8 cze 2017

Od James'a do Anne-Marie

Trochę czasu już minęło, odkąd dziewczyna zniknęła w odmętach domu, a ja nadal siedziałem wpatrzony w ten sam punkt gdzieś na horyzoncie i analizowałem wydarzenia całego dnia od nowa, od nowa i od nowa, poszukując momentu, gdzie wszystko poszło zupełnie nie tak jak trzeba. Oczywiście tragicznym wyborem okazało się miejsce, do którego się udałem. Jednak wszystko byłoby dobrze, gdyby nie mój skretyniały żołądek. Miałem ochotę sam się podziurawić sztyletem. Jednak, aby nie marudzić dzisiaj cały dzień, może połóżmy coś na szalę pozytywów? Nie mogę narzekać na naleśniki, nie były najgorsze. Przynajmniej ja na pewno lepszych bym nie zrobił - jeżeli chodzi o gotowanie, to mam dwie lewe ręce. No i spędziłem czas w towarzystwie, czego w zasadzie nie planowałem. 
Czekałem cierpliwie, aż Anne-Marie w końcu wróci, choć na prawdę chciałem stąd iść. Żeby nie było, że nie jestem towarzyski - robiło się coraz później i trochę zaczynałem się martwić. I nie, tu uprzedzę różnego rodzaju spekulacje, nie boję się ciemności. Martwię się. Wiem, że wracanie o takiej porze nie jest zbyt bezpieczne teraz, kiedy w okolicy grasuje Łowca. No i nadal nie wiem, czy siostra wróciła już do domu. Ostatnimi czasy coraz rzadziej ją widuję, raczej nie należy do osób, które wracają o przyzwoitej porze. 
Rozglądam się w poszukiwaniu jakiegokolwiek zegarka czy czegokolwiek, co byłoby w stanie wskazać mi godzinę, kiedy nagle słyszę łomot. Wyrwany z rozmyślań na początku nie mogę zrozumieć, co się dzieję. Jeszcze dwie sekundki i powoli moje pojmowanie rzeczywistości wraca i zauważam przed sobą piętrzący się stos książek.
- Co... - nie jestem w stanie dokończyć. Co tu się dzieję?
- To w ramach przeprosin - powiedziała nagle dziewczyna, czerwona na twarzy. Chyba dźwiganie tych wszystkich książek trochę wysiłku ją kosztowało. - Przeszkodziłam ci w czytaniu. Pomyślałam więc, że ci to jakoś wynagrodzę. 
Uśmiechnęła się, wskazując na książki. Było ich... naprawdę sporo. A ja naprawdę miałem ochotę je przeczytać. Jednak...
- Nie mogę ich wziąć - mówię, choć nie bez ścisku w sercu. 
- Dlaczego? - pyta, nie mogąc ukryć lekkiego zaskoczenia w głosie. 
No właśnie, dlaczego?
- Po prostu... Nie masz za co przepraszać? - odpowiedziałem, choć chyba to wyszło bardziej jak pytanie. Mam nadzieję, że mimo wszystko tego nie usłyszała. W zasadzie to po części była prawda. To nie jej wina, że poszła do lasu nie znając drogi i się zgubiła... Tak, właśnie. 
- Nalegam. - Uśmiechnęła się szerzej i podsunęła mi książki jeszcze bliżej. Wziąłem pierwszą książkę ze stosu. "Opowieść o dwóch miastach" - swoją drogą, świetna książka. Wziąłem kolejną książkę "Vathek". Nie najgorszy wybór. Był również "The Wide, Wide World", "Olivier Twist", gdzieś mi przemknęła "Duma i uprzedzenie" oraz "Mistrz i Małgorzata". Co tytuł, to coraz ciekawiej. Choć części z tych książek czytałem, to były i takie, których jeszcze na oczy nie widziałem, a z opisów zapowiadały się na dość interesujące, aby się za nie zabrać. Jednak nadal miałem pewne opory, przed zabraniem ich do domu...
- Na prawdę nie powinienem...
- Bez dyskusji. - powiedziała miło, aczkolwiek stanowczo. Chyba serio nie miałem nic do powiedzenia w tej sprawie. Spojrzałem zrezygnowany na książki. I jak ja mam je dodźwigać do domu?
- Um.. Dzięki? - powiedziałem, spoglądając na nią w geście kapitulacji - Niestety muszę się już zbierać. Późno jest i w ogóle.
Co ja wygaduję...
- Och. Jasne. 
Odprowadziła mnie do drzwi i nawet mi je otworzyła (może dlatego, że przez ten stos książek nawet nie miałem możliwości sięgnąć po klamkę) i się pożegnaliśmy. Stanąłem jeszcze na chwilę na końcu uliczki, spojrzałem w niebo i westchnąłem ciężko na samą myśl drogi, jaka mnie jeszcze czeka do domu i, nie tracąc czasu, ruszyłem dalej w odmęty ciemności.

Anne-Marie?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz