29 sie 2017

Od Felixa do Michaela

Przyspieszyłem, spinając się do skoku. Trzy, dwa, jeden... i w górę! Potrójny Axel do programu indywidualnego wyszedł idealnie.Oby tylko wyszedł tak samo na zawodach. O ile nie obawiałem się pierwszego szczebla, to na drugim konkurencja robiła się silna.
Dojechałem do barierki, zadowolony z efektu. Godzina była już późna, ale z tego co pamiętałem, nic dużego na jutro nie było. Zdejmowanie łyżew przerwał mi dźwięk dzwoniącego telefonu.
- Halo - rzuciłem, przytrzymując go ramieniem.
- FELIX. NARESZCIE. Opowiadaj, cały dzień się nie odzywałeś. Gadaj, jak ci poszła twoja ran... ekhem, spotkanie z Michaelem? - rozentuzjazmowany głos Delilah sprawił, że niemal ogłuchłem.
Westchnąłem ciężko.
- Lila, jestem na lodowisku, zdejmuję łyżwy, trochę przeszkadzasz - powiedziałem bezpośrednio.
- A co mnie to obchodzi? Nie dajesz znaku życia, teraz cierp.
Nie zna litości, cholera jedna.
- Dobra. Więc, nie zgadniesz, obejrzeliśmy film. A potem, nie zgadniesz, rozeszliśmy się do domu. I tyle. Naprawdę - westchnąłem.
Prychnięcie mogłoby należeć do wściekłej kotki, a nie nastoletniej dziewczyny.
- Akurat ci wierzę. Chcę znać wszystkie szczegóły. Wszystkie.
Wiedziałem, że jej nie przegadam. Uwierzcie mi, próbowałem nie raz, ale Delilah to ognisty temperament w każdym calu. Przy tym uparta niczym osioł. I o ile w szkole bywa to przydatne, bo zawsze dojdzie swego, a czasem również mi pomoże.
Pozostało więc tylko streścić każdy element wielkiej wyprawy do kina. W międzyczasie zdołałem się przebrać, złapać autobus i dotrzeć do domu. Marge już dawno wyszła, a ojca jeszcze nie było, więc otworzyłem drzwi własnym kluczem i wszedłem do pustego korytarza, z wciąż terkoczącą Lilą po drugiej stronie słuchawki.
- Lila? Liiilaaaa? Liluś? - próbowałem się przebić przez jej gadanie.
- Tak? Mówiłeś coś?
- Mówiłem. Późno już, będę szedł spać - rzuciłem, maskując ziewnięcie.
- Oczywiście, spać, tak, to ma sens. Tylko zjedz wcześniej, bo się całkiem zagłodzisz - powiedziała.
- Dobranoc.
- Branoc, branoc.
Rozłączyłem się, posłusznie wędrując do kuchni. Było już porządnie po dwudziestej trzeciej, więc o jedzeniu nie było mowy, ale wody mogłem się napić. Nalałem jej do szklanki i wypiłem, patrząc w ścianę. W domu było pusto. Westchnąłem cicho. Ojca wiecznie nie było, Marge bywała, ale nie mogła zastąpić rodziny. Czas odwiedzić matkę. O moje nogi nagle otarło się coś futrzastego.
Spojrzałem w dół i uśmiechnąłem się gorzko w stronę zwierzaka.
- Lady Makbet, skarbie mój - pochyliłem się, pozwalając kotu dotknąć mojej dłoni.
Ostrożnie wziąłem ją na ręce i powlokłem się po schodach do swojego pokoju. 
***
- Cześć! - rzuciłem wesoło do Michaela.
- Gotowy na zobaczenie największego cudu kinematografii tego roku? - gdyby to było średniej jakości anime, w jego oczach zaświeciłyby się gwiazdki.
- Gotowy, gotowy - roześmiałem się. 

Michael?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz