Przyłożyłam dłoń do czoła, kręcąc głową na boki. Ten to palnął… Westchnęłam, prostując się i przymykając oczy.
- Aoi, idźcie się posmarować i w coś zagrać. To będzie pogawędka
dorosłych – powiedziałam. Gdy znowu je otworzyłam, chłopców już nie
było. Pogładziłam futro Kohi, znowu węsząc w powietrzu, ciągle czując
ten ogień, dym, popiół czy co to tam jest. Popatrzyłam uważnie na
Jamesa, co jakiś czas spoglądając również na sztylet w jego dłoni. Nie
powiem, trochę przerażało mnie to, jednak wolałabym raczej się nie
wypowiadać na ten temat.
- Jesteś nadnaturalnym? - spytałam, ruszając powoli do przodu, mijając
mężczyznę i odwracając się w jego stronę. Wyraźnie niechętnie za mnie
ruszył, nic nie mówiąc. Zaśmiałam się na jego nieufność. - Jak nie
chcesz, to nie odpowiadaj. Wiedz tylko jedno – wyznałam, pokazując
palcem na mój nos. - Wilkołaki mają bardzo dobry węch – szepnęłam,
jednak na tyle głośno, by mnie usłyszał. Jakoś nie martwiłam się tym, że
mnie zaatakuje. Jasne, zawsze mogło być jakieś zagrożenie, że jednak
nim nie jest i to zwykły człowiek, łowca lub antynadnaturalny. Właśnie
sobie przypomniałam, że taki zapach miały tylko feniksy, ci co rządzą
ogniem. Znowu ruszyłam naprzód, trzymając dłonie w tylnych kieszeniach
spodenek i się uśmiechnęłam.
- A i wybacz, że tak na ciebie naskoczyłam – nagle zatrzymałam się,
zwracając się twarzą do czarnowłosego. Delikatnie się skrzywiłam,
spoglądając gdzieś na bok. - Mam niezbyt miłe wspomnienie, jeśli chodzi o
łowców, gdyż… zabili moich rodziców. To na mnie spadła odpowiedzialność
opieki nad bratem, który jest dosyć młody i czasem nie zdaje sobie
sprawy z danej sytuacji – wyjaśniłam, na koniec dosyć śmiele się
uśmiechając.
- Czyli nie tylko ja martwię się o własne rodzeństwo… - powiedział, zrównując ze mną krok. Obróciłam się, idąc znowu przodem.
- Masz brata? - spytałam. Usłyszałam, jak Kohi znowu syczy. Spojrzałam
na nią, zabierając w końcu z mojego ramienia. Położyłam ją na mojej
klatce piersiowej, czule głaszcząc po futerku. Starałam się oddychać
ustami, gdyż przez nos poczułabym jej odór. Ta powoli się uspokajała,
jednak dalej wystawiała swoje małe kiełki.
- Siostrę – odpowiedział, wskazując na moją fretkę palcem. - Ten szczur
mnie ewidentnie nie lubi – powiedział. Natychmiastowo zasłoniłam
zwierzaczkowi uszka, mając nadzieję, że jednak się nie obrazi.
- To nie szczur! - zawołałam. - Kohi jest fretką domową – powiedziałam.
Jak można pomylić fretkę ze szczurem? To jest niemożliwe! Fretki są o
wiele słodsze. James tylko lekceważąco machnął dłonią.
- Jak szczur wygląda, więc szczurem jest – rzekł, przyspieszając i mnie
wymijając. Zaśmiałam się z tej wypowiedzi, zabierając w końcu dłoń z
główki samiczki.
James?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz