26 cze 2017

Od Leona do Willow

Uśmiechnąłem się szeroko do rodziny, którą właśnie skończyłem oprowadzać. Ostatnim eksponatem była rzeźba przedstawiającą nimfę, Dafne, należącą do grupy Apolla i Dafne Berniniego. Była udana, ale oczywiście, było niczym w stosunku do oryginalnej rzeźby mojego mistrza.
- Za dwa tygodnie otwarta będzie wystawa, poświęcona szczególnie dziełami z tego okresu, jeśli są państwo zainteresowani, to serdecznie zapraszam - wspomniałem, widząc zainteresowanie na ich twarzach. Pokiwali głowami, również się uśmiechając i poprowadziłem ich z powrotem do recepcji.
- Dziękuję, że zdecydowali się państwo nas odwiedzić, i mam nadzieję, że nie żałujecie tego. Życzę miłego dnia - pożegnałem ich.
- To my dziękujemy, do widzenia - powiedzieli i skierowali się do wyjścia. Wszedłem szybko do dodatkowego pomieszczenia, żeby napić się wody. Nie było nas zbyt wiele, z powodu dużych tłumów odwiedzających nas dzisiaj. Był środek sezonu, w dodatku niedziela. Ludzi było od groma. Dlatego Esther pozwoliła i mi oprowadzać ludzi, choć tylko te mniejsze grupki. Westchnąłem. Lubiłem to, i żałowałem, że nie mogę tego robić częściej. Ale nie jestem jeszcze stałym pracownikiem, w dodatku nie mam jeszcze dyplomu. Dopiłem wodę i miałem iść spytać kierowniczkę co mam robić dalej, kiedy do pomieszczenia wszedł ochroniarz, Peter i zagrodził mi drogę.
- Leon, dobrze, że jesteś! - powiedział a ja spojrzałem na niego zmieszany.
- Coś się stało? - spytałem marszcząc czoło i podrapałem się po głowie.
- Tak jakby? Po "niebieskiej" sali błąka się jakaś dziewczyna od jakichś 30 minut i rozgląda się dziwnie. Wygląda na nieco wystraszoną. W dodatku jeden z nocnych twierdzi, że widział ją wczoraj po zamknięciu. Nick do niej podchodził, ale go zbyła. Może do pracownika muzeum miałaby większe zaufanie? - wyrzucił z siebie a ja stanąłem na chwilę aby przeanalizować fakty. Po chwili pokiwałem głową. Rzeczywiście, coś mogło być nie w porządku. "Niebieska" to mała sala, w której znajdują się dwa, trzy obrazy. Kto spędza tam pół godziny? Kolejny raz dzisiaj westchnąłem.
- Spróbuję z nią porozmawiać, ale nic nie obiecuję. Bądź w pobliżu na wszelki wypadek - powiedziałem myśląc nad możliwymi rozwiązaniami. Powoli wyszliśmy razem z pomieszczenia i wybraliśmy najkrótszą drogę do wspomnianej sali. Wszedłem tam i zauważyłem dziwnie znajomą dziewczynę intensywnie przyglądającą się replice obrazu Ludwiga von Hoffmana. Oprócz niej w niewielkiej sali były ze dwie rodziny. Przyjrzałem się burzy czarnych włosów i mnie olśniło. Willow! Pokazałem Peterowi kciuk do góry i poruszyłem ustami, mówiąc mu, że ją znam. Podszedłem do niej od tyłu. Nachyliłem się nad jej ramieniem.
- Narcyz. Niezły nie? - powiedziałem cicho a dziewczyna odskoczyła i odwróciła się z wystraszonym wyrazem twarzy. Przez parę sekund patrzyła na mnie skonsternowana.
- Leon! Wystraszyłeś mnie - rzuciła a ja wzruszyłem ramionami.
- Myślę, że nieźle oddał urodę. Znaczy Ludwig. Mam mini teorię, że specjalnie namalował tak tę kobietę, żeby te walory Narcyza podkreślić. Nie największe jego dzieło, ale ma swój urok, te barwy są świetne. Niestety, to tylko replika. Oryginał, jeśli się nie mylę znajduje się w jakimś muzeum w centralnej Europie - zacząłem paplać. Dziewczyna patrzyła na mnie tylko. Odgarnąłem włosy z twarzy i uśmiechnąłem się.
- A tamten obraz? - spytała wskazując na sąsiadującą ścianę.
- Tamten był niemieckiego autora, ten jest polskiego. Pewnie kaleczę nazwisko ale to Malczewski - powiedziałem. - Tytuł nie jest zbyt ciekawy - "Śmierć". Z cyklu Thanatos. Całkiem nowy, bo z tysiąc dziewięćset drugiego roku. Trochę wyszedł z ram, bo przedstawiał śmierć mało makabrycznie. Wiesz, zero flaków i krwi. To nie jedyny jego wybryk, zaszalał też przedstawiając Thanatosa jako kobietę. Nadał śmierci w sumie ciekawe znaczenie, warto zobaczyć resztę z tej serii. Osobiście polecam jego inne dzieło, "Niedziela w kopalni". Jak to zobaczyłem to przez chwilę zaniemówiłem - opowiedziałem. Kobieta przez chwilę przyglądała się postaciom na obrazie.
- Sporo o tym wiesz - powiedziała z lekkim uśmiechem a ja znów wzruszyłem ramionami.
- To moja praca. W sumie wolę rzeźbę od malarstwa, ale historia sztuki jest moim małym konikiem - wspomniałem a kobieta spojrzała na mnie rozbawiona.
- I z pewnością lubisz dużo mówić - rzuciła i teraz ja się uśmiechnąłem.
- Jeszcze nie widziałaś jak potrafię się rozgadać o Berninim - powiedziałem.
- To mi pokaż - rzuciła śmiało a ja pokręciłem głową.
- Chciałbym, ale raczej mi za to nie zapłacą - oświadczyłem smutno a dziewczyna zrobiła nieco rozczarowaną minę.
- Co tu tak właściwie robisz? Trochę wystraszyłaś chłopaków - wskazałem na ochroniarzy a Willow spojrzała na nich zza mojego ramienia.
- Uhmm, nic szczególnego, nudziło mi się - powiedziała,  szybko uciekając od tematu. Uśmiechnąłem się. Kątem oka zauważyłem Esther kierującą się w stronę recepcji. Nieważne jak bardzo chciałem, nie mogłem zostać dłużej z nieznajomą, chyba, że wykupiłaby wycieczkę z przewodnikiem, o co nie miałem serca jej prosić, znając na pamięć nasze ceny.
- Chyba niestety muszę uciekać, jak widzisz mamy sporo ludzi - powiedziałem zmieszany. Dziewczyna pokiwała głową z niezrozumiałą miną. Zmarszczyłem brwi zastanawiając się czy powinienem zrobić to co chcę zrobić. Rzuciłem sobie mentalne "a co mi tam?". Wyjąłem szybko telefon z kieszeni.
- Ale gdybyś chciała kiedyś posłuchać więcej mojego paplania o Berninim, może chciałabyś dać mi swój numer? - odezwałem się, chyba nieco się czerwieniąc. Dziewczyna spojrzała na mnie zaskoczona.

Willow? Co ty na to? ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz