16 cze 2017

Od Olivier'a - Do Evelyn

     Od ostatniej dawki minęło kilka dni. Zwykłem ograniczać się tylko do małej ilości, jednak tym razem pragnienie było silniejsze. Powoli wysypałem proszek z pojemnika, z przyjemnością obserwując, jak się wysypuje. Nie byłem w stanie skupić się na czymkolwiek innym, a pragnienie pochłaniało moją duszę od środka. Niewyobrażalny ból przeszył moje ciało, tym samym sprawiając, że miałem ochotę wybuchnąć. Powolnym ruchem zażyłem cały proszek, zupełnie zapominając o ograniczeniach. Mój umysł nie myślał trzeźwo, o nie. Wszystko od razu wydało się lepsze, chociażby ten głupi bar i tańczący dookoła ludzie nie wydawali się aż tak obcy. Ogarnęła mnie chęć zabawy, śpiewu tańca. Dziwne, zazwyczaj tego nie robiłem, prawda? Nie wiem. Nie mam pojęcia. Nie wiem, co robiłem, ani czego nie robiłem. Wszystko zaczęło robić się zamazane, obrazy w mojej głowie przestawały mieć sens. Wszystko przestało mieć sens. Miałem po prostu dziwną ochotę, żeby zrobić coś niebezpiecznego. Co? Tego też nie wiem. Po prostu dziwne uczucie niebezpieczeństwa rozdzierało mnie od środka tak, jak nigdy dotąd. Powoli, chwiejnym, ale pewnym krokiem ruszyłem przed siebie, rozpychając ludzi na parkiecie. Jedni się awanturowali, inni uważali mnie za gbura. Zaraz jednak przestawałem o tym myśleć, i skupiłem się jedynie na tym, że czuję się dziwnie szczęśliwy. Tak, to było najważniejsze. Szczęście. I znów obraz zbledł w mojej głowie. Zapomniałem, co robiłem przed chwilą. Wyszedłem z klubu, zbytnio nie rozglądając się dookoła. Po prostu szedłem przed siebie, jakby to był mój jedyny cel. Po drodze natrafiałem na różnych ludzi, których pokrótce zapominałem. Szum miasta i mocne oświetlenie ulicznych lamp zaczęły coraz bardziej mi dokuczać, bardziej niż powinny. Uczucie świetności z każdą sekundą mijało, tak jak i niewytłumaczalne szczęście. Z każdym krokiem powoli odzyskiwałem świadomość, czując coraz większą odrazę do siebie i swojego uzależnienia. W końcu los postanowił zesłać mnie na ślepą uliczkę, w której zostałem na dłuższy czas. Położyłem się obok śmietnika, a po chwili nieświadomie zasnąłem.
     Sen nie trwał jednak zbyt długo. Obudziłem się po zaledwie godzinie, a tak przynajmniej mi się wydawało, bo noc ani trochę nie zamieniła się w dzień. Światła latarni nadal paliły się tak samo mocno, oślepiając mnie i oświetlając odległe ulice, które widziałem jedynie zamazanie. Po nieudanej próbie podniesienia się, poczułem mdłości. Odwróciłem głowę i zwymiotowałem na twardą posadzkę. Z każdą sekundą, którą odczuwałem trzy razy dłużej niż normalnie, moje samopoczucie gwałtownie spadało. Niemiłosierny ból głowy, brzucha i okropne, kłujące uczucie beznadziejności sprawiały, że miałem ochotę zasnąć, i nigdy nie wstać. Kiedy ponownie spróbowałem się podnieść, powróciły do mnie wszystkie obrazy, wszystko co zrobiłem. Miałem ochotę ponownie zwymiotować, jednak powstrzymałem się i wstałem z zimnej posadzki. Pulsujący ból głowy nadal nie ustawał, ale jedyne, co przychodziło mi do głowy, to powrót do domu. Nie miałem ochoty zamartwiać siostry, dlatego mimo wszystko nie zamierzałem zostać na ulicy przez całą noc. Nieco szybszym krokiem kierowałem się w stronę mieszkania, niezbyt uważając na to, kogo mijam czy jak go mijam. Wraz z mijającą nocą dostrzegłem wschodzące słońce, które wyraźnie dało mi do zrozumienia, że muszę się pospieszyć. Przyspieszyłem do truchtu, nie rozglądając się dookoła ani trochę. Biegnąc przez kręte uliczki, nawet nie zobaczyłem osoby, z którą dosyć mocno się zderzyłem. Zdaje się, że ja wyszedłem z tego dosyć dobrze, bo nawet nie upadłem, lecz nieznajomy odleciał kawałek i upadł na ziemię.
     Otrząsnąłem się, po czym spojrzałem w kierunku nieznajomego, a może raczej nieznajomej. Była to drobna, czarnowłosa dziewczyna, której oczy w przeciągu jednej sekundy zaczęły świecić dziwnym blaskiem, zupełnie jak moje. Zaraz... Cholera, kolejny wilkołak.
- Uważaj jak chodzisz. - warknęła, ignorując wyciągniętą dłoń w jej stronę. Z gracją podniosła się sama, otrzepując z kurzu. Kiedy się zbliżyłem, warknęła na mnie.
- Jesteś ślepa, czy głupia? Dookoła chodzą ludzie, a raczej nikt normalny nie warczy na każdego obcego, którego spotka. - odburknąłem, widząc jej niechęć. Dziewczyna spojrzała na mnie z urazą, wywracając oczyma.
- A ty co, Łowca? Śmiało, schwytaj mnie, skoro jesteś taki mądry. - syknęła.
- Okej. Skoro oddajesz się w moje ręce, proszę bardzo. - wzruszyłem ramionami, biorąc nieznajomą na ręce. Zaczęła się wyrywać i warczeć, ale byłem na tyle silny, że cały czas stabilnie szedłem przed siebie.
- Wolałabym, do cholery, żebyś mnie związał, czy coś. Poza tym, jesteś wilkołakiem. Puść mnie! - zaczęła krzyczeć, ale ja nie zamierzałem dawać za wygraną.

Evelyn?





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz