19 cze 2017

Od Koyori do Jamesa

- Skończyłam – wyznałam, chowając resztki niewykorzystanego materiału do poręcznej apteczki.
- Widzę, że masz wprawę w tego typu rzeczach… - usłyszałam głos chłopaka, gdy dokładnie przyglądał się swojej ręce. Wzruszyłam tylko ramionami.
- Tata w przeszłości miał tendencję do łamania sobie kości podczas pierwszych przemian. Ja to odziedziczyłam, przez co mama mnie opatrywała, a gdy urodził się Aoi, również to miał i sama się przyglądałam, jak to robić. Musiałam być użyteczna dla brata, gdy rodzice zmarli… - zaczęłam opowiadać, podsuwając się w tył i ściągając buty, by na końcu usiąść po turecku na łóżku rodziców. Pogładziłam lekko brudną pościel, przypominając sobie czasy, gdy razem z trochę większym czarnowłosym się tutaj zakradaliśmy, by obudzić rodziców. Nawet nie poczułam, jak po moim policzku poleciała łza. Gdy tylko spadła na moją dłoń, od razu się ogarnęłam, wycierając w tej chwili lekko mokre oczy.
- Wybacz, mimo tego, że nie powinnam już płakać, czasem mi się zdarza. Te wspomnienia i w ogóle… Jeszcze to wydarzenie z dzisiaj – zaczęłam się tłumaczyć, śmiejąc się przez łzy. Jednak po chwili nie mogłam ich powstrzymać i rozbeczałam się jak małe dziecko.
- T-ta-tak b-ba-bardzo koch-koch-kocham braata – wyznałam z przerwami na szlochanie. Padłam na łóżko, twarzą w poduszkę, dusząc w niej swój płacz. Nie chciałam, by chłopcy mnie usłyszeli. Nie wypada tak dorosłej osobie, ale jednak… Tak się bałam! Mimo wszystko tak się martwiłam, że ona zaraz rzuci czymś w Aoi’ego i go zabije. Oprócz niego nie mam nikogo. No niby jest Kohi, ale… Ona nie jest moim bratem… A ja chcę widzieć, jak dorasta. Jak ma z czymś problem, jak pierwszy raz się zakochuje, jak zastanawia się nad tym, by wyznać komuś miłość… Chcę widzieć wszystko… Być przy nim na dobre i na złe. Tak bardzo chce mieć psa, więc go zaadoptujemy. Kiedyś, ale to zrobimy. Nagle przypomniałam sobie o obecności Jamesa przy mnie. Obróciłam głowę w stronę ściany, powstrzymując się od dalszego wylewu łez. Taki wstyd… Taki wstyd tak płakać przy prawie nieznajomym mężczyźnie, który prawdopodobnie uratował życie mojego brata i jego przyjaciela. Mam tylko nadzieję, że nie będzie się ze mnie śmiać…

James? Wybacz T-T

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz