28 sie 2017

Od Natashy do Dimityra

Przewróciłam oczami, kiedy Joanne po raz kolejny trąciła moją rękę, próbując zwrócić na siebie uwagę. Starałam się ignorować jej prośby, ale z każdy jej dotyk zaczynał denerwować mnie coraz bardziej. Czy Jo nie rozumiała, że "nie" znaczy "nie"?
- Nie bądź taka, Watson -  spojrzałam na nią z irytacją, gdy posunęła się nawet do uszczypnięcia wierzchu mojej dłoni. Co prawda nie był to szczególnie bolesny gest, jednak jedynie podgrzał atmosferę. - Zachowujesz się jak cholerna zakonnica.
Prychnęłam w odpowiedzi, gwałtownie wstając z miękkiej sofy.
- Po prostu nie mam ochoty, okej? - warknęłam, sama będąc po chwili zaskoczona swoją nerwową reakcją. Była to sytuacja jakich wiele w moim studenckim życiu - dziewczyny wybierały się na imprezę, a ja odmawiałam wyjścia, proponując w zamian zabranie ich później spod klubu, kiedy po zażyciu alkoholu nie będą mogły same prowadzić - jednak tym razem Joanne była szczególnie uparta.
- Nie byłaś z nami w żadnym klubie - zauważyła, a kiedy otworzyłam usta, by zaoponować i przytoczyć tamto zdarzenie, moja współlokatorka uśmiechnęła się drwiąco. - To się nie liczy, pomyliłyśmy wtedy lokale.
W milczeniu przyznałam jej rację. Sytuacja ta miała miejsce tuż przed rozpoczęciem roku, kiedy po całym dniu rozpakowywania się żadna z nas nie miała ochoty gotować. Logiczne więc, że zdecydowałyśmy się wyjść na miasto, gdzie - korzystając z pomocy wujka Google - znalazłyśmy bar śniadaniowy. A przynajmniej tak pisało na Internecie. W rzeczywistości trafiłyśmy do klubu, gdzie zamiast zjeść naleśniki i napić się herbaty, zamówiłyśmy po drinku. Było to moją winą, bo dziewczyny chciały najzwyczajniej wyjść, jednak ja przekonałam je, że niegrzecznie byłoby opuścić miejsce nic nie zamówiwszy.
- Świetnie się bawię tutaj. Obejrzę sobie jakiś film, czy coś - ruchem głowy wskazałam na opakowania z płytami równiutko ułożonymi na regale.
- O nie. Ostatnim razem to my niemal zanosiłyśmy cię do pokoju, bo tak strasznie ryczałaś. A przypomnę ci, że to my byłyśmy pijane i ledwo chodziłyśmy.
No cóż. Znajoma z uczelni poleciła mi film "Charlie" z Loganem Lermanem i Emmą Watson w rolach głównych, a ja z ciekawości zabrałam się za niego pod nieobecność Joanne i Isabel. Gdzieś w połowie filmu zaczęłam histerycznie płakać, a musiałam wyglądać tak okropnie, że nawet Patch, który zawsze oglądał ze mną telewizję, wycofał się do sypialni. Kiedy dziewczyny wróciły do mieszkania, zastały mnie zwiniętą pod kocem z opuchniętymi oczami i zapchanym nosem. Początkowo myślały, że coś mi się stało, ale wysłuchawszy moich bełkotliwych i wypełnionych czkawką tłumaczeń, uznały, że nie trzeba zawozić mnie do psychiatryka, tylko wystarczy położyć spać. Następnego dnia z filmu nie pamiętałam nic.
- Nie chcę wam psuć zabawy - chwyciłam się ostatniej deski ratunku, ale i ten argument Jo zbyła machnięciem ręki.
- Nie martw się o nas, znajdę ci na szybko jakiegoś faceta, a my z Is pójdziemy się bawić - spojrzałam na nią z absolutnym przerażeniem, słysząc jaki plan sobie wymyśliła. - Żartuję przecież, wyluzuj. Zajmiemy się tobą.
- Jeśli mi się nie spodoba, będę mogła w każdej chwili wrócić? - upewniłam się, spoglądając nerwowo na Patcha.
- Jasne. Tylko zostawisz nam kasę na taksówkę - uznałam, że żartuje, nawet jeśli wyglądała na całkowicie poważną.
Jo przeprosiła mnie na chwilę i szybko zadzwoniła do Isabel, która akurat robiła zakupy. To było dla nich rutyną. Is wybierała ciuchy - miała naprawdę świetny gust - i przywoziła je do mieszkania, a jeśli Jo coś się nie spodobało, oddawała to do sklepu. One świetnie się bawiły, a ja czerpałam przyjemność z oglądania ich szczęścia, podczas, gdy one przymierzały coraz to inne sukienki.
- Podobno Isabel znalazła coś idealnego dla ciebie - zaświergotała mi tuż obok ucha Joanne, a ja jedynie pokręciłam głową. Znając życie będzie to ledwo zakrywająca pośladki sukienka, w której będę czuła się okropnie. Ładna, ale niewygodna.
- Pójdę wziąć prysznic - uśmiechnęłam się do Jo, zgarniając wiszący na krześle ręcznik i skierowałam swoje kroki ku łazience. Pomieszczenie to było niewielkie, jednak bez problemy zmieściło się tu wszystko, co potrzebne. Urządzone w biało-kremowej kolorystyce, dzięki czemu sprawiało wrażenie schludnego i przestronnego.
Ostrożnie weszłam do kabiny i odkręciłam wodę, a kiedy na mój kark spłynął lodowaty strumień, omal nie pisnęłam. Nie sięgnęłam jednak ku kurkowi, by zwiększyć temperaturę spadającej cieczy. Potrzebował orzeźwienia, nawet tak drastycznego, żeby się uspokoić i przygotować psychicznie na wyjście do klubu. Wtarłam w mokre włosy szampon, który po chwili spłukałam, a następnie umyłam resztę ciała za pomocą płynu o zapachu frezji. Delikatny, według mojej opinii przypominający trochę herbatę zapach rozszedł się po całej łazience. Skończywszy prysznic, wyszłam z kabiny i stanęłam przed lustrem, przejeżdżając wzrokiem po swojej twarzy. Od ostatniego razu, kiedy się przeglądałam, nic się w niej nie zmieniło. Te same orzechowe oczy, te same blade usta, na które patrzyłam każdego dnia. Czasami chciałam obudzić się jako ktoś inny i zobaczyć, czy moje życie różni się znacząco od jego. Na razie nic takiego mnie nie spotkało.
Owinęłam się szczelnie ręcznikiem i wyszłam z łazienki. W drzwiach o mały włos nie zderzyłam się z Isabel.
- W końcu! - pokręciła głową z dezaprobatą, a jej czarne jak obsydian, delikatnie kręcone włosy tańczyły dookoła jej twarzy. - Mamy mało czasu, ubieraj się. Nie chcemy, żeby nasi chłopcy czekali.
Według moich obliczeń została nam godzina. Wystarczająco, by się ubrać i zrobić makijaż.
Określenie "nasi chłopcy" nie obejmowało Jareda i Kylera, tylko chłopaków, których Jo i Is poznały w klubie jakieś dwa tygodnie temu. Od tego czasu stali się oni nieodłącznymi towarzyszami ich zabaw. Widziałam ich tylko raz, kiedy odbierałam dziewczyny spod klubu.
- Już, spokojnie - sięgnęłam do torby, którą mi podała i ze zdumieniem odkryłam, że wcale nie jest to sukienka, tylko czarny kombinezon. Moje zaskoczenie spotęgował jeszcze fakt, że ubranie było wygodne i nie odkrywało pewnych części mojego ciała. Krótkie szorty połączone były z koszulką bez ramiączek o tym samym kolorze. Górna część była podtrzymywana przez wstążkę, wiązaną za szyją. Włożyłam do tego vansy, idealnie pasujące do kombinezonu i przejrzałam się w lustrze, mierząc krytycznym wzrokiem swoją sylwetkę. Ciuch naprawdę dobrze na mnie leżał, a dzięki wygodnym butom czułam się swobodnie. Włosy jedynie wysuszyłam, jednak nie bawiłam się w ich układanie, pozwalając im opadać łagodnymi falami na moje ramiona. W makijażu pomogła mi jednak Joanne. Podkreśliła moje oczy za pomocą tuszu do rzęs i kredki, a usta smagnęła szminką o brzoskwiniowym odcieniu.
- Nie wiem jak ty, Is, ale ja sądzę, że nasza Watson wyrwie dziś co najmniej połowę klubu - Jo żartobliwie trąciła ramieniem Isabel, która parsknęła krótkim śmiechem.
- Drogie panie, trzymajcie swoich facetów przy sobie!
Przewróciłam oczami, bo one wyglądały nawet lepiej niż świetnie. Miały mocniejszy makijaż niż ja i krótkie, obcisłe sukienki, których ja bym nie włożyła, ale obie prezentowały się w nich super. Zazdrościłam im czasami, że mają odwagę, by nosić takie ciuchy.
- Idziemy, Miles i Ian już czekają - mruknęła Joanne, kiedy sprawdziła telefon, na który dosłownie przed momentem przyszedł sms. Niemal zbiegły ze schodów, a ja nie mając innego wyjścia, pognałam za nimi.
Już od chwili, kiedy przekroczyliśmy próg klubu, wiedziałam, że to nie to. Było w nim gorąco i duszno, dlatego właśnie przekonałam towarzyszy, żebyśmy wybrali stolik znajdujący się najbliżej drzwi wejściowych. Potrzebowałam choć minimalnych porcji świeżego powietrza. Dziewczyny oddały się tańcowi ze swoimi partnerami, a ja, żeby nie stać jak kołek, podeszłam do baru, chcąc zamówić coś do picia.
- Wódkę z colą, proszę - zamówiłam, siadając na jednym ze stołków. Ciekawski wzrokiem rozejrzałam się dookoła, obserwując innych gości lokalu, ale nie zauważając niczego interesującego, wróciłam spojrzeniem do własnej szklanki. Szybko odciągnęło mnie od niej wrażenie, że ktoś mnie obserwuje. I rzeczywiście, moje oczy napotkały ciemnoniebieskie tęczówki.

Dimityr? 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz