13 sie 2017

Od Williama do Elli

Popatrzyłem na kobietę przede mną. To wszystko. Jak ona to robiła? Jak sprawiała, że czułem te wszystkie nieznane mi wcześniej emocje? Cholera. To brzmi jak kwestia z nędznego romansu, ale kobieta otwierała mi oczy. Nie mówię tylko o emocjach takich jak zakochanie czy pożądanie. Wydawało się to być o wiele bardziej złożone. Słuchałem jej historii i chciałem ją chronić. Przed całym światem, który ją zranił i może zrobić to znów. Trzymać ją na moich kolanach cały ten czas, nie spuszczać z niej oka, trzymać ją blisko jak nikogo nigdy. I czułem też przerażenie. Co, jeśli zrobię coś, przed czym chcę ją zranić? Co jeśli zrobię coś nie tak, co jeśli złamę jej serce? Przecież nie mam zielonego pojęcia o miłości. Wszystko mogę spieprzyć, mam niestety co do tego skłonności. Samo myślenie o tym mnie przytłaczało. Przytłaczało mnie to, że ona miała dokładnie takie same myśli. Że ona też obawiała się, że nie jest kobietą dla mnie. Co jeśli ma rację? Co jeśli nasza relacja to po prostu kpina losu z naszej dwójki? Próba, która ma nas złamać. Bo tak z pewnością bym się czuł, gdyby cokolwiek odebrało mi Ellę. To okropnie dziecinne ale wierzę w pokrewne dusze - "soulmate". I chciałbym, żeby Ella była moją. Oh bogowie, na sto procent jestem bohaterem wypocin jakiejś niewyżytej nastolatki, bo to wszystko jest zbyt cliche. Przeczesałem palcami włosy Elli. Oparłem brodę o jej głowę i zacząłem wdychać jej zapach. Nie pachniała niczym szczególnym, był to po prostu zapach mydła, ale uspokajał mnie na tyle, że westchnąłem.
- Moja kolej - powiedziałem a El spojrzała na mnie tymi ogromnymi brązowymi oczami. Były pełne wyrazu, ale to nie było coś, co mogłem łatwo odczytać. Co ona widziała? Co ona widziała we mnie, że pozwoliła mi się tak do niej zbliżyć? Dlaczego nie widziała tylko popsutej osoby, jaką w rzeczywistości jestem?
- Ale nie możesz na mnie patrzeć - rzuciłem zanim zdążyłem się pohamować. Ella przekrzywiła tylko głowę nic nie mówiąc i dała mi kolejnego buziaka w policzek i odwróciła się do mnie plecami.
- Możesz usiąść na podłodze? - spytałem. - Mam pewien pomysł - wyszeptałem jej do ucha a ona posłusznie zsunęła się na podłogę tuż przy kanapie. Mam wrażenie, że ten szept sprawił, że pomyślała o czymś dziwnym. Nevermind. Zacząłem lekko przeczesywać palcami jej czarne włosy. Były miękkie, ale nie tak bardzo jak wyglądają. Bawiłem się kosmykami, przerzucając jeden za drugim. Wytężyłem pamięć, próbując sobie przypomnieć jak robiło się warkocza. Eksperymentowałem, aż w końcu odkryłem jak to wyglądało. Tak więc zaplatałem jej warkocza i odkaszlnąłem.
- Ojca już poznałaś, nie zrobił zbyt dobrego pierwszego wrażenia, ale przyrzekam, że ja też nie mam z nim zbyt wiele wspólnego - wyrzuciłem z siebie na jednym wydechu. - Pierwszy raz jak przyszłaś do mojego mieszkania... Zauważyłaś mój tik nerwowy. Zwróciłaś uwagę, że znowu robię to dziwne coś z palcami. Nie mogłem się powstrzymać, przerażała mnie twoja obecność - przełknąłem nerwowo ślinę.
- Nie twoja, jako twoja, ale twoja jako kobiety. Dlatego tak zareagowałem gdy weszłaś do tamtej kawiarni. Cholernie boję się kobiet - poczułem jak Ella wierciła się między moimi nogami. - I wiem, że to idiotyczny lęk. Ale nikogo nie boję się tak jak mojej matki. Była dla mnie głównym wzorem takiej typowej kobiety, jak to matka. A jeśli typowy wzór kobiety non-stop Cię bije, różnymi narzędziami, głodzi i znęca się nad tobą psychicznie, to na serio można nabrać urazu do tej płci - przymknąłem oczami na ślepo gładząc włosy kobiety.
- Nienawidziła mnie. Według niej byłem powodem, dla którego Apollo odszedł. Z jednej strony przypominałem jej o tym co straciła. Z drugiej strony byłem jedyną tego pozostałością, i nie mogła mnie opuścić. Mało logiczne. Ale tak to wyglądało przez osiemnaście cholernych lat - palce zacisnęły mi się mimowolnie ciągnąc za pukle włosów Elli. - Przepraszam - jęknąłem.
- To okej - odpowiedziało moje słońce cicho.
- Wracając... Wtedy pojawił się tata. Po tylu latach modlitw zjawił się dopiero wtedy. Pomógł mi wyrwać się z rąk matki. Straciła wtedy zmysły, prawie wydrapała mi oko, cudem nie został po tym ślad - westchnąłem. - Podróżowałem. Byłem w Stanach Zjednoczonych, w obozie herosów. Pierwszy raz nie byłem sam. W sensie nie byłem jedyną taką osobą. Ale dalej byłem samotny. Poza krótkimi znajomościami, nie wiedziałem jak zbliżyć się do kogoś. Dlatego internet mi pomógł. Nie czułem, jak bardzo przywiązuję się do osób, które jednak istniały gdzieś poza ekranem komputera. Były to dla mnie głównie zwykłe pseudonimy na forum, mimo tych godzin rozmów. Potem zaszło to na tyle daleko, że nie mogłem się wycofać. Nie wiem jak ty to zrobiłaś. Nie wiem jak to możliwe, że siedzę tu teraz przy tobie i nie drżę ze strachu. Rzuciłaś na mnie jakiś urok, panno Lopez - nachyliłem się ostatnią część szepcąc jej do ucha. Kobieta zadrżała pod wpływem mojego głosu. Odchyliła głowę, chyba niespecjalnie eksponując swoją szyję. Stwierdzając, że tyle na dziś wystarczy smutków, pociągnąłem ją za niechlujnie zrobiony warkocz, tak, że miałem jeszcze lepszy dostęp do jej skóry. Dmuchnąłem na nią a następnie szybko pocałowałem.
- Dzisiaj zrobimy to na kanapie - warknąłem biorąc przygryzając lekko miejsce, które dopiero co pocałowałem. Przyda nam się chwila rozrywki.

Ella? Błagam, wymyśl ty ten plan bo Willowi to najwyraźniej tylko jedno w głowie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz