Udało mi się ją dogonić akurat w momencie, w którym chciała wyjść spomiędzy drzew i podbiec do chłopaków. W ostatniej chwili złapałem ją za ramię i powstrzymałem.
- Co ty robisz?! – spytała, lekko zdumiona, ale dało się usłyszeć nutkę przerażenia w jej głosie.
- Cii… Pół lasu zaraz cię usłyszy – syknąłem. Widząc jednak minę dziewczyny, spuściłem trochę z tonu. – Posłuchaj. Jeszcze nikogo nie widać. Najpierw się rozejrzyjmy. Po co zdradzać od razu naszą obecność? Element zaskoczenia może zadziałać na naszą korzyść.
Koyori pokiwała głową ze zrozumieniem i od razu zabrała się za wypatrywanie obcego. Z nas dwojga to ona miała lepszy słuch, wzrok i węch, więc wcale się nie zdziwiłem, kiedy wskazała palcem na drugi koniec polany, a potem przesunęła nim lekko w prawo.
- Tam – szepnęła, a ja skierowałem wzrok we wskazanym kierunku. I wtedy ją ujrzałem. Wysoką kobietę, ukrywającą się tak samo jak my, z kuszą w rękach. Zobaczyłem, że dziewczyna napina się i jest gotowa w każdej chwili wybiec stąd. Jednak pochopne działanie może nam tylko zaszkodzić. Raz jeszcze powstrzymałem ją i rozejrzałem się po polanie, szukając najlepszej pozycji do walki.
- Posłuchaj, mam pewien pomysł – szepnąłem – Zakradnę się do niej od tyłu. Nie powinna mnie usłyszeć. Ty tu zostaniesz. Na mój sygnał wybiegniesz stąd i zabierzesz chłopców. Uciekajcie jak najszybciej. Ja ją powstrzymam.
I nim dziewczyna zdążyła choćby spróbować zaprotestować, zagłębiłem się pomiędzy drzewa i ruszyłem w kierunku Łowczyni, po drodze wyjmując wcześniej schowany sztylet. Jak to dobrze, że chociaż go dzisiaj wziąłem, pomimo, iż nie planowałem aż takich atrakcji dzisiaj.
Kiedy znalazłem się tak ze trzydzieści metrów od kobiety, zamarłem w bezruchu i czekałem, aż wykona pierwszy krok. Wśród drzew ciężko byłoby walczyć, zarówno mi, jak i nieznajomej. Musiałem więc cierpliwie czekać, aż wyjdzie na polanę. Miałem tylko cichą nadzieję, że Koyori mnie posłucha i zostanie w ukryciu.
Usłyszałem cichy szelest i dostrzegłem niewielki ruch. Łowczyni w końcu namyśliła się do opuszczenia kryjówki. Najciszej jak potrafiłem, ruszyłem za nią.
- Nie radzę – powiedziałem, kiedy kobieta szykowała się do strzału.
Spojrzała na mnie zaskoczona, a w jej ciemnych oczach dostrzegłem błysk gniewu, że dała się zaskoczyć. Dzieliła nas niewielka odległość, dlatego Łowczyni najpierw postanowiła wycelować w chłopców pływających w jeziorze. Kusza raczej słabo nadaje się na krótki dystans.
Widząc to, że nieznajoma prawie wystrzeliła pierwszy bełt, machnąłem ręką i otoczyła nas ściana ognia. Nie chciałem używać mocy, ale to był jedyny sposób, aby powstrzymać ją od ataku.
- Koyori! Teraz! – krzyknąłem jak najgłośniej. Kątek oka zobaczyłem, że dziewczyna pospiesznie zbiera stąd chłopców. Świetnie, przynajmniej będą bezpieczni.
- Feniks – syknęła kobieta i odrzuciła kuszę, aby zastąpić ją krótkim mieczem dwuręcznym. Niezła jest.
- Tak, cóż. Muszę przyznać, że bardzo spostrzegawcza jesteś. Co mnie zdradziło? – zakpiłem. Chyba tylko ja w takiej sytuacji potrafię nabijać się z Łowcy.
- Gdy będziesz martwy, nie będzie ci tak do śmiechu. – powiedziała, powoli zbliżając się do mnie. Sam zaś przybrałem pozycje bojową, choć mój marny sztylet nie mógł się równać z mieczem.
- Na razie nigdzie się nie wybieram.
Otoczeni przez krąg ognia, stanęliśmy do walki. Na moje nieszczęście kobieta była świetnie wyszkolona i atakowała mnie bez choćby przerwy na oddech. Jej ruchy wydawały się być naturalne. Cios za ciosem pchnięcia i blokady. Wszystko wychodziło jej bez problemu. Ja miałem mniej szczęścia. Oczywistym jest, że moją bronią nie zablokuję żadnego jej ciosu, dlatego musiałem robić unik za unikiem. Prawo, lewo, podskok, ucieczka w tył. Dla obserwatora z boku mogłoby to wyglądać jak misterny, zabójczy taniec. Zaśmiałem się na tę myśl i przeturlałem się w bok, unikając kolejnego ciosu.
- Przestań się w końcu ruszać! – wrzasnęła lekko poirytowana. – I tak nie wygrasz!
Uśmiechnąłem się, słysząc te słowa i postanowiłem po raz pierwszy w tej potyczce zaatakować. Z całą moją siłą ciąłem kobietę przez brzuch. Lecz, jak było do przewidzenia, ta uniknęła ciosu i sama odpowiedziała atakiem. Tym razem nie miałem tyle szczęścia i oberwałem. Poczułem, jak ostrze zagłębia się w moje ramię. Stłumiłem okrzyk bólu. Przekląłem się w myślach za moją nieuwagę. Jak mogłem być tak głupi?
W oczach kobiety zobaczyłem iskierkę zadowolenia. Nie mogę jej dać tej satysfakcji. Raz jeszcze zamachnąłem się sztyletem, jednak przez ranę, mój cios nie miał tej samej siły, co wcześniej. Udało mi się tylko lekko drasnąć Łowczynię, ale to wywołało u niej kolejny krzyk złości. Chyba nie spodziewała się oberwać w tym starciu.
Z lekkim trudem podniosłem się z ziemi i znów stanąłem w pozycji obronnej. Tak łatwo mnie nie pokona. Kobieta się zaśmiała.
- Nadal myślisz, że możesz mi coś zrobić?
- Jeszcze nie pokazałem wszystkiego.
Płomienie ognia podniosły się wyżej, na co nieznajoma spojrzała z lekkim niepokojem. Może i była lepiej wyposażona, niż ja. Ale to właśnie ja dysponowałem mocami.
Wykorzystując jej chwilowe zaskoczenie, wbiegłem na nią i razem przeturlaliśmy się po ziemi. To była moja ostania szansa, by coś zdziałać. W tej niewielkiej wymianie ciosów i kopniaków udało mi się zabrać jej rozkładaną włócznie z idealnie zaostrzonym ostrzem na końcu. Lewą rękę miałem niesprawną przez ranę. Ale wystarczyła mi tylko jedna ręka, aby ją pokonać. Dam radę.
- James! – usłyszałem głos Koyori. Chol*ra. Miała uciekać!
Chyba jestem zmuszony przyspieszyć trochę. Krok po kroku zbliżałem się do przeciwniczki, wymachując włócznią. Tym razem to ona była postawiona w sytuacji, kiedy to, aby odeprzeć atak, musiała się cofać. Świetnie, o to mi chodziło. W pewnym momencie potknęła się i upadła, wypuszczając miecz. Zareagowałem natychmiast. Podszedłem i przystawiłem jej ostrze do gardła.
- Radzę ci się nie ruszać – warknąłem.
Moją uwagę jednak rozproszyła Koyori, która zaczęła biec w naszą stronę. Moja przeciwniczka wykorzystała moją chwilową nieuwagę i podcięła mnie. Szybko zerwała się z ziemi i zniknęła w odmętach lasu. Rzuciłem jeszcze za nią ostrzem, ale to wbiło się w pobliskie drzewo. Łowczyni uciekła, a ja po raz kolejny tego dnia przekląłem się. Ona żyje, wie jak wyglądam i co potrafię. Nie jest dobrze. Będzie chciała zemsty. Wróci. Chyba będę musiał ostrzec Aurayę.
- Nic ci nie jest? – dopiero teraz zauważyłem, że dziewczyna stoi obok mnie. Podniosłem się powoli z ziemi, trzymając się za zranione ramię i nadal wpatrując się w miejsce, gdzie zniknęła kobieta.
- Wszystko w porządku – odpowiedziałem i powoli podszedłem do niej. Lekko skrzywiłem się z bólu, który towarzyszył przy każdym kroku. Chyba to nie było tylko lekkie draśnięcie, jak wcześniej myślałem – Nic mi nie jest.
Koyori?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz