31 sie 2017

Od Natashy do Elizabeth

Polecam włączyć ten kawałek podczas występu Joanne i Isabel [.], a ten Tash i Jareda [.]

Kiedy Elizabeth odeszła, odwróciłam się szybko w kierunku Jareda, łapiąc za rękaw jego bluzy i odciągając go od reszty grupy.
- Co to miało być? - zniżyłam głos, próbując opanować jego drżenie. Nie udało mi się to, co zobaczyłam w ciemnych jak gorzka czekolada oczach chłopaka. - Ledwo ją znamy, a wy zapraszacie ją na nasz wieczór. Podkreślam, nasz.
Sherbourne oparł się o ścianę, krzyżując ręce na piersi i mierząc mnie czujnym spojrzeniem.
- Wydaje się miła, poza tym, przecież się poznałyście - słysząc jego słowa, prychnęłam ze złością, czego sama się po sobie nie spodziewałam. Zaskoczyło to nie tylko mnie, ale i Jareda, który przyglądał mi się z rosnącym zaskoczeniem. Od dawna nie byłam tak zła, jednak nie do końca wiedziałam, czy jest to spowodowane bardziej tym, że zaproszono do naszego grona Elizabeth, czy faktem, że jest nam prawie obca.
- Pomogła mi wybrać nawóz do kwiatków! - zirytowałam się. - Zamieniłyśmy dwa słowa, koniec.
Klapnęłam ze złością na wolną kanapę i przyłożyłam chłodną dłoń do czoła, mając nadzieję, że pozwoli mi to uspokoić myśli, które gnały niczym rozjuszone konie.
- Co się stało to się nie odstanie - kucnął przede mną, ściskając w opiekuńczym geście moją dłoń. Od razu zauważyłam różnice pomiędzy nimi, jego była większa od mojej i dużo, dużo cieplejsza. - Nastasha, co się dzieje?
Uniosłam lekko brwi, słysząc jego pytanie. Tym razem bez problemu zrozumiałam o co mu chodzi i mimowolnie skuliłam ramiona pod ostrzałem jego spojrzenia.
- Nic, po prostu przygotowałam się na wieczór wśród znajomych - nieudolnie usiłowałam przyjąć beztroski ton.
- Gdybyś poczuła, że to wraca, dałabyś mi znać, prawda? - opuściłam spojrzenie na swoje kolana, gdzie spoczywały nasze splecione dłonie. Wiedziałam doskonale co ma na myśli. Nie tylko on się bał nawrotu moich problemów, jednak był jedyną osobą spośród moich przyjaciół, która o tym wiedziała. Kiedy chodziłam na terapię, moi rodzice wielokrotnie prosili go o pomoc, wiedząc, że ma na mnie duży wpływ i bardzo zależy mi na jego opinii. To, że teraz funkcjonowałam normalnie, było w znacznej mierze jego zasługą. Jednak od tamtego czasu on i moi rodzice sądzili, że gorszy dzień od razu przywoła tamte lęki i wszystko zacznie się od nowa. Nie rozumieli, że niektóre rzeczy wciąż we mnie siedzą i czasami muszą po prostu wyjść na zewnątrz. A później znowu mam siłę, żeby ruszyć do przodu i ten stan utrzymuje się przez kilka albo kilkanaście kolejnych dni.
- Oczywiście - wydusiłam przez zaciśnięte gardło i odepchnąwszy go delikatnie, podźwignęłam się do pozycji stojącej. Spróbowałam zmienić temat. - Wybrałeś już co zaśpiewamy?
- Give your heart a break, podkładu dobrego nie znalazłem, gramy na gitarach - na jego twarz znowu wrócił szelmowski uśmiech.
- Isabel i Jo się zgodziły? - dziewczyny wolały kawałki innego typu, dlatego zaskoczył mnie jego wybór.
- Śpiewamy tylko we dwoje - puścił mi oczko, a kiedy trzepnęłam go w ramię, udał, że gest ten sprawił mu nie tylko fizyczny, ale i psychiczny ból, bowiem przyłożył sobie dłoń do serca, robiąc minę zbitego szczeniaka. - One znalazły sobie własny kawałek. Więęęc?
- Okey. Ale ty bierzesz wokal wiodący - uśmiechnęłam się słodko.
- Co to to nie. Tutaj potrzebujemy czegoś delikatnego. Już wszystko rozpisałem - podał mi kartkę, na której tekst, jak mniemam piosenki, był podkreślony w odpowiednich miejscach, a na marginesach Jared niedbałym pismem zapisał wskazówki.
- Och, dzięki za trzy czwarte kawałka - mruknęłam pod nosem, kierując swoje słowa do Jareda, który tylko się uśmiechnął. Zanim wróciłam do stolika, przejrzałam się naprędce w wiszącym na ścianie niewielkim lustrze. Spięte w niski koński ogon blond włosy, które nakryłam czarną bejsbolówką nadal były w dość dobrym stanie, chociaż kilka kosmyków wymknęło się spod gumki i opadało mi delikatnie dookoła twarzy. Na białą koszulkę narzuciłam skórzaną kurtkę, która dobrze komponowała się z czarnymi rurkami. Ogólnie rzecz biorąc wyglądałam nieźle. A przynajmniej tak siebie samą oceniłam.
- Zamówiłem ci colę - Kyler posłał mi jeden ze swoich firmowych uśmiechów, a ja odpowiedziałam tym samym, szukając spojrzeniem Jo, która zniknęła gdzieś z Isabel. Jakby czytając mi w myślach, wskazał ruchem głowy na tyłu sceny. - Przygotowują się.
- Mhm, okej - usiadłam obok niego, podciągając nogi pod brodę. Nim zdążyłam zrozumieć co się dzieje, Kyler podniósł mnie lekko, sadzając na swoich kolanach.
- Co się dzieje? Jesteś dzisiaj strasznie nerwowa - och, więc mimo moich prób słyszał rozmowę z Jaredem.
Przewróciłam oczami.
- Nic się nie stało, gorszy dzień - wzruszyłam ramionami, opierając plecy na jego klatce piersiowej.
- Czyli cola z alkoholem nie była dobrym pomysłem? - obróciłam się tak gwałtownie, że niemal go uderzyłam. - Żartuję przecież, sama cola.
Uśmiechnęłam się lekko, cmokając go w policzek.
- Jesteś okropny, wiesz?
- I tak mnie kochasz, sweatheart - puścił mi oczko, po czym na jego twarz wpłynął łobuzerski uśmiech. - A teraz uciekaj do Jareda, a ja się zajmę twoją śliczną koleżanką.
Tym razem nie wahałam się, trzepnęłam go z czystą satysfakcją.
- Idiota.
- Zrozumiesz jak dorośniesz - nim zdążyłam mu umknąć, ściągnął z moich włosów czapkę i zmierzwił je, całkowicie psując mój koński ogon.
- Uwierz mi, psychicznie jestem od ciebie dalej o jakieś tysiąc kilometrów świetlnych - pokazałam mu język i zabrałam się za naprawianie swojej fryzury.
- Jeśli ten gest miał to udowodnić, to ci się nie udało.
Doprowadziwszy się do względnego porządku, ruszyłam w stronę Jareda. Chłopak rozmawiał właśnie z Joanne i Isabel, które zdążyły się już przebrać. Zawsze to robiły przed wejściem na scenę, taki miały zwyczaj.
- Jesteśmy przed wami - poinformowała mnie Jo, poprawiając guziki swojej czerwono-czarnej koszuli. - O, właśnie teraz.
- Powodzenia! - pomachałam im na odchodne.
W każdą sobotę w klubie bywali głównie stali bywalcy, więc wizja występowania przed znaną i swojską publicznością była w pewien dziwny sposób kojąca, sprawiając, że nie denerwowałam się tak jak zawsze.
Kiedy rozległy się pierwsze dźwięki Valerie Amy Winehouse, złapałam Jareda za ręce, zmuszając go tym samym do poruszenia się.
- Jesteś niemożliwa, Tash.
- No ba! - w momencie kiedy zaczynał się refren, zmusił mnie do szybkiego obrotu, a następnie podniósł mnie na chwilę w górę. Chociaż piosenka ta w wykonaniu Jo i Isabel była trochę wolniejsza od oryginału, nadal idealnie nadawała się do tańca. Po ostatnim wersie, zaczęłam bić brawo tak entuzjastycznie, że Jared chwycił moje nadgarstki, bym się uspokoiła.
- Teraz się będziesz mogła popisać - kiedy usiadłam na podstawionym stołku, podał mi jedną z gitar, którą pospiesznie nastroiłam, a sam usiadł naprzeciwko mnie, uśmiechając się pokrzepiająco. Skinął mi głową i w tym samym momencie zaczęliśmy grać.
 - The day I first met you, you told me you'd never fall in love - zaczęłam cicho, usiłując nie zaśpiewać w złej tonacji. Później poszło już z górki, a kiedy w refrenie do mojego wokalu dołączył głos Jareda, uśmiechnęłam się do siebie.
- Don't wanna break your heart, wanna give your heart a break - odszukałam wzrokiem stolik przy którym siedziała reszta naszej paczki, a widząc moje spojrzenie, Jo pomachała mi wesoło. Dopiero po chwili zobaczyłam też Elizabeth, która przyglądała się naszemu występowi ze szczerym zainteresowaniem i wtedy przeszło mi przez myśl, że powinnam dać jej szansę. Najwyżej nie wyjdzie. - I know you're scared, it's wrong...
Na powrót skupiłam się na słowach i totalnie odpłynęłam w świat muzyki. Chociaż przed występem często miałam tremę, na scenie wszystko to znikało i liczył się tylko śpiew oraz muzyka płynąca z instrumentów. Nie inaczej było tym razem.
Po skończonej piosence zeszliśmy ze sceny, ustępując miejsca kolejnym wykonawcom i ramię w ramię skierowaliśmy się ku naszej grupie. Sięgnęłam po swój napój, rzucając ku Kylerowi spojrzenie typu "jeśli tu coś dosypałeś, szybko cię wykastruję" i upiłam łyk. Skrzywiłam się momentalnie.
- Miało być bez alkoholu.
Chłopak chciał już coś odpowiedzieć, ale uprzedziła go Elizabeth.
- Często tu śpiewacie?
- Raz, maksymalnie dwa razy w tygodniu - odpowiedziałam ze wzruszeniem ramion. - Na więcej nie mamy czasu.

Elizabeth?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz