1 sie 2017

Od Lunaye do Daniela

Daniel Miller. Puki co jak dla mnie definicja gbura. Ale nie dziwię mu się. Mój „kochany tatuś” zdążył już narobić mi pleców. Podczas rozmowy z komendantem, kiedy to wręczał mi identyfikator, usłyszałam takie sformułowania jak „Możesz podziękować ojcu za hojność” i „Naprawdę podziwiam takich ludzi jak on”. Gówno prawda, tak naprawdę obchodzi go tylko to, że pieniądze wpłynęły na konto i zazdrości mu pierwszych stron gazet. Mogę dopisać kolejną osobę do listy lizusów tego gnoja. A jak już o nim mowa, mógłby sobie odpuścić kontrolowanie mojego życia, może nie miał na nie bezpośredniego wpływu, aczkolwiek wystarczy, że się pojawi a jestem z nim kojarzona. Jakby samo nazwisko nie wystarczało bym kuliła się nie raz ze wstydu. Znowu wyszłam na rozpieszczoną córeczkę tatusia, może on naprawdę chciał by mnie za taką uważano, w ten sposób nikt nie bierze mnie na poważnie. Super. Spojrzałam na mojego nowego przełożonego. Policyjna aura biła od niego na kilometr w cudownym akompaniamencie niechęci do mojej osoby. On też wiedział o ojcu, też był uprzedzony.
- W porządku – odparłam – nie mam nic przeciwko. On już nic nie powiedział. Cisza trwała przez resztę drogi, a była tak niezręczna, że powietrze w aucie gęstniało w oczach. Miałam ochotę opowiedzieć mu o relacji z ojcem, by zrozumiał, że nie jestem jakąś laleczką, która wystraszy się byle czego. Ale z drugiej strony zabrzmiałby to żałośnie i dziecinnie, wolałam więc znosić ciszę.
Mężczyzna zaparkował na o dziwo prawie pustym parkingu. Spodziewałam się zupełnej odwrotności. Kiedy zgasił silnik zdążyłam wysiąść z auta szybciej niż Daniel otworzyć usta by udzielić mi zapewne złotych pouczeń i podważyć moje preferencje do zostania łowcą, jakże uroczo. Trzasnęłam drzwiami jak przystało na panią z wyższych sfer, ups? Skoro pewnie i tak mnie za taką ma to cóż.
- Tatuś nie nauczył cie szacunku do czyjejś własności? - mruknął pod nosem.
- Nie miał mnie kiedy, bardziej obchodzi go hajs - odszczeknęłam się - pewnie i tak niedługo dostaniesz nowy wóz, komendant chyba lubi lśniące bryki - stwierdziłam poprawiając płaszcz.
- Chodź - stwierdził oschło i ruszył w stronę budynku nawet na mnie nie czekając. Pierwsze wrażenia po wejściu? Ponuro, ale czego ja oczekiwałam, na ścianach stara farba w odcieniu, którego nawet nie umiałam zidentyfikować, a na podłodze wytarte płytki. O dziwo, poczułam się jak u siebie. Większość strzelnic tak wyglądała. Nie liczyło się otoczenie, liczył się sprzęt i atmosfera, ten charakterystyczny zapach i dźwięk wystrzałów. Uśmiechnęłam się pod nosem.
- Hej Daniel - usłyszałam zachrypnięty głos, obróciłam się w jego kierunku. Za ladą biurka, które miało służyć za coś w stylu recepcji siedział policjant, zgadywałam po mundurze i posturze typowego pożeracza pączków przy każdej możliwej okazji.
- Witaj Johny - odparł brunet kładąc swój identyfikator na blacie.
- Chcesz zabłysnąć umiejętnościami? Nowa dziewczyna?- zapytał ze rechotem godnym żaby "pączuś" nim zdążyłam wyjąć swoją kartę. Posłałam mu oburzone spojrzenie zanim Daniel posłał mu swoje.
- Nie - oświadczyłam uderzając ręką o blat, jednocześnie kładąc mu przed nosem swoją fiszkę - wyobraź sobie, że zapewne błyszcze bardziej od niego.
- Nie musisz się tak rzucać, mała - bąknął Miller przewracając oczami. "Mała"? Aż tak zabolałoby go wypowiedzenie mojego imienia? Czy raczej brzydzi się nazwiska ojca?  - Sprawdź sobie karty, my idziemy - powiedział, zignorował moje oburzenie i wszedł dalej. Ja ruszyłam za nim. Strzelnica jak strzelnica, nic nadzwyczajnego. Stanowiska, karty i tarcze z wyznaczoną punktacją. Postanowiłam już milczeć i jedynie pokazać, że nie jestem tu jedynie za sprawą ojca. Miller zniknął na chwilę w magazynku by po chwili wrócić z bronią w ręce. Podał mi jeden z pistoletów i słuchawki. Najzwyklejszy, taki jakie widuje się na filmach akcji, odpowiednio ciężki, mały z magazynkiem na 12 nabojów.
- Jeśli jesteś dobra, broń nie ma znaczenia - uznał zajmując stanowisko obok. Ma rację, dla mnie nie liczyła się broń. No dobra, pałałam zamiłowaniem do snajperek, ale jednak zaczynając przygodę z bronią, strzelałam właśnie z takich maleństw. Mieliśmy ustawione tarcze na tej samej odległości. On strzelił pierwszy. Dziesiątka. Okay, teraz moja kolej. Spojrzałam oceniając odległość dokładniej, pociągnęłam za spust. Dziesiątka. Zaczęliśmy strzelać na zmianę.
Dziesięć - Dziewięć. Dziesięć - Dziesięć. Osiem - Osiem. Dziesięć - Dziewięć. Dziewięć - Dziesięć.
I tak do momentu aż nie skończyły nam się naboje. Spojrzałam na niego. On też to lubił, na twarzy jaśniał mu skrawek uśmiechu, pociągała go rywalizacja. Chyba na chwilę zapomniał, że jestem obok i, że chwilę temu pałał do mnie niechęcią. Moja obecność wydawała się nie liczyć. Przeładował i strzelił ponownie. Ja spojrzałam na niego jeszcze raz. Miał w sobie cień tajemniczości, coś co skrywało jego prawdziwe motywy. Nie był on bowiem zwykłym sobie gliną, musiało mu zależeć na misji przyświecającej Łowcom, skoro na mnie zareagował w taki sposób. Nie wiedział, że mnie też zależało, ale nie z ciekawości, nie dlatego, że wydawało mi się to fajne. Długo przyswajałam całą dostępną wiedzę o nadnaturalnych, wolne chwile spędzałam na strzelnicy, choć wiedziała, że jestem wyśmienita, dalej ćwiczyłam. Zależało mi, może w równej mierze co jemu. Uśmiechnęłam się. Może głupio się na początku zachowałam. Nigdy nie zastanawiałam się nad tym jak dokładnie widzą mnie inni, na niechęć reagowałam niechęcią. Może to był błąd? Nie wiem, nie miałam zbyt dużej ilości znajomych by móc to sprawdzić.
- Strzelasz? Czy masz dość? - zapytał z przekorem. Czyżbym aż tak się zawiesiła? Pokiwałam głową.
- Skądże, chociaż może dałbyś mi coś większego? Fajne są takie zabaweczki, ale wątpię by serio działały na nadnaturalnych. Zbyt mały kaliber. Na wilkołaka na przykład? Troszkę słabo, ledwie by go drasnęło.

Daniel? 
Wybacz, że krócej niż ostatnio, ale muszę wstać wcześnie rano. Następnym Cię przebiję xd

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz