2 lis 2017

Upadły, który zmienia zdanie częściej niż skarpetki - Event Halloweenowy. Temat 1.

               Nie zawsze bycie Aniołem ma swoje dobre strony. Widzicie… nadnaturalność bywa uciążliwa. Ciągłe ukrywanie się, ucieczka, strach przed nadejściem następnego dnia. Ale Anioły mają gorzej. Mają świadomość swojej odmienności. Wiedzą, że skrzydła mogą przynieść im zgubę. Jedno ich rozwinięcie może kosztować cię życie. To dlaczego, skoro mogą być przyczyną ich zguby, tak je szanują?
Ponieważ gorsze od posiadania skrzydeł, jest ich brak.
Nigdy wcześniej nie spotkałam Upadłego. Obawiałam się tego spotkania. Wiedziałam, że Anioły, które straciły skrzydła mogą popaść w obłęd, depresję, nienawiść. A nienawidzą w szczególności tych, którym te skrzydła udało się utrzymać.
To nie jest tak, że są źli czy przynoszą tylko zniszczenie. Oni kierują się żalem. Wyobrażacie sobie to? Nadal masz swoją moc, ale nie posiadasz tego, co cię określa. Ja tego nie potrafię.
               Nigdy nie potrafiłam zrozumieć tego, dlaczego Łowcy nam to robią. Wolą odciąć nam skrzydła i pozwolić nam żyć z tą świadomością, niż nas po prostu zabić. Uwierzycie, że urządzają sobie zawody, który zbierze więcej skrzydeł? To staje się coraz bardziej popularne zwłaszcza wśród młodych Łowców.
               Nigdy nie pragnęłam poznać Upadłego. Nawet nie chciałam go spotkać. Można powiedzieć, że Upadli są cieniem wszystkich moich obaw – o to, że stracę skrzydła. A je chyba cieniłam najbardziej ze wszystkiego na tym świecie. Są częścią mnie. Stałe, niezmienne, odwieczne. I pragnę, aby takie pozostały. Obawiałam się spotkać Upadłego Anioła, ponieważ mógł być symbolem mojej przyszłości, która być może kiedyś nadejdzie.
Bądź co bądź bardzo współczułam tym istotą. Wiedziałam, że ja nie wytrzymałabym utraty skrzydeł. Wolałabym tortury, ciągłe walki, ukrywanie się, a nawet śmierć. Ale nie utratę skrzydeł. Możecie usłyszeć to od każdego Anioła.
               Halloween to właśnie czas, kiedy Upadli wychodzą z ukrycia. Nikt nie wie dokładnie dlaczego. Po prostu upodobały sobie ten termin i już. Choć jest jedna teoria. Trzydziesty pierwszy października to święto upiorów i potworów. Upadli właśnie są za takich uważani. Sami też się tak nazywają. Niegodni pokazywać się za dnia, pojawiać w towarzystwie Aniołów, przegrani i złamani. Są traktowani jak nic.
I to jest chyba ta jedna rzecz, która mnie z nimi łączy.
Bo każdy Anioł ma coś z Upadłego i każdy Upadły ma coś z Anioła.
Niektórzy mniej, niektórzy więcej.
               Przyznam, że pierwotnie w planach nie miałam wychodzenia dzisiejszego dnia. Miałam poczucie, że ludzie tym świętem kpią sobie z nas, nadnaturalnych. Dla nich przebieranie się za potwory było zabawą. Dla nas to była codzienność.
Dlaczego więc zmieniłam zdanie?
Oczywiście z tego samego powodu, co przez ostatnie tygodnie – przez natarczywego brata. Dzisiaj musiałam dosłownie wymknąć się z domu. W Halloween zawsze robił się nerwowy. Wiedział, że pomimo tych wszystkich zabaw, śmiechów i ozdób kryje się niebezpieczeństwo. Niektórzy z nas nie zwracali na to uwagi. Czuli się wtedy choć trochę normalni. I to było ich zgubą. Łowcy tylko czekali.
Tego roku jednak uważałam, że Łowcy są mniejszym złem, niż przebywanie w jednym pomieszczeniu z moim bratem. Dlatego też wykorzystując chwilę jego nieuwagi czym prędzej opuściłam mieszkanie.
Było jeszcze dość wcześnie, jednak jak na tę porę roku przystało, już zaczynało się ściemniać. Na ulicy było tłoczno. Grupki dzieci, pod okiem dorosłych, biegały od drzwi do drzwi i z radością krzyczały „cukierek albo psikus”. Muszę przyznać, że z lekką melancholią i żalem przyglądałam się temu wszystkiemu. Mi nigdy coś takiego nie było dane. Moje dzieciństwo zostało zabrane i już nigdy go nie odzyskam.
Z lekką frustracją i wściekłością naciągnęłam na siebie kurtkę jeszcze mocniej, wbiłam wzrok w ziemię i udałam się tam, gdzie mnie nogi poniosą. Nie zwracałam uwagi na nic. Chciałam się po prostu znaleźć jak najdalej od tego gwaru. Od radości i zabawy. Od wszystkiego, co zawsze pragnęłam mieć, a nie mogłam. To było nierozsądne. Ale czułam, że jeżeli spędzę tam choćby jeszcze chwilę dłużej, nie wytrzymam.
A jeżeli bym pokazała, że jestem Aniołem, ściągnęłabym na siebie kłopoty. Wszyscy nadnaturalni wiedzą, że w takie święta, jak Halloween Łowcy są bardziej czujni. Wszyscy wiedzą, że w takie dni jest zabijanych najwięcej takich, jak ja.
Gdy znalazłam się na obrzeżach miasta, gdzie cisza aż szumiała w uszach, dopiero odważyłam się rozwinąć skrzydła i wzlecieć na dach budynku. Było tutaj cicho i spokojnie. Byłam sama i mogłam rozkoszować się widokiem z góry na niczego nie spodziewających się ludzi.
I po raz kolejny nawiedziła mnie myśl, że naprawdę pragnęłam takiego życia. Spokojnego, zwyczajnego. Jako ktoś, kto nie musi się obawiać dnia następnego. Wiedziałam, że James robi wszystko, aby dać mi choć namiastkę normalnego życia. Ale to za mało. Może i jestem egoistką, ale pragnę więcej, choć nie powinnam, choć nie mogę, choć jest to niemożliwe.
Ludzie nie doceniają tego, co mają. A mają niezwykle wiele i nie potrafią tego dostrzec.
Nie wiem, ile czasu minęło, ile siedziałam tak pogrążona w ponurych myślach i zapatrzona w migotliwe neony. Sekundy stapiały się w minuty, minuty łączyły się w godziny, a godziny wydawały się trwać w nieskończoność. Wiedziałam, że powinnam już wracać. Wiedziałam, że robi się coraz później i, że coraz więcej upiorów wychodzi na ulice. Ja jednak nie potrafiłam się poruszyć. Nie chciałam się stąd ruszać.
- Dama nie powinna przebywać o tej porze sama na zewnątrz. Nawet jeżeli jest zjawiskowym aniołem. – usłyszałam głęboki, melodyjny głos. – co tutaj robisz, Aniele?
Gwałtownie wstałam i odwróciłam się do nieznajomego, jednocześnie sięgając po sztylet.
- Kim jesteś? – spytałam, starając się jednocześnie przyjrzeć tajemniczej postaci. Co niestety nie było takie łatwe, ponieważ skryła się ona w cieniu. Wiedziałam jedynie, że jest to postać ludzka. I że jest to mężczyzna. Wśród ciemności mogłam również dostrzec głęboko błękitne oczy, które sprawiały wrażenie, jakby zaglądały w głąb mnie.
Nie podobało mi się to.
- Kimś, kto chciał trochę pobyć w samotności, a nie był jedyną osobą, która wpadła na ten pomysł. – odpowiedział, jakby od niechcenia, robiąc krok w moją stronę.
- I ze wszystkich budynków w mieście wybrałeś przez przypadek ten, na którym jestem i ja? Masz mnie za idiotkę?
- Mój wybór nie był bynajmniej przypadkowy. Widziałem, jak tutaj wlatujesz. Byłem po prostu zaciekawiony, więc postanowiłem przybyć tutaj za tobą. Choć zajęło mi to znacznie więcej czasu niż tobie, niestety.
Dalej przyglądałam mu się uważnie, a on nie był mi dłużny. Żałowałam, że nie mogę wyczytać nic z wyrazu twarzy nieznajomego. Nie wiedziałam o nim nic i to mnie lekko niepokoiło.
- Spytam jeszcze raz. Kim jesteś?
Mężczyzna jakby zesztywniał i cały napięty zaczął się do mnie zbliżać powolnym krokiem.
- Kimś podobnym tobie. Cieniem z twojej przeszłości i wizją twojej przyszłości. Wygnanym. Poległym. Upadłym. – spojrzał w dal, a w jego oczach jakby na chwilę zagościł żal, wspomnienie minionych lat. – Odpowiedziałem na twoje pytanie. Pora, abyś ty odpowiedziała na moje pytanie.
- Znasz odpowiedź. Sam jej udzieliłeś. Chciałam pobyć sama.
Nie wiem dlaczego w ogóle wdawałam się z nim w dyskusję. Powinnam w tej chwili stąd się zmywać. Jednak coś mnie od tego powstrzymywało.
- Dzisiejszego dnia wiele złego wydostaje się na ulice. Kiedyś to było prawdziwe Halloween. A teraz? Zjawy, widma, upiory. To dla nich najlepszy czas. A oni nie zwracają uwagi czy spotykają ludzi, czy nadnaturalnych. Zadowolą się każdym. A wtedy lepiej nie być tam, gdzie oni.
- Nie znasz mnie. Nie wiesz, co potrafię.
- A więc pokaż, co potrafisz, wojownicza Wysłanniczko Niebios.
Przysięgam, że mnie kusiło. Oj bardzo kusiło.
- Może innym razem.
- Więc innym razem nie przedstawiaj swoich umiejętności, jeżeli nie umiesz poprzeć swoich słów czynami. – nieznajomy wydawał się rozbawiony całą tą sytuacją.
- Czego ty ode mnie chcesz?
- Porozmawiać. Przestrzec. Dać radę.
- Niby dlaczego miałabym cię słuchać?
- Niektóre Anioły się prawdziwymi ignorantami. Jestem Upadłym. O czym mogę rozmawiać z kimś takim, jak ty?
W jego słowach było coś staroświeckiego, dawnego. Miał w sobie coś z czasów, które już dawno przeminęły. Sprawiały, że człowiek naprawdę chciał słuchać.
- Słucham.
- Opowiem ci o twoich skrzydłach. I o tym, jak ważne jest, aby je chronić.
Nie należałam do tych naiwnych dziewczynek, które dostają lizaczka od nieznajomego i idą za nim wszędzie. Nie ufałam ludziom. A jednak w tym mężczyźnie było coś, co sprawiało, że chciało się go słuchać. Choć wyglądał na około dwudziestu lat, mógł mieć również i setki, co widać było również w jego oczach.
Opowiedział mi o utracie skrzydeł. Ale nie o samej sytuacji, w której je stracił. O samym fakcie i emocjach. Coś tu nie grało, jednak byłam na tyle rozkojarzona, aby nie skupić się na ym jednym cichym głosiku, który mnie ostrzegał.
- Mówi się, że podczas odcinania naszych skrzydeł, stają się one czarne. A kiedy już zostają odcięte, po paru sekundach znikają. Nie jesteś nawet w stanie się z nimi pożegnać. Nie do końca wiesz, co się dzieje. A kiedy w końcu to do ciebie dociera, jest już za późno – mówi, ale jego oczy zdradzają, że jest gdzieś indziej. W przeszłości. Wszystko w nim mówi o bólu minionych dni i tych, które zaraz potem nastąpiły.
Nie potrafiłam wykrztusić z siebie ani słowa. Nie potrafiłam znaleźć odpowiednich liter, słów, zdań, aby wyrazić to, jak bardzo mu współczuję. Choć nie jestem w sanie zrozumieć tego bólu. Nigdy nigdy nigdy nie chcę doświadczyć takiego bólu.
- Przykro mi – udaje mi się tylko wydusić.
- Niepotrzebnie. Teraz mam ciebie i twoje skrzydła.
Patrzę na niego oszołomiona, a on tylko czekał na ten moment. Zaatakował mnie w mgnieniu oka. Na szczęście moje ciało zareagowało szybciej niż umysł. Moje ruchy były automatyczne i nim się zorientowałam, nieznajomy znajdował się pode mną.
- Co ci odbiło?! – warknęłam – Czego ode mnie chcesz?!
- Tego, czego może pragnąć Upadły. – odparł i jakimś cudem udało mu się mnie zrzucić z siebie.
- Nie myśl, że ci się to uda.
- Och. Ja to wiem. Co może potrafić taka głupiutka ignorantka, jak ty?
- Przekonasz się, kiedy skopię ci zadek.
Uśmiechnął się, najwidoczniej rozbawiony całą tą sytuacją i mnie zaatakował. Wymienialiśmy cios za ciosem i z wielką niechęcią muszę przyznać, że mężczyzna był całkiem dobry w tym.
Kiedy na chwilę udało mu się rozproszyć moją uwagę, przygwoździł mnie do podłogi. Nachylił się i szepnął mi rozbawiony do ucha:
- Coś ci nie idzie kopanie mojego zadka, skarbie.
Wkurzyłam się. Gość sobie na zbyt wiele pozwalał.
Moje ruchy stały się coraz bardziej desperackie. Tu już nie chodziło o to, aby wygrać walkę. Jedyne, czego pragnęłam, to się jakoś stąd wyrwać.
- Dlaczego to robisz?
- A dlaczego nie? Anioły takie, jak ty mają mnie za śmiecia. Za mięczaka, który stracił swoje skrzydła. Dla was jestem niczym. Dlaczego więc ja miałbym okazać miłosierdzie tobie?
Bo kiedyś byłeś taki, jak ja – pomyślałam – Bo nadal masz w sobie coś z Anioła. Ponieważ byłam traktowana jak śmieć przez całe życie i wiem, jak to jest.
Nie pytajcie się jak, ale jakimś cudem udało mi się wyrwać z uścisku mężczyzny. Odskoczyłam czym prędzej od niego i rozwinęłam skrzydła, aby wzbić się w górę.
- Będziesz uciekać?
- Sam mówiłeś, że śmierć jest lepsza. Dlatego wybieram najbezpieczniejszą drogę. – opowiedziałam i nim nieznajomy zdążył jakkolwiek zareagować, odleciałam jak najdalej potrafiłam.
Znacie to uczucie, kiedy los postanawia sobie z was zakpić? Kiedy cieszycie się z małego sukcesu, a życie już po pięciu sekundach postanawia wam go zepsuć? Tak właśnie było w moim przypadku. Nie zdążyłam nawet dobrze odetchnąć po ucieczce z dachu, kiedy grupka Łowców mnie otoczyła.
Nie no, to już są jakieś żarty. Ja rozumiem, że dzisiaj jest Halloween, ale to już lekka przesada. Nawet ja nie mogę mieć takiego pecha.
Niestety najwidoczniej mogłam.
- Aniołek nam się trafił – zarechotał jeden – Halloween się mu zachciało.
- Zobaczymy, jak mocne jest jej przebranie. – zawtórował drugi.
- Najpierw kochana oskubiemy cię z piórek.
Wiedziałam, że tym razem nie uda mi się uciec. Zachciało mi się wychodzenia z domu. Zachciało mi się święta Upiorów. No to miałam. Na atrakcje dzisiejszego wieczoru nie mogłam narzekać. Oczami wyobraźni widziałam już siebie, z plecami całymi we krwi. I kiedy już zaczynałam godzić się z myślą, że tym razem przegrałam, usłyszałam ten sam arogancki i pewny siebie głos.
- Panowie. Dama najwyraźniej nie chce przebywać w waszym towarzystwie. Lepiej się stąd wynoście, póki jestem spokojny.
- Chyba sobie żarty robisz. – wszyscy trzej ryknęli śmiechem.
Czy ja już mam halucynacje?
Mężczyzna posłał im złośliwy uśmiech. Ale kryło się pod nim coś złego, mrocznego i pradawnego. Nawet ja się cofnęłam kilka kroków do tyłu.
W oczach Łowców zobaczyłam czysty obłęd. Nic z tego, ni z owego uciekli z krzykiem.
- Co się…
- Sprowadziłem na nich szaleństwo. Pokazałem kilka nieprzyjemnych obrazów i przekonałem do ucieczki.
Teraz bałam się go jeszcze bardziej. A jednak…
- Dlaczego to zrobiłeś?
- Bo nie chcesz mieć odciętych skrzydeł. Nie wytrzymasz takiego bólu. Jesteś za słaba.
- Ale ty sam chciałeś…
- Wiem. Nie zamierzam za to przepraszać. Zrozum. Minęło tak wiele lat, a ja nadal nie mogę się z tym pogodzić. Dlaczego nierozsądne Anioły jakimś cudem nadal mają swoje skrzydła, a ja nie mogę ich mieć? I nawet nie mów, że ci przykro. Od tego nie robi się chyba nikomu lepiej.
Pokiwałam jedynie na znak, że rozumiem. Mój gniew na nieznajomego trochę osłabł. Jakby na to nie patrzyć uratował mnie. Uratował przed czymś gorszym niż śmierć.
- Dbaj o swoje skrzydła, bo to największy dar, jaki mogłaś otrzymać. Ja będę się zbierał. Do zobaczenia. Może jeszcze kiedyś się spotkamy. – uśmiechnął się zawadiacko i odwrócił się do mnie plecami. Niby chciałam, aby już sobie poszedł. Było jednak coś, co mnie do niego ciągnęło. Z jednej strony był pewny siebie i arogancki, z drugiej zaś tajemniczy i wyniszczony.
- Zaczekaj! – nie wierzę, że to robię – Powiedziałeś, że teraz nie ma już tego Halloween, co kiedyś. Może… może pokażesz mi jak to wyglądało dawniej?
Mężczyzna spojrzał na mnie, jakbym co najmniej postradała rozum. A ja wiedziałam, że w ten sposób choć na chwilę mogę odwrócić jego myśli od tego, co utracił.
- A mogę poznać przynajmniej imię damy?
- Auraya. Auraya Herondale.
- Garnet William Van Allen.
Uśmiechnął się lekko i razem ruszyliśmy wzdłuż drogi ozdobionej różnego rodzaju upiornymi świecidełkami.


Może ktoś chce przygarnąć Upadłego jako postać? XD
(Nie, ja wcale się nie ogłaszam. To nie tak Wysoki Sądzie)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz