31 sie 2017

Od Stilesa cd. Elizabeth

- Być może. - Wzruszyłem ramionami i wyłączyłem silnik. - Nie jestem dobry.. ale zły też nie.
- Nie do końca cię rozumiem. - Zmarszczyła brwi.
- O to chodzi.
Wysiadłem z jeepa i trzasnąłem mocno drzwiami, by mieć pewność, że dobrze się zamknęły. Oczywiście, że nie bałem się wracać samemu do domu, planowałem nawet ponownie udać się w to miejsce. Ciekawiło mnie, czy to ciało wciąż tam jest i czy należało do człowieka. Przeciętni ludzie najrzadziej stają się ich ofiarami. Mógł być to inny nadnaturalny, łowca, bądź ktoś, kto wiedział za dużo. Elizabeth też wiedziała za dużo. W sumie ja jej niczego nie powiedziałem, sama się domyśliła, a ja.. ja tylko potwierdziłem jej przekonanie i to nie do końca. Nie stanę przez to przed jakimś sądem potworów, czy coś w tym stylu. Kobieta raczej nie wyglądała na osobę, która czeka na sensację, by rozpowiedzieć to wszystkim. Zresztą i tak nikt by jej nie uwierzył. O wilkołakach coś wie, ale o reszcie nie musi, bynajmniej nie ode mnie. To kim jestem, pozostaje ze mną. Nigdy nie ujawniłem się przed żadnym człowiekiem i nie pozwolę, by ktoś znał moją prawdziwą naturę. To, czym się stałem.. to nie dar, to przekleństwo. Niektórzy swoją inność traktują jako coś dobrego, żyją w zgodzie z tym. Ja nie potrafię. Bycie demonem, nie może być w żadnym stopniu czymś dobrym, na co wskazuje już sama nazwa. Nie działam przeciwko społeczeństwu, staram się żyć jak oni, jak normalny człowiek, chociaż wiem, że to nie jest do końca możliwe.
Elizabeth skierowała się w stronę wejścia i pospiesznym krokiem wbiegła po schodach. No nie, nie lubię schodów. Mam nadzieję, że nie będzie ich zbyt wiele. Potruchtałem za nią, nie chcąc się zgubić, co w moim przypadku jest rzeczą bardzo naturalną. Gubię się wszędzie. W centrum handlowym, na mieście, nawet we własnym mieszkaniu, ale to już tylko wtedy, gdy jest ciemno. Każdemu się zdarza, prawda? Okej, nie wszyscy są takimi nieudacznikami życiowymi. 
Wszedłem po schodach za dziewczyną, o mało nie potykając się o każdy możliwy stopień, bo niestety światło nie było zbyt wydajne. Zatrzymałem się dopiero, gdy usłyszałem przekręcanie klucza w zamku, a zaraz potem z mieszkania wydobyło się światło, zapalone przez dziewczynę. Zaczekała chwilę przy drzwiach, a gdy wszedłem i zdjąłem buty, udała się w głąb mieszkania, zapalając po kolei wszystkie światła. Już na wejściu zauważyłem całkiem pokaźną ilość zieleni. Elizabeth zatrzymała się w pomieszczeniu, które najpewniej było kuchnią, połączoną z jadalnią.
- Rozgość się, zaraz przyjdę - powiedziała cicho i zniknęła w jednym z pokoi.
Usiadłem na jednym z krzeseł i bardziej rozejrzałem się po pomieszczeniu, w którym się znajdowałem. Gdzie nie spojrzeć, była tam jakaś roślinka. Na parapecie, na blacie kuchennym, na podłodze, na stole, na półkach. Nie ukrywam, że w takim miejscu oddychało się o wiele lepiej, niż na cuchnących spalinami ulicach, albo chociażby moim mieszkaniu, gdzie jedyną zieleń tworzą dwa małe kaktusy, stojące w moim pokoju. Żadna inna roślinka nie wytrzymała u mnie zbyt długo, zazwyczaj zapominałem je podlewać, a jak wiadomo kaktusy nie wymagają aż tak wielkiej pielęgnacji jak inne, chociaż... jakiś czas temu miałem trzy, jeden usechł. Kiedyś Maura kupiła mi storczyka, wytrzymał całe pół roku, to mój rekord zaraz po kaktusach.
- Chcesz coś do picia? - spytała wracając do kuchni.
- Wodę. - Wzruszyłem ramionami, a Elizabeth zaczęła grzebać po szafkach.
Wyjęła całą zgrzewkę małej, butelkowanej wody i podała mi jedną. Nie wiem, dlaczego tu przyszedłem. Ja byłem całkowicie bezpieczny, ale kobieta chyba nie zdawała sobie sprawy z tego, że zaprosiła do swojego mieszkania demona, który ma na swoim koncie wielu zabitych ludzi i tych innych. To nie było zbyt dobre posunięcie z jej strony, ale w sumie się nie dziwię. Po tym co zobaczyła, miała prawo się bać, a ja poniekąd ją uratowałem. Chociaż.. sam ją w to wpędziłem, ale... ale potem uratowałem! Złapałem butelkę w obie dłonie i oparłem o nią brodę, widząc, że dziewczyna ma coś ważnego do powiedzenia, ale jeszcze nie wie, jak to zrobić
- W tym Bestiariuszu piszą, że.. - zaczęła, ale zaraz przerwałem jej krótkim śmiechem. 
- Naprawdę wierzysz w ten Bestiariusz? - zaśmiałem się.
- Jak widać, mówi prawdę.
- Nie do końca. Czy opisuje najzwyklejsze w świecie wilki, które jadą na sterydach, bo ludziom zachciało się eksperymentów? - Uniosłem brwi, próbując zbić ją z tropu.
- To nie były zwykłe wilki..
- Tak, modyfikowane genetycznie wilki.
- Chcesz teraz powiedzieć, że mnie okłamałeś? - Oparła się o blat, zakładając ręce na piersi. - Już się z tego nie wycofasz, poza tym wiem, co widziałam. Czy.. inne istoty z tej książki też istnieją? Ciężko jest mi myśleć, że widziałam.. wilkołaki.
- Lepiej zasłoń rolety w oknach, bo jak wleci tu światło księżyca, stracę nad sobą kontrolę i też się w niego przemienię. Wtedy będę musiał cię zabić, za dużo wiesz.
Mina Elizabeth w tym momencie była bezcenna. Zrobiła się blada jak trup i podparła się dłońmi o blat kuchenny.
- Naprawdę? - wyrwało jej się.
- Tak, a zaraz potem wyskoczę przez okno i zacznę wyć smutną serenadę do księżyca. - Zacząłem poważnie, jednak nie potrafiłem utrzymać już kamiennej twarzy i zacząłem się śmiać - Nie jestem wilkołakiem, nie zrobię ci krzywdy.
Jestem czymś gorszym, ale tego nie musi wiedzieć. To zraża ludzi, chociaż w sumie nikomu o tym nigdy nie powiedziałem. Nikomu, poza Maurą. Kiedyś widziała, jak walczyłem z wampirem, musiałem jej wszystko wytłumaczyć, ale wiedziałem, że i tak mnie nie opuści. Była dla mnie jak matka.
- O mój boże! - wykrzyknąłem, a Elizabeth aż podskoczyła. - Czy to jest żółw?
Zobaczyłem jak mała zielona kulka powoli wychodzi z jednego z pokoi. Matko Boska! To żółw! Wstałem z krzesła i dosłownie rzuciłem się przed nim na kolana. Jaki słodziutki!
Ja pierdzielę, mój wewnętrzny demon chyba w tym momencie poczuł się zażenowany




Elizabeth? 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz