3 lis 2017

Para Stichów z fretko-nietoperzem? Ból brzucha? Rodzeństwo Tara również świętuje Halloween! Event Halloweenowy - Temat 2.

- Aoi… Czy to jest naprawdę konieczne…? - spytałam swojego brata, siedząc na krześle przy ciemnym stoliku dla sześciu osób, gdy ten dzierżąc w dłoni jeden z moich zapachowych błyszczyków, chciał pomalować moje usta. A to nie wszystko, gdyż jeszcze obok leżały inne moje kosmetyki. On chciał całą mnie umalować. Szczerze? Bałam się... Młody nade mną stał w kigurumi Sticha, który razem z jego różowym odpowiednikiem zamówiliśmy dobry miesiąc temu. A co to było kigurumi? Duża, ciepła i jednoczęściowa piżama… którą miałam jako dziecko jeszcze przed narodzinami czarnowłosego. Tylko tamta była bardziej dalmatyńczykiem z czerwoną obróżką, a nie potworkiem z pewnej bajki. Przymknęłam oczy, gdy błyszczyk już znajdował się na moich wargach, a chłopak sięgnął właśnie po mój najmniej ulubiony puder. Szybko go użył, bardziej prósząc go na całej mojej twarzy, niż na policzkach. Dalej się bałam. No bo… Aoi ma dopiero dwanaście lat! I nie jest do tego dziewczyną, tylko chłopakiem! Która starsza siostra, czy nawet matka by się nie bała… Spojrzałam w pewnym momencie na ladę naprzeciwko mnie, która stała w kuchni. Wdrapała się na nią Kohi, dla której niebieskooki również miał przebranie. Nie wiem, jak i nie wiem, kiedy je zamówił, ale powiedział, że coś ma. Tylko nie wiedziałam, czy da radę ją w to ubrać…
- Skończyłem! - zawołał szczęśliwy chłopak, oddalając się ode mnie na jeden krok, by sięgnąć po małe lusterko na obracającym się stojaczku. Podał mi je, a ja już żałowałam, że pozwoliłam mu siebie malować. Zamknęłam oczy ze strachu, bojąc się otworzyć choć jedno z nich. Jednak w końcu to zrobiłam, gdy czarnowłosy smutno westchnął. Spojrzałam na swoje odbicie i… zamarłam, kompletnie. Czułam, jakby świat się pode mną rozwalił, wchłaniając moje bezduszne ciało w głąb siebie. No tego to się nie spodziewałam!
- Nie jest tak źle – odpowiedziałam, zgarniając dwa kosmyki moich włosów do przodu. Chyba będzie trzeba niedługo pójść do fryzjera na odnowienie koloru… A wracając do mojej twarzy… Błyszczyk trzymał się na granicach moich ust, choć można się nawet pokusić o to, że nałożył go idealnie. Wciągnęłam powietrze przez nos. Truskawki… Do tego ten puder, który rozsypany na całej mojej twarzy fajnie sprawiał, jakby moja skóra miała taki ładny lekko różowy odcień. Kurcze, podoba mi się to. Może mój brat ma jakiś ukryty talent do malowania?
- A teraz pora na przebranie Kohi… - usłyszałam przed sobą jego głos. Gdy na niego spojrzałam, to próbował złapać fretkę, trzymając w dłoniach jakieś czarne skrzydełka. Nietoperze? Jakie słodkie! Po jakichś pięciu minutach udało mu się je założyć futrzakowi, jednak sama samiczka… latała w kółko jak opętana, co jakiś czas skacząc. Gdy wylądowała w końcu na moich kolanach, to wzięłam ją w powietrze, trzymając dłonie pod jej łapkami. Wyglądała przeuroczo. Umieściłam ją sobie na ramieniu, a sama wstałam z krzesła, kierując się do połączonej kuchni. Otóż stały w niej nasze torebki na cukierki, jedna pomarańczowa, taka dynia i druga czarna zrobiona na kota. Je też zamówiliśmy przez internet… Choć przyszły o wiele później od naszych kigurumi.
- Gotowa? - spytał niebieskooki, biorąc obie w swoje dłonie i podając mi kota. Zgarnęłam go od niego i pokiwałam twierdząco głową, a już po kilku minutach oboje znajdowaliśmy się na dworze. Szłam wzdłuż ścieżki, by wyjść za ogrodzenie naszego domu. Spojrzałam na nasz dom. Nie był jakoś wyjątkowo ozdobiony… Po prostu kupiłam kilka takich lampionów w kształcie dyń i ustawiłam je przed wejściem i na trawie. Mogłam jednak trochę bardziej się postarać.
- Koko! Kaptur! - usłyszałam krzyk Aoi’ego przed sobą. Faktycznie, nie mam jeszcze założonego kaptura. Od razu to zrobiłam, uważając przy okazji na fretkę, która postanowiła skryć się nie tylko na mojej szyi, ale też i we włosach. Powoli podchodziliśmy do pierwszego domu w okolicy… który był oddalony o dobre dwieście pięćdziesiąt metrów od naszego. Widziałam, jak jakieś inne dzieciaki właśnie od niego się oddalają, robiąc nam miejsce. To trochę dziwne, że ktoś jeszcze tu przyszedł. Jeśli dobrze pamiętałam, to w naszej okolicy nie mieszkało zbyt wiele dzieci, oprócz mojego brata oczywiście… Chyba że przyszły one z drugiej ulicy przez mostek… To mogłoby wiele wyjaśniać.
- Koko, chodź szybciej! - brunet ponownie zawołał w moją stronę, już znajdując się blisko drzwi tego domu. Podbiegłam ostatnie kilka kroków, a on zadzwonił dzwonkiem.
- Cukierek albo psikus – powiedziałam równocześnie z bratem, gdy z budynku wyszedł pewien mężczyzna ze… śrubą w głowie. Popatrzył najpierw na chłopaka, a potem wzrok zwrócił na mnie.
- Ty też się przebrałaś, Koyori? - zaśmiał się, biorąc z przedpokoju u siebie miskę ze słodyczami. Odwzajemniłam jego uśmiech, drapiąc się w głowę.
- Jakoś tak wyszło… W końcu nie wypuściłabym brata samego o tej porze – odpowiedziałam, patrząc kątem oka na niebieskookiego obok mnie.
- I nie mogła się oprzeć mojemu darowi przekonywania – dodał od siebie, wystawiając swoją dyńkę na słodycze. Ze śmiechem odeszliśmy od domu pana zombie, kierując się do pięciu kolejnych wzdłuż żwirowej drogi.
***
- Brzuch mnie boli… - jęknął Aoi, zjeżdżając trochę z czerwonego skórzanego narożnika. Ze stuknięciem odłożyłam talerz na suszarce, wzdychając.
- Przecież nikt ci nie kazał zjadać od razu wszystkich cukierków! - krzyknęłam na niego, odwracając się w stronę kanapy. Usłyszałam, jak prycha pod nosem na moje słowa. Gdy pół godziny temu wróciliśmy do domu, obie nasze torby były wypełnione po brzegi. Sąsiedzi w tym roku nie żałowali tych słodyczy, oj nie… A brunet od razu stwierdził, że zje wszystko dzisiaj. Ja oczywiście jako dobra siostra radziłam mu odmówić, ale… miał mnie gdzieś. I na czym się to zakończyło? Brzuch go boli! Dodatkowo Kohi postanowiła zrobić sobie z moich ramion nowe łóżeczko, gdyż od dobrych piętnastu minutach na nich spała. Słyszałam jej miarowy oddech, a nawet czułam, jak jej brzuszek podnosi się i opada. Gdy zdjęłam jej nietoperze skrzydła w domu, to od razu złapała materiał ząbkami, ciągnąc go w swoją stronę. Nie wierzę, że aż tak jej się to spodobało… Oczywiście, by puściła, to musiałam przekupić ją Łatkiem, co się udało jak najbardziej. Aż sama z siebie dumna byłam. A czy podobało mi się chodzenie z bratem po domach? Jeszcze jak. Szczerze, to nawet nie mogę się doczekać przyszłego roku. Obiecałam sobie nawet, że to ja zrobię jakieś czekoladki oraz kupię lepsze ozdoby… Spojrzałam przelotnie na swój aparat, który leżał na stole. Oczywiście nie byłabym też sobą, gdybym po powrocie nie chciała zrobić zdjęcia… Będę musiała tylko jeszcze je wywołać, ale to się jeszcze zrobi. Gorzej będzie ze znalezieniem kolejnej ramki oraz miejsca na nią…

The End
A miałam tego nie pisać...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz