10 cze 2017

Od Koyori do Jamesa

Przyłożyłam dłoń do czoła, kręcąc głową na boki. Ten to palnął… Westchnęłam, prostując się i przymykając oczy.
- Aoi, idźcie się posmarować i w coś zagrać. To będzie pogawędka dorosłych – powiedziałam. Gdy znowu je otworzyłam, chłopców już nie było. Pogładziłam futro Kohi, znowu węsząc w powietrzu, ciągle czując ten ogień, dym, popiół czy co to tam jest. Popatrzyłam uważnie na Jamesa, co jakiś czas spoglądając również na sztylet w jego dłoni. Nie powiem, trochę przerażało mnie to, jednak wolałabym raczej się nie wypowiadać na ten temat.
- Jesteś nadnaturalnym? - spytałam, ruszając powoli do przodu, mijając mężczyznę i odwracając się w jego stronę. Wyraźnie niechętnie za mnie ruszył, nic nie mówiąc. Zaśmiałam się na jego nieufność. - Jak nie chcesz, to nie odpowiadaj. Wiedz tylko jedno – wyznałam, pokazując palcem na mój nos. - Wilkołaki mają bardzo dobry węch – szepnęłam, jednak na tyle głośno, by mnie usłyszał. Jakoś nie martwiłam się tym, że mnie zaatakuje. Jasne, zawsze mogło być jakieś zagrożenie, że jednak nim nie jest i to zwykły człowiek, łowca lub antynadnaturalny. Właśnie sobie przypomniałam, że taki zapach miały tylko feniksy, ci co rządzą ogniem. Znowu ruszyłam naprzód, trzymając dłonie w tylnych kieszeniach spodenek i się uśmiechnęłam.
- A i wybacz, że tak na ciebie naskoczyłam – nagle zatrzymałam się, zwracając się twarzą do czarnowłosego. Delikatnie się skrzywiłam, spoglądając gdzieś na bok. - Mam niezbyt miłe wspomnienie, jeśli chodzi o łowców, gdyż… zabili moich rodziców. To na mnie spadła odpowiedzialność opieki nad bratem, który jest dosyć młody i czasem nie zdaje sobie sprawy z danej sytuacji – wyjaśniłam, na koniec dosyć śmiele się uśmiechając.
- Czyli nie tylko ja martwię się o własne rodzeństwo… - powiedział, zrównując ze mną krok. Obróciłam się, idąc znowu przodem.
- Masz brata? - spytałam. Usłyszałam, jak Kohi znowu syczy. Spojrzałam na nią, zabierając w końcu z mojego ramienia. Położyłam ją na mojej klatce piersiowej, czule głaszcząc po futerku. Starałam się oddychać ustami, gdyż przez nos poczułabym jej odór. Ta powoli się uspokajała, jednak dalej wystawiała swoje małe kiełki.
- Siostrę – odpowiedział, wskazując na moją fretkę palcem. - Ten szczur mnie ewidentnie nie lubi – powiedział. Natychmiastowo zasłoniłam zwierzaczkowi uszka, mając nadzieję, że jednak się nie obrazi.
- To nie szczur! - zawołałam. - Kohi jest fretką domową – powiedziałam. Jak można pomylić fretkę ze szczurem? To jest niemożliwe! Fretki są o wiele słodsze. James tylko lekceważąco machnął dłonią.
- Jak szczur wygląda, więc szczurem jest – rzekł, przyspieszając i mnie wymijając. Zaśmiałam się z tej wypowiedzi, zabierając w końcu dłoń z główki samiczki.

James?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz