- Do widzenia! - krzyknąłem za sobą. Właśnie skończyłem na dzisiaj swoją pracę w kawiarni i żegnałem się s szefową, która jak zawsze odprowadzała mnie wzrokiem do drzwi, w których pożegnałem się z nią wysyłając jej całusa w powietrzu. Muszę przyznać, że nawet polubiłem tę pracę, mimo że jakoś specjalnie długo w niej nie pracowałem. Współpracowników miałem bardzo miłych, a i szefowa była niczego sobie! Wysoka, zgrabna, duże cycki i zgrabny tyłeczek, blond włosy i błękitne oczy, normalnie nic dodać, nic ująć! A poza tym to było jedno z moich ulubionych połączeń, aż żal takiej kobitki nie poderwać.
Zachichotałem cicho pod nosem i spojrzałem na niebo, a od razu mina mi zrzedła. Wszędzie były szare chmury i jak na zawołanie od razu lunął deszcz. Przekląłem cicho pod nosem siebie i swoją głupotę, że nie wziąłem se sobą żadnego parasola. Przecież to Anglia, a tutaj ciągle pada! Ugh... No nic, będę musiał wytrzymać te parę minut deszczu. Szybko więc przebiegłem króciutki dystans do stacji autobusowej, chowając się pod torbą, chociaż to wiele nie dało i tak byłem mokry. Podziękowałem w duchu osobie, które postawiła tutaj tę stację. Chwała mu! Przynajmniej dzięki temu aż tak bardzo nie zmokłem. W ogóle, muszę przyznać, że są one dziwnie położone, bo tyłem do ulicy. No ja rozumiem, że ma to na celu uchronić przed kałużami, które mogą zostać rozchlapane przez auta, ale w takim razie musiałbym cały czas się odwracać i patrzyć czy przypadkiem nie jedzie mój autobus. Ech ci Anglicy... Nigdy ich nie rozumiałem i chyba już nie zrozumiem.
Westchnąłem i spojrzałem na kałużę tuż koło mnie. Krople deszczu co chwila szybko uderzały o jej taflę nie dając się jej uspokoić. Z daszku też do niej skapywały, więc było jej jeszcze trudniej. Rzuciłem do niej drobną monetę, którą znalazłem pod ławką. Jej brudna woda rozchlapała się na boki przy okazji brudząc moje nowiusieńkie szare jeansy.
- Cholera - mruknąłem do siebie i to wcale nie najciszej. Ludzie chodzący przed parasolami przede mną nawet nie zwrócili na to uwagi, jedynie jakaś starsza pani, która siedziała koło mnie spojrzała na mnie krzywo. Wysłałem jej jeden z moich firmowych uśmiechów, na co prychnęła i popatrzyła się w drugą stronę. Również prychnąłem.
Ponownie spojrzałem na niebo. Powoli zaczęło się już przejaśniać, a deszcz stawał się coraz rzadszy. Dudnienie o daszek nie było już aż takie głośne, jak przed chwilą. Uśmiechnąłem się lekko i wstałem. Kiedy skończyło już na dobre padać udałem się w stronę domu. Poprawiłem torbę na ramieniu, w której trzymałem parę swoich rzeczy, takich jak ubrania, picie, drożdżówkę, jakiś sztylet i parę innych broni, które trzymałem zawsze przy sobie, na wypadek, gdybym spotkał jakiegoś nadnaturalnego.
Szedłem więc raźnym krokiem podgwizdując pod nosem, aż w oknie jakiegoś mieszkania zauważyłem jakąś całkiem zacną kobietę, no nie powiem. Blondynka, oczy miała przymrużone, więc nie dostrzegłem jaki miały one kolor. Tylko był jeden problem... Nawet z tej odległości mogłem zauważyć, że była aniołem, mimo, że nie widziałem jej skrzydeł. Jak to zrobiłem? Em... Jestem łowcą i umiem rozróżniać takie rzeczy, a poza tym skóra jej się strasznie błyszczała.
Nadal podgwizdując sobie, jak gdyby nigdy nic wszedłem do jej bloku. Udałem się na piętro, na którym mieszkała, a następnie nacisnąłem klamkę do jej mieszkania. No nic, zamknięta. Wyciągnąłem mój superaśny klucz z kieszeni, który potrafi otworzyć niemalże wszystko, włożyłem go do dziurki, a kiedy zamek trzasnął, po cichemu wszedłem do środka. Zamknąłem za sobą drzwi i rozglądnąłem się po mieszkaniu. Nie no, muszę przyznać, że całkiem ładnie tutaj było. Udałem się w stronę głosów, czyli chyba do salonu i ujrzałem ją. Z tej odległości byłem już w stu pięćdziesięciu procentach pewny, że to anielica. Z całkiem zgrabnym tyłeczkiem, no nie powiem, że nie.
– Dobrze wiesz, że moje miejsce jest tutaj - powiedziała, a następnie odwróciła się od okna, jednak ja od razu do niej przyparłem. Jedną ręką przytrzymałem jej nadgarstki, natomiast drugą przyłożyłem do ust, by przez przypadek nie pisnęła i nie zaalarmowała osoby, z którą telefonowała.
Nachyliłem w jej stronę i szepnąłem jej dwa zdania do ucha.
- A teraz powiedz, tej swojej przyjaciółce, że musisz kończyć i ewentualnie później zadzwonisz. Powiedz, że przyszła sąsiadka z ciastem, aniołku.
Gdyby wzrok mógł zabijać, byłbym już pewnie martwy, jednak i tak kiwnęła głową. Oswobodziłem ją trochę z mojego uścisku. Anielica przyłożyła z powrotem telefon do ucha i powiedziała do niego, to, o co ją prosiłem.
- Wybacz, Melly, muszę kończyć. Właśnie przyszła do mnie sąsiadka z ciastem i nie mam, jak jej odmówić - umilkła na chwilę wsłuchując się, co ma do powiedzenia koleżanka. - To na razie! Do zobaczenia, pa! - rozłączyła się i spojrzała na mnie z zawistnym wzrokiem. - Czego ode mnie chcesz? - warknęła podnosząc podbródek.
- Och, no nie wiem, czego łowca może chcieć od nadnaturalnej, naprawdę nie wiem, nie wiem - powiedziałem ironicznie z bananem na twarzy.
Kto ma dokończyć: Grace?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz