Trzymałem się na baczności przez cały czas mojej krótkiej wędrówki, biegnącej od kryjówki, do miejsca oddalonego o jakieś sto metrów od nieznajomej. Przyglądałem jej się uważnie, pewnie trzymając sztylet w dłoni, czujnie ją obserwując. I w tym właśnie momencie dziewczyna potknęła się i wpadła do jeziora. Zatrzymałem się oszołomiony tą sytuacją. Chyba jednak nie mam się czego obawiać z jej strony...
- Emm... Jesteś mordercą, czy grzybiarzem? A tak w ogóle to cześć. - Wyrzuciła z siebie jednym tchem, z każdym słowem mówiąc coraz szybciej.
To jakiś żart? Błagam, powiedzcie, że to nie dzieje się naprawdę.
Stałem tam w ciszy, przyglądając się nieznajomej i zastanawiając się, co ona w ogóle tu robi i jakim cudem, do chol*ry, znalazła to miejsce. Rozejrzałem się dookoła raz jeszcze, rozmyślając nad tym czy nie jestem w jakiejś ukrytej kamerze. Skierowałem lekko rozbawione spojrzenie ponownie na nieznajomą. Była cała mokra, z jej brązowo-blond włosów spływała resztka wody, a jej fiołkowe oczy patrzyły na mnie z ufnością i... nadzieją?
Cóż... popełnia kategoryczny błąd, jeżeli myśli, że może mi ufać. Poza tym, kto przy zdrowych zmysłach od razu ufa nieznajomym znajdującym się w lesie? Komizm i nierealność tej sytuacji mnie przerastały. Westchnąłem ciężko i pokręciłem głową z niedowierzaniem. Ten dzień zapowiadał się zbyt pięknie, by mógł trwać tak do końca.
- A ty to kto? - zapytałem w końcu, z lekką niechęcią wyrzucając z siebie słowa. Jak już mówiłem, liczyłem na to, że dzisiejszy dzień spędzę samotnie.
- Anne-Marie Goldshire. Miło mi. - powiedziała, posyłając mi lekki uśmiech. - A ty to...?
- James.
- I to wszystko?
- Wszystko, co moim zdaniem powinnaś na chwilę obecną wiedzieć. - odparłem, coraz bardziej poddenerwowany tym, że nadal tu muszę sterczeć. Tęsknie spojrzałem w kierunku miejsca, gdzie pozostawiłem swoją książkę. Śmiała mi przerwać w takim momencie! - Jeśli mogę spytać, to co ty tutaj robisz.
Moja "prawie uprzejmość" zaczynała z każdą chwilą maleć.
Dziewczyna, powoli wstając, spojrzała na mnie, trochę jakbym był jej ostatnim wybawieniem. Aż się przeraziłem.
- Zgubiłam się. - powiedziała lekko zawstydzona.
Moje niedowierzanie dotarło do szczytu.
- Wybacz mi proszę, jeżeli będę nieuprzejmy, ale wydaje mi się, że do lasu nie idzie się, jeśli nie zna się go dostatecznie, aby przynajmniej nie zbłądzić. Nie przyszło ci do głowy, że las to nie jest raczej ciekawe miejsce na takie spacerki? No chyba, że myślałaś, iż te grabie cię obronią. Wtedy zwracam ci honor. Myślę, że nadają się do tego w takim samym stopniu, jak do grabienia liści w lesie w środku lata. - to była chyba najdłuższa wypowiedź, jaką wygłosiłem od kilku dni, jeżeli nie od tygodni. Ale cóż poradzić, skoro ta dziewczyna w takim stopniu działa mi na nerwy? Przeszkodziła mi i to zupełnie przez przypadek. W głębi duszy, oczami wyobraźni widzę, jak mój pech sam sobie gratuluje pomysłowości.
Dziewczyna spuściła nieśmiało wzrok, a ja po raz kolejny westchnąłem.
- Czyli nie pomożesz mi się stąd wydostać?
Schowałem sztylet i przetarłem dłonią twarz. Ale w zasadzie to nie była taka głupia propozycja. Odprowadzę ją i przy odrobinie szczęścia będę mógł powrócić do lektury.
- Pomogę ci. Tylko proszę, bez zbędnych pytań po drodze. - rozejrzałem się dookoła i ruszyłem w kierunku, gdzie nadal leżała moja książka. Następnie udałem się w głąb lasu jedną, ze znanych mi ścieżek. Dziewczyna szybko ruszyła za mną.
- Co to? - zapytała, zerkając na książkę, którą już zdążyłem schować.
- Po pierwsze, prosiłem, abyś nie zadawała zbyt wielu pytań. Po drugie, niektórzy ludzie mówią na to "książka". Może słyszałaś takie słowo?
- Wiesz w ogóle, dokąd iść? Nawet nie zapytałeś, gdzie mieszkam! - powiedziała, z lekką nutką niepokoju w głosie.
Ona chyba naprawę uważała mnie za jakiegoś bohatera...
- Nie muszę wiedzieć. Wyprowadzę cię z lasu, a wtedy ty grzecznie sama udasz się do domu. Chyba będziesz już wiedziała gdzie iść, co? No chyba, że muszę cię odprowadzić pod same drzwi jak małe dziecko - parsknąłem.
- Musisz być taki nieuprzejmy? - W końcu odważyła się zadać to pytanie.
- Wybacz, o pani, za moje zachowanie! - zaśmiałem się - A tak na serio. Wyobrażałem sobie, że spędzę ten dzień trzymając się z dala od ludzi i w spokoju będę mógł poczytać. Jak widzisz odprowadzanie zagubionych dziewcząt do domu nie jest na szczycie mojej listy "do zrobienia"
Przez resztę naszej drogi dziewczyna, pomimo moich próśb, nadal zadawała natarczywe pytania, a ja najkrócej, jak mogłem, mimo wszystko jej odpowiadałem. Powinienem chyba dostać jakąś nagrodę, za to, że to wszystko wytrzymałem. "Cierpliwość Roku" - zdecydowanie powinna być moja...
Minęło jakieś piętnaście - do dwudziestu minut, kiedy drzewa w końcu zaczęły się przerzedzać, ustępując wolnej przestrzeni. Zrobiło się już prawie ciemno, kiedy słońce dotarło na linię horyzontu, i żegnało się ostatnimi muśnięciami swoich promieni. Niestety duszne powietrze postanowiło zostać jeszcze trochę i pomęczyć ludzi.
- Proszę, oto jesteśmy. Mam nadzieję, że trafisz do domu. - powiedziałem, odwracając się. I tak było zbyt ciemno, abym poczytał, więc pozostawał mi tylko powrót do domu.
Anne-Marie?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz