18 cze 2017

Od Williama do Elli (18+)

Westchnąłem i rzuciłem butem stojącym obok łóżka w odtwarzacz. Znów zaczęło lecieć "Say You Won't Let Go". Piąty raz. Tylko tego dnia. Znów wtuliłem twarz w poduszkę. Po burzy myśli, które miałem przez ostatnie pięć dni, cisza, która obecnie panuje w mojej głowie jest niepokojąca. Popatrzyłem na Ernesta, który spał spokojnie. Przynajmniej on. Nie spałem w nocy, przekręcając się niewygodnie z boku na bok. "Czy byłoby mi wygodniej gdyby Ella była obok?" - pomyślałem i zasłoniłem twarz dłońmi, jednocześnie skopując koc z łóżka. Po chwili sam się z niego skopałem. Stwierdziłem, że mam dość i chcę wyjść z domu. Przez ostatnie dni, nikt poza Deanem się nie odzywał. Znaczy, to ja spytałem go czy ma ochotę na kolejny maraton komedii romantycznych, ale nie mógł się spotkać. Był już na mieście z Ellą i Calem. Zbiłem wtedy mój ulubiony kubek. W sumie, sam się rozbił. Uderzając w ścianę. Czułem jak robię się czerwony. Ta cała zazdrość. To nie byłem ja, przerażało mnie to. Cale, źródło tego wszystkiego.  Cale. Co za chujowe imię. Dłoń automatycznie zacisnęła mi się w pięść. Złośliwy uśmieszek pojawił mi się na twarzy. Zdecydowałem, że pójdę do Elli. Wspominając wcześniejszą chęć wyjścia z domu stwierdziłem, że połączę przyjemne z pożytecznym - jeśli Cale tam będzie przy okazji wyrzucę go z jej mieszkania na twarz.
Wstałem z podłogi i podreptałem do łazienki. Jak na 5 dni zalegania w łóżku nie wyglądałem zbyt źle. Wskoczyłem pod prysznic, przy okazji zapominając, że mam na sobie okulary i ogarnąłem się szybko. Stanąłem przed szafą, by po chwili wyjrzeć za okno. Nie było jakoś szczególnie pięknie, ale raczej ciepło. Założyłem czarną koszulkę, spodnie w stylu baggy i zarzuciłem na siebie jeszcze koszulę w czerwoną kratę. Sprawdziłem czy mam wszystko przy sobie, odpiąłem telefon od ładowarki, pożegnałem szybko Ernesta i wyszedłem, dwa razy sprawdzając, czy zamknąłem drzwi.
***
Szedłem krawędzią chodnika a w moim polu widzenia pojawił się blok, w którym mieszka Ella. Ostatni raz spytałem siebie czy chcę to zrobić. Moje nogi mi na to odpowiedziały, stawiając kolejne kroki. Telefon mi wypadł, schowałem się w cieniu rozłożystego dębu, rosnącego w pobliżu wejścia na klatkę. Podniosłem go i gdy wyprostowałem się, mój wzrok padł prosto na ludzi, stojących przed tym wejściem. Dość szybko udało mi się rozpoznać w nich Ellę i Cale'a. Dla odmiany, czułem, że moja stopa zaczyna kumulować w sobie siłę. Super, świeci mi się but, genialnie. Obrzuciłem spojrzeniem tę dwójkę. Ella stała tylko w bluzie i koszulce, widocznie męskiej, niestety nie mojej. Odsłaniała jej nogi. Szczegółem, który zwrócił moją uwagę, było to, że miała rozpuszczone włosy, oraz to, jak ładnie wyglądała w taki sposób. Nie miałem najmniejszej ochoty patrzeć na Cale'a. Ella zbliżyła się do niego, a ja poczułem, że wybucham, patrząc jak go całuje. Miałem cholernie dość, chciałem zrobić milion rzeczy, ale jedyną, która wyszła było usadzenie tyłka na trawie, obok korzeni wspomnianego dębu. Bezwiednie patrzyłem, jak kończą rozmowę, oraz jak Cale wsiada do samochodu. Ella powoli wycofała się i weszła do klatki. Nie widziałem jej miny i nie wiedziałem czy chcę widzieć. Siedziałem tak, patrząc na swoje dłonie. Z tego stanu wyrwała mnie dopiero laska starszej pani, lądująca na mojej głowie.
- Ci młodzi to teraz chodzą po tych narkotykach po ulicach, niszczą wszystko! I jeszcze chcą legalizacji tej marahuanininy, kiedyś, było lepiej! - wyskrzeczała i poszła dalej. Potrzebowałem chwili, żeby się otrząsnąć i poderwałem się na nogi. Szybko skierowałem swoje kroki i wbiegłem do klatki Elli, dziękując bogom za niezamknięte drzwi. Tymczasem zauważyłem, że moje ciało już zrozumiało, że coś jest nie tak i starym już zwyczajem zaczęła świecić się moja lewa dłoń. Zapukałem niespokojnie do drzwi.
- Cale, idioto, jak mogłeś czegoś zapom... - doszedł mnie głos Elli, który urwał się, gdy tylko otworzyła drzwi.
- William - powiedziała. - Co ty tutaj robisz? - spytała patrząc na mnie podejrzliwie.
- A jak myślisz? - odpowiedziałem pytaniem, a naszą uwagę zwróciły kroki za naszymi plecami. Po schodach schodziła jakaś kobieta, patrząc na nas nieufnie.
- Dobry wieczór pani Simons - wydukała El i westchnęła. - Wejdź do środka - powiedziała i zrobiła krok do tyłu. Skorzystałem z zaproszenia i wszedłem, a kobieta zamknęła za mną drzwi. Rozglądałem się po mieszkaniu, byle tylko nie patrzeć na Ellę.
- Wiesz, to było przykre. Przez tydzień nikt się do mnie nie odzywał, poza Deanem, który dał mi do zrozumienia, że zastąpiliście mnie Calem - powiedziałem cicho, trzymając dłonie w kieszeniach.
- Po pierwsze, wiesz, że to nie tak. Po drugie, Cale też jest naszym znajomym - powiedziała a ja odwróciłem się i spojrzałem rozgoryczony, wskazując na jej koszulkę.
- Znajomym. Też jestem twoim znajomym, ale mnie nie ciągniesz do łóżka - patrzyłem jak zmienia się jej wyraz twarzy.
- To absolutnie nie twoja sprawa, kto jest w moim łóżku - wysyczała a ja zacząłem rozumieć. Zacząłem rozumieć, skąd ta zazdrość, zacząłem rozumieć skąd to zakochanie, zacząłem rozumieć wszystkie te emocje. Gniew wypalał mnie od środka, ale wiedziałem, że jedyną rzeczą, którą powinienem zrobić, jest nie powstrzymywanie się dziś. Zaczynałem mieć gdzieś, gdzie to wszystko mnie poprowadzi. Liczyły się tylko fakty - chciałem mieć tę kobietę tylko dla siebie, pożądałem ją i byłem na nią wściekły. Jak nigdy, na nikogo w życiu.
- To zaczęło być moją sprawą od tamtego pocałunku - powiedziałem, stając blisko niej.Te wszechobecne ślady Cale'a, jego wyczuwalna obecność. Miałem ochotę zetrzeć to wszystko i zastąpić sobą.
- Nic nie znaczył. Nie jestem twoja Williamie - powiedziała i wymierzyła mi cios w policzek. Przepełnił mnie szał i starą już manierą, naparłem na nią i popchnąłem ją o ścianę. Pocałowałem ją, wyciszając jęk bólu dochodzący z jej gardła. Próbowała mnie odepchnąć, więc złapałem jej dłonie i oparłem razem z resztą ciała. Odpowiedziała na pocałunek, a ja stwierdziłem, że ogień, będący już tak znajomym uczuciem dochodził od nas obojga.
- Ty sukinsynie, nienawidzę Cię - powiedziała Ella i kolejny raz wpiła usta w moje. Poruszyłem swoimi biodrami, ocierając się o nią. Poza oczekiwaną reakcją, czyli kolejnym jękiem, tym razem chyba nie bólu, zarobiłem tylko kopnięcie. Szczęśliwie, trafiła tylko w udo. Ścisnąłem mocno jej ramiona, i nie przerywając pocałunku, popchnąłem ją w stronę sypialni. Wskoczyła na mnie, ciągnąc moje włosy, aż poczułem ból. To samo zrobiła z moją wargą, przygryzła ją tak, że aż poczułem smak krwi. Oparła się o moje krocze, rolując się, sprawiając, że myślałem, że zwariuję. Gdy przeniosłem ją przez próg, zaczęliśmy ściągać jej bluzę, następnie moją koszulę. Przerwałem pocałunek, by przenieść moje usta na jej szyję. Gryzłem, całowałem skórę, czując jej gwałtowny puls pod swoimi wargami. Przestałem dbać o to, czy bolało, ta bliskość pozwalała mi wyzwolić wszystkie swoje uczucia, które nadal się we mnie kumulowały. Przeniosłem się na obojczyk, kiedy zaczęła dość mocno uderzać mnie w głowę. Poczułem zapach, który sprawił, że ponownie zapłonąłem. Koszulka. Cale'a. Jęknąłem ze złości (i nie tylko) i rzuciłem Ellę na materac. Rozerwałem to dzieło szatana, nie zważając na jej protesty. Które zresztą szybko uciszyłem, korzystając z tego, że nie miała na sobie biustonosza i wziąłem jej małe piersi w swoje dłonie. Nie wiem, czy to było jeszcze w jakikolwiek sposób przyjemne, ale kobieta wygięła się w łuk pode mną. Przeniosłem moje ręce dalej, zahaczając o brzeg jej bielizny, ale złapała szybko moje nadgarstki i wysyczała, ściskając tak mocno, że poczułem, jakie będę miał siniaki. Podniosła się, sadzając się dokładnie między moimi nogami i ściągnęła mi koszulkę, jakimś cudem pozbywając się też moich okularów. Skopałem szybko z siebie buty i skarpetki, ciągnąc włosy kobiety do tyłu, tak, że dokładnie wyeksponowała swoje ciało przede mną. Znów się zaczęło, całowałem, gryzłem, robiłem wszystko z piersiami kobiety, nie patrząc jak próbowała w między czasie mnie skrzywdzić i na to, ile razy wyzywała mnie od kurw. Ściągnąłem także spodnie, a Ella usiadła na mnie tak, że dzielił nas tylko materiał. Wbiła paznokcie w mój kark, a ja ponownie popchnąłem ją na materac.
- Teraz jesteś moja - powiedziałem, uśmiechając się złowieszczo, za co znów uderzyła mnie w policzek. Zrekompensowałem się szybko, obracając ją, tak, że miałem przed sobą jej pupę. Nie wiem co zrobiłem z jej majtkami, ale po chwili już ich nie było, a ja uderzyłem ją w tyłek tak, że jej głośne "Skurwysynie..." pewnie słyszał cały budynek. Pozbyłem się szybko i swojej bielizny, złapałem ją za kark, tak, że prawie wcisnąłem jej twarz w materac i ustawiłem ją na tyle, żebym mógł wygodnie wbić się w nią. To ja nadawałem tempo, to ja kontrolowałem nasze ruchy, ale nasze biodra szybko odnalazły wspólny rytm. Kobieta podniosła się, oparła plecy o moją klatkę piersiową, i tym razem ona przejęła kontrolę, podnosząc się i znów opadając na mojego członka. W życiu nie czułem się tak dobrze. Nie znaczyło to, że złość minęła. Ugryzłem jej ramię, na co zareagowała kolejnym krzykiem. Raczej nie wyróżniał się wśród tych, które cały czas wypełniały pomieszczenie. Czułem, jak dochodzę, Ella najwyraźniej też wiedziała co robi. W tym samym momencie dostaliśmy spazmów. nasze odczucia, jak już wspominałem, przypominały ogień. Doszedłem w jej wnętrzu, ona osunęła się na poduszki. Spojrzałem na nią zachwycony, jak ciężko dyszała, jak pot perlił się na jej dekolcie, jak patrzyła na mnie z tym temperamentem w oczach. Znów mnie kopnęła, tym razem w pierś, sprawiając, że poleciałem do tyłu.
- Serio Cię nienawidzę - powiedziała. A ja wspiąłem się z powrotem, siadając między jej nogami, nachylając się nad nią. Wisiało między nami coś niewypowiedzianego, ale oczywistego.
- Kochasz mnie - wyszeptałem a ona nie odpowiedziała. Tylko znów mnie do siebie przyciągnęła. Wiedziałem swoje.

Ella?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz