam.
- Ella - westchnął tylko cicho, nadal stojąc blisko mnie, na tyle, bym musiała podnieść głowę, by spojrzeć mu w twarz.
- Nie musisz już uciekać. Naprawdę. Wiem, że się boisz.
- Wiesz? Ty? Nie rozśmieszaj mnie!
Chciałam go uderzyć, szarpnąć, sprawić ból. Wszystko, byle przestał patrzeć na mnie takim wzrokiem.
- Wiem. Wiem, bo też tego nie rozumiem. Powinniśmy to wszystko zrobić inaczej - jego palce przebiegły po siniaku na moim obojczyku. Nie uciekłam przed dotykiem.
- Nie powinniśmy robić nic - zacisnęłam wargi w linię.
Uśmiechnął się smutno.
- Dobrze. Powiedz mi, w takim razie, że coś źle zrozumiałem. Że się pomyliłem i popełniłem błąd. Że nic do mnie nie czujesz.
Zacisnęłam powieki, nie mogąc spojrzeć mu w oczy.
- Więc? Nie pomyliłem się? Kochasz mnie?
Przytłaczał mnie, bo znał już odpowiedź, mógł być jej pewien.
- Kocham. Kocham, zadowolony? - pchnęłam go w pierś.
Uśmiechnął się promiennie, nawet jeśli musiał się cofnąć.
- Nie widzę problemu.
- Oczywiście, że nie widzisz. Nie jestem dobra, Will. Chciałam cie zranić, nawet tą sytuacją z Calem. I nawet mi nie mów, że to dlatego, że się boję. Pewnie, że się boję. Nie umiem prowadzić normalnej relacji, a na taką zasługujesz.
Nagle się roześmiał.
- I co cię tak bawi?
- El, ty nie widzisz jednej ważnej rzeczy. Ty tez zasługujesz na prawidłowa relację, a ja chcę ci pomóc, bo mi na tobie zależy. I to moja decyzja. Chcę cię, z całym arsenałem problemów, bo ja też je mam. Uświadom sobie, że cię kocham.
Gapiłam się na niego, nie wiedząc, co powiedzieć. Nagle zupełnie z niczego, poczułam, że zaczynam się czerwienić, jak trzynastolatka przy pierwszym chłopcu, a nie dorosła kobieta.
- Jest stanowczo za wcześnie na takie rozmowy - wymamrotałam, nadal wściekle czerwona i zawstydzona.
- To znaczy, że-
Prychnęłam, przechodząc obok niego.
- To znaczy, że ja wracam do łóżka, a ty idziesz pod prysznic. I jeśli się nie rozmyślisz, to potem możesz do mnie dołączyć.
Will?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz