22 cze 2017

Od Ezequiela do Chelsea

   Po wielu namowach sąsiadki; pani Peterson, postanowiłem w końcu wybrać się do kina. Budynek stał nie daleko od centrum, więc zaparkowałem Charlotte na ogólnym, bezpłatnym parkingu. Tak, wiedziałem, że to był niesamowity przełom w moim życiu. Życie Caromsa stanowiło mój pierwszy cel, wychwalany przez kobiecinę na lewo i prawo. Pisała o nim nawet recenzje na swoim ukochanym blogu z grafikami świnki morskiej swojej córki. Ale czy jednak okażę się wart mojego zachodu?
   Wszedłem do wnętrza, a okazało się ono typowe dla tego rodzaju przybytków w stylu retro. Pełno czerni zmieszanej z czerwienią, zwłaszcza na fotografiach znanych ludzi z branży aktorskiej. Typ w przebraniu King-Konga, Charlie Chaplin wraz z Marilyn Monroe. Czy mogło być kiedykolwiek cudowniej? Tak, gdybym na przykład nie posłuchał się jej, dał sobie spokój w utrzymywaniu pozytywnych więzi sąsiedzkich i po prostu poszedł z Blairem na zimnego browara jak co piątek. Zawsze musiałem coś odstrzelić akurat wtedy, kiedy najmniej było to wówczas potrzebne. No ale dobrze, zmiana rozrywki raz na jakiś czas nikomu jeszcze nie zaszkodziła... Chyba. Ruszyłem w stronę kas, a za nimi właściwie nie było nikogo, oprócz tej drobnej budowy blondynki. Wyglądała mi na minimalną dziewiętnastkę, poza tym na pewno się skądś tutaj przeprowadzała. Była niższa ode mnie o całe dziewiętnaście centymetrów, więc wydawała mi się z natury drobna, jednak przy bliższym spotkaniu okazała się dość wysportowana. Kobaltowe oczy wydawały się rozpraszać mnie zupełnie, dlatego nie zauważyłem od razu, iż to był jej pierwszy dzień. Spoglądała co rusz na cennik po moim: "Jeden bilet na Życie Caromsa". Do tego miała przecież plakietkę, że się uczyła. Nie rozumiałem zbytnio mojego rozkojarzenia, zanim nie dotarło do mnie, iż jest ono głównie wywołane tym, że dziewczyna miała doprawdy nietypową aurę. Nie była jakąś tam nadnaturalną, typu wampir, wilkołak czy od biedy demon. Widziałem tą barwę tęczówek na polichromowanych ścianach antycznych budowli, które zwiedziłem, ponad to obserwowały mnie z grimoire mojego ojca w rozdziale o innych rasach, które mogą stanowić dla nas zadanie do przeprowadzenia Sądu Ostatecznego.
   Blondi była córką Zeusa.
   Pół bogini z jakiś smutnych powodów została zmuszona do pracy na własną rękę, a nie w specjalnym dlań obozie. Wiedziałem, że herosi jej pokroju zbierają się tam w licznych grupach, aby móc wspólnie się zapoznać, a do tego szkolić. Po cichu żałowałem, że nie istniało nigdy coś takiego dla dullahanów, ale to były tylko farmazony tej dziecięcej części mnie, co nigdy nie potrafiła dorosnąć.
-10 funtów poproszę.- mruknęła dość ładnym głosem. Mogłaby śpiewać.
-Dzięki.- odpowiedziałem jej, dając wyliczoną ilość pieniędzy, a potem zabierając wydrukowany bilet.



   Film nie był zły, ale porywający też nie. Biografia w kilkudziesięciu scenach raczej nie porywająca do niczego, oprócz przemyśleń nad własnym i protagonisty życiem. Brakowało mi tam jakiejś iskierki, czegoś, co ożywiłoby postać. No nie wiem, cokolwiek. Był taki... Przytłoczony tym wszystkim, co go otaczało. Zupełnie tak jak... Pokręciłem głową, wychodząc z sali śmierdzącej wysypanym popcornem. Jak ja. Starając się wyrzucić wszystko, co zobaczyłem, wychodziłem z sali zamyślony. Nie zauważyłem, jak ta sama Blondi po cichu zaczęła wdrapywać się po schodach, aby posprzątać ten syf. Obejrzałem się ostatni raz przez ramię, zanim nie pojąłem, iż znowu się nań gapiłem. Coś mnie w niej cholernie fascynowało, tylko nie wiedziałem, co. Przecież to była kolejna, zwykła dziewczyna ze swoim bagażem przeżyć, trudności życiowych. Może właśnie podobnych do moich? Ciekawiło mnie, czy kiedykolwiek byłaby w stanie... Nie, przestań. Ostatnio za dużo już osób nawciągałeś we własne życie. Ta biedaczka też ma swoje. Nie utrudniaj jej tego.
   Wszedłem do toalety męskiej. Właściwie tylko w celu zaszycia się przed resztą personelu. Intuicja gnębiła mnie jak diabli. Nie wiedziałem już do reszty, czy była ona moim następnym zadaniem, czy nie. Nie przypominała morderczyni, a z jakiegoś konkretnego powodu mój wewnętrzny kompas na zło przy niej zupełnie oszalał, zaczął się kręcić, po czym finalnie wskazał na nią.
   Nie powinno jej być w tym mieście.
   Tylko... Dlaczego?
   Postanowiłem jakoś odpowiedzieć sobie na to pytanie po przemyciu twarzy zimną wodą.   Spojrzałem na siebie w lustrze. Na ciemności tego wszechświata, miałem już dwadzieścia pięć lat. Dwudniowy zarost. Wory pod oczami od pracy po nocach i treningach z Van Goghiem. Do tego jeszcze miałem na karku anielicę, którą musiałem bezpiecznie przeprowadzić przez śledztwo, a przede wszystkim udawać wspaniale się czującego tak, by Myrthe już nie podejrzewała mnie o powiększanie się blizny. Już raczej rany. Jeszcze ścigał mnie archanioł Gabriel. Blondi o melodyjnym imieniu Chelsea nie powinna w żadnym stopniu mnie zastanawiać. Wyszedłem z łazienki, ponownie wbrew wszystkiemu ją spotykając na korytarzu.
-Lokal jest już zamknięty, co ty tu robisz?
-To właściwie dobre pytanie.- przyznałem ze szczerą bezpośredniością. -Bo ja sam też chciałbym to tak naprawdę wiedzieć.
   Odsunęła się o krok, mrużąc oczy.
-Kim ty jesteś?- jej nieufność, a także ruchy wskazywały na dobre przeszkolenie.
-Pół łowcą pół nadnaturalnym. Ciężko to sprostować bez opisywania tego w wielu zdaniach złożonych. Nie zrobię ci krzywdy, o to nie masz się co martwić. Nie gramy w filmie, w którym jakiś facet pojawia się znikąd, żeby zgwałcić niewinną dziewczynę.
   Żadne z nas nie zaśmiało się na mój żart.
-Ale będę już wychodzić, w końcu jeszcze przeze mnie możesz stracić szansę na pracę.- wzruszyłem ramionami, kierując się do wyjścia.
-Ed St. Claire?- zapytała z lekkim niedowierzaniem.
-Och, masz dobry słuch.- zauważyłem. -Słuchałaś?
-Nie ja.- przyznała, kiedy odwróciłem się do niej przez ramię. -Ale ktoś kiedyś coś puszczał w mojej dawnej szkole. Masz taki dziwny akcent, jakby z Irlandii i jednocześnie Hiszpanii. Nigdzie bym tego nie pomyliła...
   Uśmiechnąłem się połową twarzy.
-Całkiem nieźle jak na pół boginię.
   Trochę zbladła, pojąwszy, iż wiedziałem o niej już coś więcej, niż tego chciała.
-Jutro grają Jeźdźca Bez Głowy/ Sleepy Hollow. Jest znacznie lepsze od tego, co oglądałeś dzisiaj.- zmieniła nagle temat, nawet dość płynnie.
-Polecała mi to sąsiadka po menopauzie, może dlatego.- w końcu udało mi się ją choć trochę rozbawić, bo parsknęła. -Ale dobrze wiedzieć. Spróbuję dzięki tobie jeszcze raz przekonać się do kina.
   Uśmiechnęła się lekko. Skinąłem jej głową na pożegnanie, wychodząc i udając się na parking.

Chelsea?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz