22 cze 2017

Od Leona do Willow

Spojrzałem podejrzliwie na dziewczynę przede mną. Wyglądała na zbyt przestraszoną i niewinną, żeby być łowcą. Znaczy, wiem, że pozory potrafią mylić, ale zbyt szybko nie zaufam osobie, która oskarża mnie o bycie mordercą.
- Jestem Leon - przedstawiłem się szybko, upewniając się jednak, że pistolet nadal znajduje się na swoim miejscu. - Co ty tutaj robisz o tej godzinie? - spytałem, patrząc jak kobieta nerwowo odgarnia włosy z twarzy.
- Nic specjalnego, patrolowałam - powiedziała nieco spokojniejszym głosem niż wcześniej. Pokiwałem głową ze zrozumieniem.
- Brzmi nieźle, ale ta okolica jest taka sobie, zwłaszcza o tej porze. Masz szczęście, że rzeczywiście spotkałaś mnie, a nie jakiegoś mordercę - westchnąłem. - Powinnaś wracać do siebie - zasugerowałem. Dziewczyna zlustrowała mnie wzrokiem.
- Nie, że byś sobie nie poradziła czy coś - wybąkałem szybko i zakryłem twarz dłonią. Na twarzy rozmówczyni pojawił się lekki uśmieszek. Przez chwilę wydawało mi się, że chciała coś powiedzieć, ale się rozmyśliła. Spojrzałem na nią wyczekująco. Wyglądała, jakby nie wiedziała co zrobić, jednak widząc moje spojrzenie westchnęła.
- Zgubiłam się - powiedziała szybko, uciekając wzrokiem na ziemię. Tym razem ja się lekko uśmiechnąłem.
- Mogłaś mówić od razu. Zaprowadzę Cię. Gdzie mieszkasz? - spytałem a dziewczyna milczała i spojrzała na mnie nieufnie. Podrapałem się zakłopotany po karku.
- Odprowadzę Cię do centrum? - zaproponowałem, a Willow kiwnęła głową, nadal spoglądając na mnie podejrzliwie. Ruszyłem powoli w głąb uliczki, wskazując żeby poszła za mną.
- Spokojnie, nie porwę Cię. A gdybym próbował, nie było by to zbyt rozsądne, bo tam jest komisariat policji - powiedziałem i pokazałem palcem budynek, który znajdował się przed nami. Dziewczyna zaczęła za mną podążać, zaciskając nerwowo dłoń na nadgarstku.
- Więc, jak zostałaś łowczynią? - spytałem szukając tematu do rozmowy.
- Ciekawski jesteś - odpowiedziała a ja wzruszyłem ramionami. - Rodzinny interes - wspomniała i pokiwałem głową.
- Znam to, siostrę i mnie wciągnęli rodzice - powiedziałem, skręcając w prawo. - Nie narzekam specjalnie, ale na co dzień studiuję i pracuję w muzeum i chyba lepiej się z tym czuję niż w bieganiu za potworami - powiedziałem ciszej.
- W weekendy pracuję w kawiarence - powiedziała a ja cieszyłem się, że kontynuowała temat.
- A robisz gorącą czekoladę? - spytałem rozmarzony, Willow spojrzała na mnie jak na dziwaka.
- Tak? - odpowiedziała dziwnym tonem.
- Z dużą ilością bitej śmietany, pianek, posypki i syropu karmelowego? - popatrzyłem na nią uśmiechnięty.
- Tego chyba nie ma w menu, ale raczej da się zrobić - wybąkała a ja wyszczerzyłem się szeroko.
- W takim razie musisz dać mi namiary - powiedziałem radośnie.
- Jasne, może kiedyś - powiedziała cicho i wzruszyła ramionami. - Lubisz?
- Kocham i uwielbiam. Kurczę. Mam teraz ochotę na czekoladę - potarłem twarz dłonią i znów skręciłem, tym razem w lewo. Dookoła zaczynało się robić co raz głośniej, dochodziliśmy w okolice wielu barów, klubów i pubów. Tylko w kilku z nich byłem, nie interesowały mnie za bardzo. Moim oczom ukazał się placyk z fontanną, który oznajmiał wyraźnie, że jesteśmy już w centrum. Odwróciłem się do swojej towarzyszki.
- Jesteśmy. Trafisz już stąd? - zapytałem a dziewczyna pokiwała głową.
- Więc... Miło było poznać - uśmiechnąłem się szeroko i wystawiłem dłoń do piątki, którą dziewczyna mocno przybiła.
- Może kiedyś jeszcze się spotkamy - też się uśmiechnęła. Pomachałem jej i wycofałem się powoli. Podrapałem się po głowie. Czy ja teraz trafię do mieszkania?

Willow? :3 Wybacz, że krótko xD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz