15 lip 2017

Od Williama do Elli

Obudziłem się cały obolały. Chwilę zajęło mi oprzytomnienie, choć, nie do końca. Brak snu dawał mi w kość. Spałem może jakieś dwie godziny? Gdy udało nam się znaleźć Basila i przewieźliśmy go do Elli, nie mogłem spać, martwiąc się. Wszystko to było strasznie zagmatwane, i jeszcze nie do końca wiedziałem co z tym wszystkim zrobić. Spojrzałem na telefon. Była dziewiąta. Powoli wstałem i zebrałem się do kupy. Zasnąłem wczoraj w ubraniu, które nie było w najlepszym stanie. Doskonale wiedziałem, co zamierzam zrobić.
***
Po półgodziny dobijałem się już do drzwi Elli. Po chwili się otworzyły, ale to nie ona w nich stała. Basil stał naprzeciwko mnie i spoglądał na mnie niechętnie.
- Powinieneś leżeć - warknąłem, niekontrolowanie. Zmarszczył brwi. 
- Ella jeszcze śpi - powiedział, jego głos brzmiał trochę lepiej niż wczoraj. Tak też chyba wyglądał, choć nadal trzeba go było doprowadzić do porządku. 
- To dobrze, też miała odpoczywać - stwierdziłem i spojrzałem na niego zmęczony. - Wpuść mnie - powiedziałem, a mężczyzna, niechętnie ale odsunął się tak, że mogłem przejść. Przeszedłem w stronę jego prowizorycznego posłania. Postawiłem torbę, którą zabrałem ze sobą i wskazałem żeby usiadł. 
- Brałeś coś przeciwbólowego? - spytałem a Basil zaśmiał się tylko szorstko.
- Nie - odpowiedział a ja pokiwałem głową.
- To dobrze - spojrzał na mnie z niedowierzaniem.
- Żartujesz sobie? - pozwoliłem sobie zignorować te pytanie i zacząłem grzebać w rzeczach, które przyniosłem. Wyciągnąłem małe pudełeczko, które zawierało zestaw strzykawek i małą buteleczkę. Precyzyjnie odmierzyłem lek w jednej z nich. Basil patrzył się na mnie jak na wariata. 
- Poważnie? - spytał a ja westchnąłem. 
- Nawet nie wiesz, co potrafi zrobić twoja siostra. Uznałem, że mogą się przydać - wzruszyłem ramionami i odkaziłem dokładnie miejsce wkłucia. Już chciałem się za to zabierać, gdy Basil mnie powstrzymał.
- Czy to konieczne? - nie wierzyłem własnym oczom. Wyraz jego twarzy mówił mi jedno.
- Nie mów, że boisz się igieł - zaśmiałem się. Jego grymas skutecznie mnie uciszył. Wyciągnął tylko rękę, bym mógł się w nią wkłuć. Zrobiłem to ostrożnie. Mężczyzna zaciskał pięść tak, że palce mu zbielały. Zrobił się blady, a ja wyciągnąłem igłę. 
- Niedługo zacznie działać - powiedziałem, zastanawiając się, czy miałem gdzieś naklejkę "dzielny pacjent". 
- To zazwyczaj robisz? Reperujesz ludzi? - spytał a ja pokiwałem głową.
- Poniekąd. Tata mnie całkiem nieźle ustawił, mam co do tego predyspozycje - odpowiedziałem wyjmując kolejne narzędzia. - Teraz może być Ci ciężko - wymamrotałem przygotowując nić i igłę chirurgiczną. Słyszałem, jak mężczyzna przełknął nerwowo ślinę. Odwrócił wzrok a ja go lekko ukułem. 
- Bolało? - zadałem pytanie. Spojrzał ponownie na mnie.
- Ale co? - odpowiedział pytaniem a ja się uśmiechnąłem.
- Eureka, działa! - zaśmiałem się a on spojrzał na mnie jak na wariata i znów się odwrócił. Zacząłem powoli odwijać wczorajszy opatrunek. Mimo wczorajszego przeczyszczenia rany, ta nadal wyglądała paskudnie. Widać było, że dużo jeszcze będzie przy niej roboty. Zrobiłem wszystko co w mojej mocy by jeszcze porządniej ją oczyścić, ze wszystkiego co możliwe. Zacząłem powoli zakładanie szwów, kawałek po kawałku, tak by załatać jak największą część, w najbardziej logiczny sposób. Nie mogę powiedzieć, żeby była to jakaś super interesująca czynność. Prędzej powiedziałbym, że żmudna. Zdarzało się, że Basil, chyba z nudów, przerywał ciszę, lecz skupienie nie pozwalało mi na zbyt skomplikowane odpowiedzi. Wręcz odetchnąłem z ulgi, gdy ucinałem nić, po skończeniu tego cholerstwa. Jak najostrożniej zabezpieczyłem szwy i nałożyłem kolejny opatrunek.
- Okej, pokaż mi teraz żebra - mruknąłem, a Basil spojrzał na mnie nieufnie. Zirytowało mnie to.
- Właśnie poświęciłem w cholerę dużo czasu na łatanie twojego ramienia, jak wolisz latać z połamanym żebrem niż dać mi się za to zabrać to droga wolna - wysyczałem, a mężczyzna zrobił co mu kazałem.
- Nie jestem profesjonalnym medykiem, ale reperowałem już ludzi - zabrałem się do oglądania wybrzuszenia. Piękne to nie było, ale szybsze i łatwiejsze niż szwy na ramieniu. 
- Tam znieczulenie nie sięga, więc możesz chcieć coś zagryźć - Basil westchnął i zrobił co mu poradziłem.
- Postaram się zrobić to szybko - zacząłem modlić się do ojca szybko nastawiłem kość. Zduszony poduszką krzyk był natychmiastową reakcją. 
- Nie ruszaj się! - poleciłem i szybko położyłem dłoń w miejscu pęknięcia i wróciłem do modlitw. Bogowie zrobili resztę, po chwili wyglądało to już całkiem stabilnie. 
- Okej, połóż się teraz - powiedziałem, i nie musiałem go długo namawiać. Po chwili leżał, ciężko dysząc. Zabrałem się za mini otarcia i siniaki, przy tym co zrobiłem do tej pory był to pikuś. W pewnym momencie poczułem jednak, że zaczyna to się odbijać na mnie. Basil wyglądał już względnie dobrze, więc pozwoliłem sobie przestać. W tym momencie przyszła zaspana jeszcze Ella.
- Czemu mordujecie się w moim mieszkaniu z samego rana? - spytała nieprzytomnie. Uśmiechnąłem się do niej i powstrzymałem chęć wstania i przytulenia jej. W końcu, jej brat zwijał się z bólu na  podłodze obok mnie. Ziewnęła i potarła głowę mrużąc oczy.
- Mam coś zrobić? - spytała, a ja pokręciłem głową. 
- Zmykaj pod prysznic, wszystko pod kontrolą - powiedziałem i wstałem. Wziąłem jeszcze parę rzeczy z magicznej torby i poszedłem do kuchni. Zacząłem niedbale odmierzać proporcje i wszystko powoli lądowało w garnku. Wyszedł z tego mało apetycznie wyglądający napar. Przynajmniej dobrze działa. Nalałem tego trzy kubki, czwarty trzymając w pobliżu gdyby pojawił się Dean. Zupełnie jakbym magicznie go przywołał, pojawił się chwilę później, gdy podawałem Elli i Basilowi kubki, przy okazji dając to także mężczyźnie.
- Nie otrujecie się, a działa lepiej niż jakiekolwiek inne zdrowotne herbatki - poinformowałem, widząc ich niewyraźne miny, po czym sam wziąłem sporego łyka. Poczułem od razu ciepło rozpływające się po całym moim ciele. Smak nie był najlepszy, ale naprawdę dało się przeżyć. Reszta poszła moim przykładem, a ich zaskoczone miny były niezłą nagrodą. Usiedliśmy wszyscy obok posłania Basila. 
- Więc wyjaśnisz nam, co się wydarzyło? - zaczęła Ella. Wszystkie spojrzenia powędrowały na mężczyznę, który westchnął.
- Nic, co już by się kiedyś nie zdarzyło. Personalne zatargi z alfą, Simonem. Zrobił ze mnie zdrajcę. W skrócie, poluje na mnie cała wataha, i paru łowców, których naprowadził na mnie ten sukinsyn - Basil wyjaśnił, a chmury burzowe kręciły się wręcz wokół niego. Jego oczy wydawały się miotać piorunami. Gdyby nie był wilkołakiem, wziąłbym go za syna Zeusa.
- Ilu ich jest? - tym razem spytał Dean, rzucając dziwne spojrzenia w stronę Basila.
- Nie wiem. Sporo - odpowiedział tamten a ja przekląłem pod nosem. Sytuacja nie wyglądała dobrze.
- Patrząc na to, że nie znaleźli cię w tamtym motelu, i po tym, że nas porwali, widać, że nie wiedzą jak cię szukać. To nasza przewaga. Pytanie jak ją wykorzystać? - Ella głośno się zastanawiała. Basil parsknął. 
- Nijak. Załatwcie mi wóz, za parę godzin będę już daleko stąd - zaśmiał się, a Dean uderzył pięścią w podłogę. 
- Chyba Ci się coś pochrzaniło. Jak trafią na jakikolwiek twój trop, on doprowadzi ich do nas - powiedział groźnie. Nigdy nie widziałem go w takim stanie. - Skoro już zaczęliśmy, doprowadzamy to do końca - stwierdził. Wszyscy na chwilę zamilkli.
- Tylko jak? - spytałem.

Ella? Sorry, ty wymyślasz super przegenialny plan.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz