31 lip 2017

Od Aurayi do Ezequiela

Większość naszej drogi do sklepu upłynęła nam w milczeniu.  Tak, tylko większość, ponieważ zdarzały się momenty, kiedy to Myrthe stwierdziła, iż będzie to wspaniały pomysł umilić czas podróży rozmową. Szkoda, że tylko ona była tego zdania. Ja nie miałam najmniejszej ochoty wdawać się w jakąkolwiek pogawędkę. Miłą, uprzejmą, krótką. Nie ma mowy. Zresztą ile było w tym sensu? To była tylko jedna akcja. Po załamaniu Szablastozębnego nasze drogi się rozejdą. Nigdy więcej się już nie spotkamy. W takim razie po co ja mam o sobie opowiadać? Poza tym dziewczyna zadawała bardzo niewygodne pytania. Gdzie się urodziłam? Co z moją rodziną? Jak zostałam aniołem? Zadawała setki pytań o moją przeszłość, choć nie uzyskiwała żadnych odpowiedzi.  Nie byłyśmy najlepszymi przyjaciółkami. Ba! My się dopiero poznałyśmy! Myślę, że to najlepszy argument potwierdzający to, iż to nie jest czas ani miejsce na rozmowy od serca.
Na szczęście dziewczyna w końcu zrozumiała, że niczego się ode mnie nie dowie i porzuciła swoje próby rozmowy ze mną. Wiem, że nie chciała niczego złego. Po prostu była ciekawa. To ja nie byłam najlepszym kompanem do rozmów…
Było późne popołudnie, kiedy w końcu zajechałyśmy na parking jednego z centrów handlowych. Był tu ogromny tłok. Miałam wrażenie, jakbym znów znalazła się na arenie. Tyle, że tutaj ludzie walczyli o miejsca parkingowe, a nie o życie. Choć zauważywszy dwóch mężczyzn, którzy zaczęli się kłócić, który był pierwszy na danym miejscu, a zaraz potem doszło do krótkiej szarpaniny, zwątpiłam w swoje stwierdzenie. Zaczęłam nawet myśleć, że i my będziemy musiały stoczyć wiele bitew, nim w ogóle wejdziemy do sklepu.
- I o co tyle hałasu? To tylko sklep – powiedziałam.
- Dziewczyno, wiesz jakie są teraz wyprzedaże? Nawet do siedemdziesięciu procent! – uśmiechnęła się Myrthe.
Nadal nie rozumiałam o co tyle szumu. To tylko ubrania! Zwykłe szmatki, a ludzie podchodzą do tego, jakby to właśnie one mogły ich ocalić.
Objechałyśmy parking chyba z dziesięć razy, zanim w końcu znalazłyśmy jakieś wolne miejsce. Te zakupy nawet dobrze się nie zaczęły, a ja już miałam dość dzisiejszego dnia.
- Najpierw wybierzemy ci suknię.
Chyba to był najlepszy moment, aby zacząć się martwić. Suknię. Ja mam włożyć jakąś sukienkę? Świat nigdy nie widział mnie w czymś takim!
Weszłyśmy do ogromnego centrum handlowego. Z mojej perspektywy wyglądał jak labirynt sklepów i korytarzy. Był wybudowany w nowoczesnym stylu. Dach był przeszklony, dzięki czemu można było obserwować bezchmurne niebo nad nami. Słońce zaś wydawało się z politowaniem spoglądać na tych wszystkich zatraconych w zakupach ludzi. Budynek sprawiał wrażenie przytłaczającego, napierającego swą masywnością na mnie.
 Ludzi zaś… ludzi było miliony. Każdy się gdzieś spieszył, wszyscy mieli wielkie naręcza toreb i jeszcze im było mało. Nie zwracali uwagi na nic. Ich jedynym celem był kolejny sklep. To było dopiero miejsce, gdzie zaprzepaszczało się swoje pieniądze.
Myrthe zaprowadziła mnie do pierwszego sklepu z sukniami. Od razu zagłębiła się między półkami w poszukiwaniu odpowiedniej kreacji. Ja zaś postanowiłam się zdać na gust dziewczyny. Dlatego podeszłam w jakiś kąt sklepu i tam na nią zaczekałam. Gdy podeszła do mnie z naręczem wszelkiego rodzaju sukien, od długich i szerokich do krótkich i kusych, przez czarne do różowych, błyszczące i matowe, wytrzeszczyłam oczy.
- Chyba żartujesz.
- Wskakuj do przymierzalni i nie marudź. Sama się na to zgodziłaś – uśmiechnęła się i wcisnęła mi naręcze sukien.
Jedna po drugiej, przymierzałam każdą po kolei i wychodziłam, aby Myrthe mogła ocenić jak to wszystko wygląda. Ja zaś w każdej czułam się jak jakaś bożonarodzeniowa choinka, na której ktoś przesadził z ozdobami. Przymierzałam długą, czarną z cekinami, była ostro różowa z haftami i była też taka, co wyglądała, jakbym miała na sobie tylko jakąś narzutkę.
Dziewczyna spoglądała na mnie, mierzyła wzrokiem, a ja w tym momencie czułam się jak jakiś przedmiot na wystawie, albo przynajmniej jak strojny pudel. Wierzcie mi, nieprzyjemne uczucie.
Przymierzyłam chyba ze sto sukien, a mimo to za każdym razem słyszałam tylko krytykę. Nieodpowiednia, tragedia, pogrubia cię, za dużo zasłania, za mało odsłania, nie, nie i jeszcze raz nie.
Nie mam pojęcia, ile czasu spędziłyśmy w tym sklepie, kiedy to Myrthe stwierdziła, że nie ma tu nic ciekawego i trzeba iść do następnego sklepu. Zaczęłam rozważać ucieczkę z tego miejsca…
Wierzcie mi, lub też nie, ale w następnym sklepie dziewczyna znalazła jeszcze więcej sukienek, niż w poprzednim. Z nowymi zapasami wkroczyłam do przymierzalni.
Wiem, że dziewczyna chce pomóc, a ja jej w tym nie pomagam. Ale jeszcze nigdy nie byłam na takich zakupach. Jednak zdążyłam już odkryć, że się do nich nie nadaję.
- Utknęłaś w tej przymierzalni? No wychodź! Chcę zobaczyć efekt.
Z cichym westchnięciem opuściłam przymierzalnię. Tym razem miałam na sobie granatową suknię, ściętą po skosie, który ciągnął się od połowy uda, aż do kolana. Jedno jedyne ramiączko było po prawej stronie i było zrobione na kształt chusty. Tu i ówdzie były poprzetykane cekiny, co sprawiało wrażenie, jakby kreacja się świeciła. W zasadzie można by było powiedzieć, że wygląda jak nocne niebo.
Pewnie inne dziewczyny byłyby nią zachwycone. Jak dla mnie za dużo odsłaniała. No i była trochę zbyt obcisła.
- Wyglądasz w niej świetnie! – usłyszałam zadowolony głos Myrthe.
A w duchu liczyłam na to, że tę suknię odrzuci…
Okręciłam się kilka razy dookoła. Ja tam nic niezwykłego nie widziałam.
- Gdzie ja mam pod tym ukryć noże? Ta sukienka jest tak obcisła, że wszystko będzie widać! To przylega, jak druga skóra. I jak ja mam w tym walczyć?
- Właśnie dlatego nie bierzesz noży. A jak wszystko pójdzie zgodnie z planem, to nie będziesz walczyć.
- Bez noży nigdzie nie idę.
- Przecież idziesz z Edem. Jak coś pójdzie nie tak, to on będzie interweniował.
- I mam być jak te wszystkie głupiutkie, bezbronne dziewczyny, które czekają na ratunek?
- Mniej więcej. – uśmiechnęła się – Zdejmij ją. Idziemy do kasy i czeka nas jeszcze sklep z butami.
Oczywiście…
Na moje nikłe szczęście tym razem buty udało nam się kupić już w pierwszym sklepie. Jednak nie myślcie, że skoro tak szybko poszło, to było łatwo. Tak jak wcześniej, dziewczyna wybrała kilka par butów na wysokim obcasie i kazała mi je przymierzyć. Nigdy nie chodziłam w takich butach, dlatego można sobie wyobrazić moje pierwsze kroki.
- Musisz bardziej kręcić biodrami! Wyprostuj się! Utrzymuj równowagę!
- Ty chcesz, abym się zabiła? To jest niewykonalne.
- Z tego, co wiem, potrzeba czegoś więcej, niż butów na obcasach, aby zabić anioła – parsknęła dziewczyna i kazała mi przymierzyć kolejną parę butów. Oczywiście ten piekielny wynalazek miał swój pomysł. W drodze do miejsca, gdzie znajdował się stosik pudeł ułożony przez Myrthe, potknęłam się i upadłam, a echo mojego upadku niosło się po całym sklepie.
- Dziewczyno, gdzie twoja wrodzona gracja? Jesteś aniołem. One poruszają się delikatnie, suną po ziemi, a nie twardo po niej stąpają.
W tym momencie miałam ochotę podziurawić nożem każdego, kto by się tylko do mnie zbliżył.

***
               Po całym dniu zakupów udało nam się opuścić centrum handlowe dopiero późnym wieczorem. Z naręczem toreb, w których znajdowały się sukienka, buty i jakaś biżuteria, wracałyśmy do samochodu. Na parkingu się trochę przerzedziło, więc udało nam się na spokojne opuścić to piekielne miejsce.
Raczej prędko tam nie wrócę.
               Gdy tylko wróciłyśmy do domu, Myrthe od razu zabrała mnie do innego pokoju, aby zacząć przygotowywania. Było już późno i nie miałyśmy zbyt wiele czasu. W pierwszej kolejności kazała wcisnąć mi się znowu w suknię. Przyrzekam, jak to się skończy, z przyjemnością ją spalę.
Nie czułam się w niej zbyt dobrze. Zwłaszcza, że odkrywała mi ramiona, ręce i nogi. A przez to… przez to były uwidocznione białe, odznaczające się na ciele blizny. To prawda, że anioła nie da się tak łatwo zabić. Dlatego tak bardzo byłam opłacalna na… ringu. Zwykłe ostrza nie pozostawiały po sobie śladu. Ale zdarzało się oda czasu do czasu, że ktoś używał Demonicznego Ostrza – miecza wytopionego w krwi demona. Po tych ranach dłużej dochodziłam do siebie. I niestety pozostawiały po sobie ślady. Nigdy nikomu ich nie pokazywałam.
Dziewczyna przyjrzała się długim rysom na moim ciele, lecz nic nie powiedziała, za co w głębi ducha byłam jej bardzo wdzięczna.
Bez żadnego słowa zabrała się za makijaż. Jak to było? Mocny makijaż? Myrthe wzięła to sobie do serca. Czułam się, jakby moja twarz krzyczała „Spójrz na mnie”. Gdy tylko spojrzałam w lustro na swoje odbicie, ujrzałam, że spogląda na mnie zupełnie obca mi dziewczyna. Nie byłam w stanie długo spoglądać jej w oczy.
- Myrthe? Dałabyś radę zamaskować jakoś te blizny? – spytałam, przyglądając im się w lustrzanym odbiciu.
Dziewczyna bez słowa podeszła do mnie i spełniła moja prośbę. Naprawdę była niezwykła, ponieważ po moich bliznach nie zostało ani śladu. Moja skóra wyglądała na nieskazitelną. Szkoda, że ten efekt za jakiś czas zniknie.
- Mogłabym mieć jeszcze jedną, ostatnią prośbę? Nie mów o nich Edowi, proszę.
Na moje szczęście dziewczyna bez jakichkolwiek pytań zgodziła się.
- Gotowa? – usłyszałam głos chłopaka. Odwróciłam się w jego stronę.
- Oczywiście. Jak ci się podobają efekty? – uśmiechnęła się Myrthe, a chłopak skierował wzrok na mnie.
- Lepiej nie odpowiadaj.
- Musimy już ruszać. W samochodzie wszystko ci pokrótce opowiem.
Kołysząc się na wszystkie strony, starają się utrzymać równowagę, udałam się za chłopakiem.

***
- Wszystko zrozumiałaś? – to pytanie padło już chyba tysięczny czas podczas naszej podróży.
- Tak. Jak wejdę, muszę wkręcić się w towarzystwo. Powoli zacząć się zabawiać, zatracać się w grze, popijając przy tym wesoło ogromne ilości alkoholu. Coś jeszcze?
- W razie kłopotów, będę kręcił się niedaleko.
- Umiem sama o siebie zadbać…
               Pod kasynem było masę ludzi. Naprawę się tego  nie spodziewałam. Wszyscy w wyszukanych strojach. Panie w wieczorowych, skąpych sukniach, panowie zaś w garniturach. Wydawało mi się, że to nie jest realne.
Gdy wysiedliśmy z samochodu, Ed podszedł do mnie i położył rękę na moim biodrze. Napięłam wszystkie mięśnie.
- Zabierz tę rękę, albo cię podziurkuję jak szwajcarski ser.
- Trochę uprzejmiej. Pamiętaj, że udajemy parę. Nie wpuszczą nas do środka, jeżeli będziesz wyglądała, jakbyś miała ochotę mnie zabić. Rozluźnij się trochę. I pamiętaj, sama się na to zgodziłaś – uśmiechnął się złośliwie.
W pamięci jednak nadal miałam ostatni moment, kiedy zanadto się do mnie zbliżył. I wtedy nie skończyło się to dla mnie zbyt dobrze.
Jednak mimo wszystko od tego, jak dobrze to rozegramy, zależało powodzenie tego przedsięwzięcia. Nie po to spędziłam cały dzień tortur w centrum handlowym, aby teraz przez własną głupotę zaprzepaścić wszystko. Dlatego też posłuchałam mężczyzny i postarałam się trochę rozluźnić. Poszłam za przykładem jednej z par, która nas minęła i położyłam głowę na ramieniu Eda. To było… dziwne uczucie.
               Kasyno wewnątrz prezentowało się jeszcze lepiej, niż z zewnątrz. Miało się wrażenie, że przenosi się do innej epoki, kiedy jest się w tak ekskluzywnym i majestatycznym miejscu. Wszystko tutaj było przygotowane dla najbardziej wymagających klientów. Każdy szczegół był dopracowany. Kelnerzy kroczyli dumnie pomiędzy tłumem ludzi, proponując im szampana. Ozdoby mnie otaczające wydawały się wyrafinowane, jakby nawet największy krytyk sztuki nie mógł odebrać im ich blasku. Nigdy nie byłam w takim miejscu.
- Wiesz, co masz robić. Ja będę kręcił się gdzieś w pobliżu. – powiedział i nim zdążyłam jakkolwiek zareagować, od jakby rozpłynął się w tłumie.
Muszę skupić się na zadaniu. Było to o tyle trudne, że nie wiedziałam do końca, jak to ma wyglądać. W samochodzie Ed opowiedział mi o kilku grach tutaj i szybko mi wyjaśnił zasady. Jednak czy będę umiała wykorzystać to w praktyce? No i czy uda mi się wkręcić do śmietanki towarzyskiej? W końcu oni wszyscy się znają, a ja jestem nowa i… powiedzmy to sobie szczerze, nie jestem duszą towarzystwa.
Jednak dla dobra sprawy muszę wysilić się na udawanie rozpuszczonej dziewczynki, która wierzy, że wszystko może. A poza tym… chcę udowodnić pewnemu niedowiarkowi, że jestem coś warta i umiem poradzić sobie w każdej sytuacji.
               Dumnym, choć trochę chwiejnym krokiem, podeszłam do pierwszego ze stolików. Zasiadała tam przyglądając się, co to za gra i próbując zorientować się w ogólnych zasadach. Jak się okazuje, gry hazardowe są bardziej skomplikowane, niż może się wydawać. Przy każdym jednym stoliku najpierw obserwowałam, jak to wszystko się odbywa, a dopiero potem zapisywałam się i zaczynałam tracić pieniądze. W pewnym momencie nawet podeszła do mnie grupka kobiet.
- Moja droga, widzę, że jesteś tutaj nowa – uśmiechnęła się sztucznie wysoka kobieta w podeszłym wieku. Prezentowała się dostojnie i wyglądało na to, że przewodziła tej grupce kobiet.
- Oczywiście. – zdobyłam się na uprzejmy uśmiech – Chłopak mnie namówił, abym tu przyszła.
- W takim razie witamy cię. Masz może ochotę z nami zagrać?
- Z przyjemnością.
Wieczór zaczął mi upływać na kolejnych grach karcianych, wypijanych drinkach i traceniu pieniędzy.
Muszę przyznać, że czułam się tutaj nieswojo. To miejsce było takie… nawet nie umiem tego określić. Ludzie przychodzili tutaj, aby zaprzepaścić wszystkie swoje pieniądze, a co za tym idzie, również i życie…

               Kobiety, które poznałam, wydawały mi się jakby wyjęte z jakiegoś filmu. Każda była wystrojona w elegancje suknie, ich gesty wydawały mi się delikatne, naturalne. Podczas gier opowiadały jakieś śmieszne historie, które kiedyś im się przydarzyły podczas tych właśnie gier. Wypytywały mnie o wszystko. Dlaczego akurat tutaj przyszłam, ile kosztowała moja suknia, gdzie jest mój chłopak, jak wygląda, ile czasu się szykowałam, ile pieniędzy już przegrałam, ile wygrałam, czy nie chce jakiejś pożyczki.
Rozmowy męczyły mnie chyba jeszcze bardziej, niż sama gra, czy alkohol, który już zdążył spowodować, iż w głowie zaczynało mi się trochę kręcić.
Od czasu do czasu próbowałam wypatrzeć Eda w tłumie. Jednak nigdy nie udawało mi się go dojrzeć. Naprawdę świetnie wtopił się w tłum.
Jak na razie wszystko idzie zgodnie z planem. W głębi serca miałam nadzieję, że dzisiejszy wieczór zakończy się zgodnie z założeniami i po drodze nie będzie żadnych niespodzianek…

Ezequiel?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz