3 lis 2017

Cukierkowanie według Arona. Halloweenowy event Temat 2.

     Wylegiwałem się na kanapie, gdy usłyszałem dzwonek do drzwi. Nie spodziewałem się dzisiaj gości. Kto to mógł być? Bruno? Nie, to nie w jego stylu. Julian? Demony nie mają w zwyczaju pukać. Czas podnieść leniwy tyłek i otworzyć te głupie drzwi. Zanim je otworzyłem, usłyszałem pukanie. Ktoś jest bardzo niecierpliwy.
- Cukierek albo psikus! - krzyknęła para dzieciaków, zanim otworzyłem drzwi na oścież.
- To dzisiaj? - stałem kompletnie wryty w ziemię. Racja. 31 października. To dziś.
- Niech pan nie udaje, tylko daje cukierki! - krzyknął chłopiec po mojej lewej, przebrany za wampira.
- Właśnie! - dodał wilkołak z prawej.
- Huh… serio zapomniałem. Poczekacie chwilę? Znajdę coś i zaraz wam sypnę…
     Super. Jeszcze rozdawać cukierki. Mam w ogóle jakieś? Przymknąłem drzwi. Idąc do salonu przypomniałem sobie, że mam zapas pakowanych ciastek Oreo w segmencie. Chyba się nadadzą. Zgarnąłem je szybko i wróciłem do dzieciaków. Gdy ponownie otworzyłem drzwi, pokazały się dwie kolejne wesołe mordki.
- Trick or Treat! - krzyknął drugi wilkołak, a z nim coś na wzór zombie.
- Spokojnie, tak jak obiecałem. Lubicie Oreo? - wrzuciłem każdemu po paczuszce do worka.
- Dzięęękuuujeeemyyy! - krzyknęła cała czwórka na raz.
     Błagam, żeby nie przychodziło ich więcej. Ten zapas słodkich ciastek miał być dla mnie. Zapracowałem na nie. Rzuciłem się znowu na kanapę. Nie zdążyłem nawet wygodnie się ułożyć, a dzwonek ponownie wydał swój dźwięk. Serio? Zajrzałem do folijki z opakowaniami. Zostało mi 6 sztuk. Zwlokłem się z sofy i dotargałem do drzwi. Stało tam troje dzieciaków. Rzuciłem trzy pakunki ciastek i zamknąłem na szybko drzwi. Dzieci nie zdążyły dokończyć kwestii, gdy ja przekręcałem klucz. Nim przekroczyłem próg salonu, usłyszałem ponowne pukanie. Uchyliłem drzwi i z bólem serca wyrzuciłem resztę ciastek. Wracając na moje ulubione miejsce, moje uszy zetknęły się z elektrycznym dźwiękiem, dobiegającym z przedpokoju. Poszedłem do kuchni. W lodówce znalazłem marchew i korzeń pietruszki. Nada się? Niech zjedzą coś zdrowego, a nie tylko te słodycze. Skierowałem się do mojego nowego, najbardziej znienawidzonego miejsca w całym mieszkaniu. Na klatce stały dwie dziewczynki. Wampirzyca i… pszczółka? Mniejsza.
- Cukielek albo psikus! - krzyknęły obie na raz.
- Psikus! - odpowiedziałem, wręczyłem im warzywa do rączek i szybko zamknąłem się w środku. Były strasznie zdezorientowane. Nie powiem- rozśmieszyło mnie to. Skierowałem się do łazienki. Podniosłem klapę od sedesu i znowu usłyszałem dzwonek. Zgarnąłem przepychacz, pastę do zębów i mydło. Szybko rozdałem prezenty i wróciłem do “odsączania kartofelków”. Kto wymyślił tak głupie określenie na to? W nadziei, że nikt nie przyjdzie, położyłem się na kanapie i postanowiłem przekimać godzinkę.
     Chyba się udało. Spojrzałem na ekran telefonu. Spałem ponad godzinę, więc jest dobrze. Odpaliłem radio, stojące na stoliku. Informacje. Wszystkiego najlepszego z okazji halloween. Imprezy tematyczne w całym kraju. SMS? Od kogo? Mój ulubiony lokal… spóźnione zaproszenie
     Dzwonek do drzwi. Zaraz skończę czytać. Zgarnąłem lężący przy łóżku  krem do rąk. Otworzyłem drzwi i moim oczom ukazała się… 

- Lily? Ty tutaj? - zaprosiłem ją do środka.
- Ten… krem do rąk… - wybuchnęła śmiechem.
- To nie tak jak myślisz - zawstydzające. Bardzo kurwa niezręczne…
- Jasne, jasne, hahaha! - weszła do środka.
- Mam jakiegoś szampana w lodówce. Napijesz się?
- Tylko, jeśli ty ze mną… i odłóż ten krem! - nie mogła przestać się śmiać.
- Skończ, to nie jest śmieszne… - skierowałem się do lodówki i wyciągnąłem z niej większą, szklaną butelkę. Rzuciłem gdzieś krem i wróciłem do salonu.
- Mnie tam śmieszy.
- Mnie właśnie przestało - postawiłem szampana na stoliku, a z barku wyciągnąłem dwa duże kielichy.
- Za wesołe halloween?
- Tak będzie najlepiej - Zachichotała jeszcze raz.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz