25 sie 2017

Od Horacego do Atsushiego

Zdziwienie, gigantyczne. Siedziałbym tak długo, gdyby nie fakt, że znajdowałem się w kałuży i całe moje ubranie nasiąkło wodą. Spoglądałem na mężczyznę nieprzytomnie. Analizowałem całą sytuację. W końcu, po dłuższej chwili chwyciłem dłoń mężczyzny i stanąłem na nogi. Przyjrzałem mu się. W głowie miałem jego słowa. "Bardzo przepraszam".
- Nic się nie stało - odparłem spokojnie.
Przebiegł mnie dreszcz. Poczułem coś na swoich butach. Zerknąłem w dół. Lis? Tak, dokładnie! Rozłożył się na moich nogach.
- Moriko! - odparł zakłopotany - Złaź!
- Spokojnie, nic się nie dzieje - przyglądałem się lisowi - Ładny rudzieliec.
To już chyba konkretnie zbiło mężczyznę z tropu. Wziąłem głęboki wdech. Przetarłem dłonią mokrą twarz, odgarnąłem zlepione kosmyki włosów do tyłu.
- Dzięki - odpowiedział jakby nie pewnie.
Nagle poczułem jak coś szarpie moje spodnie. Otworzyłem szerzej oczy.
- Co do...- wymruczałem.
- Cholera jasna! - wypowiedział dość głośno i pochwycił futrzaka.
Zwierzę nie chciało puścić nogawki. Zaśmiałem się nerwowo. Usłyszałem dziwny dźwięk. Spojrzałem na mężczyznę. Dzierżył w dłoniach lisa, który w pysku miał kawałek moich spodni.
- No cóż, będę musiał kupić nowe spodnie - zaśmiałem się cicho.
- Naprawdę przepraszam! - powiedział.
- To nic takiego, w sumie ubarwiłeś mi dzień, nie codziennie spotyka się mężczyznę z lisem, najpierw wpadasz do kałuży poprzez konfrontację, a potem jego zwierzak masakruje Ci spodnie, naprawdę filmowa scena - odpowiedziałem z lekkim uśmiechem - W ramach zadośćuczynienia może pójdziemy kiedyś na piwo?
Azjata spojrzał na mnie zaskoczony, milczał dość długo.
- Niech będzie.
- Super, to kiedy by Ci pasowało? - rozejrzałem się po ulicy.
- Sam nie wiem...
- Dam Ci mój numer! Mój zawód bywa nieprzewidywalny, czasami - wzruszyłem ramionami.
- No dobrze - rzucił mi podejrzliwe spojrzenie.
Podyktowałem mu cyfry, zapisał go, przynajmniej tak mi się wydawało. Podaliśmy sobie dłonie i rozeszliśmy w swoje strony. Zaśmiałem się sam do siebie. Ktoś z parasolem oraz lisem wpada na mnie ot tak. To było tak niemożliwe, aczkolwiek zdarzyło się. W dość specyficznym nastroju doszedłem do mieszkania. Rozebrałem się, rozwiesiłem każdą część garderoby, oprócz spodni, zacząłem je bacznie oglądać. To był koniec ich żywota, niestety. Gdybym był dzieckiem...dostałbym za to lanie i to jakie! Ojciec by mnie wykończył. Westchnąłem cicho. Chciałbym zapomnieć o przeszłości, zacząć życie na nowo, mieć miliony barw przed sobą, mimo wszystko żyć. To jednak było niemożliwe w moim przypadku. Alkohol dawał mi chwilowy stan zapomnienia, lecz mnie niszczył. Wiem, aczkolwiek wszystko ma swoją cenę. Ubrałem się i rozwaliłem na kanapie. Potrzebowałem odpoczynku, teraz.


Atsushi? Ja nie biję, jak ja swojski chłopak jestem ;p

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz