26 lip 2017

Od Ezequiela do Aurayi

-Mam o wiele lepszy pomysł od tej waszej wariackiej próby.- zaśmiała się Myrtice.
Było dla mnie oczywistym, że to ja będę tak ryzykował, a nie anielica.
-Auraya będzie ofiarą, a ty będziesz ją osłaniał.- wypaliła dobrze znana mi czarownica.
Powoli wypuściłem powietrze z płuc nosem. Byłem wściekły, ale ten gniew pochodził z czegoś odmiennego, niż umysł. To dlatego tak ciężko od zawsze było mi go kontrolować. Nigdy nie dawałem się sobie ponieść emocjom, chyba, że byłem pijany, albo naćpany. Wtedy nic, zupełnie nic nie miało dla mnie znaczenia. Mogłem obudzić się po jakiejś bójce w rynsztoku, na w pół żywy pod prysznicem hotelowym, albo na ladzie w barze z tak ostrym kacem, że ledwo kontaktowałem z rzeczywistością. Oczywiście uprzednio wylewałem wszystko, co leżało mi na sercu. Od żalów i smutków, poprzez głupie, nastoletnie miłostki, wszelkie frustracje czymkolwiek, co mi się nie podobało w kumplach, ludziach z imprezy czy dziwkach. Byłem szczery do bólu. Teraz, kiedy na język cisnęły mi się podobne uwagi, przekleństwa i nieskoordynowane ruchy, rzucanie czym popadnie w Myrtice, nie mogłem z siebie nic wyrzucić, ani czymkolwiek, co było pod ręką. Byłem jeźdźcem bez głowy. Bronią ostateczną policji w San Lizele. Nie mogłem być niemal bezczynny podczas czegoś takiego...!
-Poradzisz sobie w tego typu miejscu?- zapytałem lodowatym głosem Aurayę. Nie chciało mi się wierzyć, że tak czysta osoba, jak ona, ma jakiekolwiek doświadczenie w obcowaniu z tym rodzajem ludzi, czy nie ma zbyt słabego łba, czy będzie umiała to wszystko, co jest powszechnie zakazane...
-Ed, spójrz na to z tej strony; ona kompletnie nic nie wie. To daje jej atut czystej niewinności; alibi. Łatwiej i szybciej uwierzą w to, że non stop przegrywa. A ze względu, iż ty będziesz w pogotowiu, zmieszany doskonale w tłumie, kiedy będzie trzeba, to wyjdziesz im naprzeciw.- Myrtice nie dawała za wygraną.
-Jako kto?- zapytałem już nieco podniesionym tonem.
-Jako jej chłopak.- odparł Randy, pierwszy raz się wtrącając w dyskusje. -Każda laska, która nie jest tam prostytutką, przychodzi z chłopakiem. Gorylem, który ma ją chronić. Mają wtedy najmocniejszy makijaż, ale nie są tak skąpo ubrane. Rywalizują między sobą, która jest lepsza w kwestiach mody, twardej głowy, czy nawet takich błahostek, jak uroda ich facetów. Jak już grają to tylko po to, żeby pokazać która tam rządzi w ich tajnym rankingu. Brunetka będzie musiała się tam wkręcić, seksownie zawieszona na twoim ramieniu, a potem upadać tuż po wybiciu, aż nie wywalą jej za drzwi.
Ich plan był cholernie ryzykowany, ale całkowicie możliwy do wykonania.
-Wchodzisz w coś takiego?- spojrzałem na nią wymownie.
Uśmiechnęła się. Tak lekko, delikatnie w sposób należny tylko aniołom.
-Oczywiście.- odparła z pewnością.
-Cudownie!- wykrzyknęła czarnowłosa czarownica. -To my pójdziemy na zakupy, a ty zostań z Randy'im, gdyby czegoś potrzebował. Zajmę się tobą, moja droga tak, że będziesz tam idealnie pasować...
Odnalazłem niepewność w anielskich oczach. No tak, nigdy przedtem nie była tego rodzaju babskich ekspedycjach. Była wojowniczką, katowaną w dzieciństwie z jakiegoś powodu, inaczej pozwoliłaby mi dotknąć swoich skrzydeł. Wiedziałem, że dla nich te kończyny są wyjątkowo ważne ze względu nie tylko dodatkowej możliwości latania, czy funkcji reprezentacyjnej, ale także przez wgląd w ich wewnętrzne uczucia. Były wyrazem ich wolności, czegoś, czego nie można zabierać żadnej tak boskiej, wzniosłej istocie, nawet tym pomniejszym.
-W takim razie pojedźcie moim samochodem.- rzuciłem Myrtice klucze. -W bagażniku jest...
-Tak, wiem. Nie znamy się od wczoraj, Ed. Po prawej od skrzyni na broń apteczka z dodatkową kartą kredytową na wszelki wypadek, przykryta plastrami i bandażami, trzeba podważyć konkretne miejsce, żeby ją wysunąć, inaczej się zniszczy.- inkantowała niczym zaklęcie moje instrukcje sprzed kilku lat.
-A co po lewej?- dopytałem tak, jak miałem w zwyczaju.
-Gaśnica.- sapnęła jednym tchem, a potem pociągnęła przyszłą ofiarę za rękę w kierunku drzwi.
-Zostaliśmy sami, mój drogi.- rzekłem wówczas w stronę Rudego.
-Mam czas, żeby ci opowiedzieć o tamtejszym towarzystwie. Przekażesz potem apopos kobiet Aurayi to, do kogo powinna się udać na zapisy.
Usiadłem na łóżku przed nim, zamieniając się w słuch.

Auraya?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz