2 lis 2017

Od Arona do Aurayi

Dzień dłużył się tak bardzo, jak tylko mógł. Gdy dotarłem do drzwi mieszkania, zastała mnie niemiła niespodzianka. Klamka była wybita. Ktoś się włamał? Ostrożnie uchyliłem je powoli. NIkogo nie zobaczyłem w przedpokoju. Powoli wszedłem. Dokładnie się rozejrzałem i nie zastałem nikogo. Pierwsze co mi przyszło do głowy, to pieniądze, więc zajrzałem do szafy w salonie. Wyciągnąłem starą encyklopedię. Banknoty, które w niej chowałem, były na swoim miejscu. Druga myśl- narkotyki. Wyciągnąłem siedzenie kanapy, a spod niego metalowe pudełko. One też były na swoim miejscu. Czyli nie chodziło o zysk… Idźmy dalej. Przeszedłem do kuchni. Później znowu do salonu. Ponownie przedpokój i łazienka. Celem nie było zniszczenie mienia ani groźba. Ostatnie co mi przychodzi do głowy to Łowcy. Jasne. Bo dawno żadnego nie spotkałem. Zgarnąłem z ławy plecak, wrzuciłem do niego odruchowo butelkę wody, bluzę na zmianę i telefon. Czym prędzej opuściłem moje lokum. Postanowiłem iść do baru, oddalonego o pięć ulic od mojego bloku. Gdy szedłem, w oddali usłyszałem syreny policyjne. Strasznie dzisiaj niespokojnie.
Wchodząc do baru zarzuciłem kaptur i zdecydowałem się nikomu nie patrzeć w oczy. Było akurat jedno wolne miejsce przy ladzie.
- Jedno piwo - Spojrzałem mu na wysokość ust i podałem 5 funtów.
- Ciężki dzień? - zapytał i odwrócił się do nalewaka. Po kilku sekundach podał mi piwo.
- Ty mi powiedz. John. Ile psów gończych dzisiaj widziałeś? - podniosłem kufel i upiłem wysokość piany.
- Pytali dzisiaj o ciebie. Byłeś w mieszkaniu? Szli tam około szesnastej.
- Wracasz do domu po ciężkim dniu o osiemnastej i zastajesz rozwalone drzwi. Miła niespodzianka. Czego oni ode mnie chcą? Przecież nie sprawiam problemów. Zachowuję się jak normalny człowiek…
- Złapali jakiś gang amatorów, metamorfomagów w tamtym tygodniu. Nie bawiłeś się w ich towarzystwie jakiś czas temu? - przysiadł naprzeciwko mnie.
- To było miesiąc temu. Poza tym, to była mała impreza.
- A oni okradli niewłaściwego człowieka. Uciekaj. Teraz. Nie odwracaj się, idź na zaplecze i potem… - zabrał mi piwo sprzed nosa i odwrócił się od lady.
- Wiem. Dzięki - rzuciłem.
Szybko wstałem i poprawiłem ramię plecaka. Jeszcze szybciej zniknąłem w tłumie i znalazłem się na zapleczu. Skierowałem się do magazynu i z niego na zewnątrza. Kilka metrów od drzwi na zewnątrz stało dwoje ludzi w czarnych płaszczach. Kolejni? Nie zastanawiałem się. Po prostu szedłem przed siebie. Przeszedłem przez bramkę i znalazłem się na ulicy. Za sobą słyszałem kroki. Odwróciłem głowę by się upewnić, czy na pewno mnie śledzą. W tym momencie rzucili się do pościgu. Polowanie zaczęło się na nowo. Jako, iż w tej sytuacji jestem zwierzyną, rzuciłem się do ucieczki szybciej niż o tym pomyślałem.
Wbiegłem do alejki za rogiem. Przewróciłem na szybko kosz na śmieci i lecąc na łeb, na szyję coraz szybciej stawiałem kroki. Znalazłem się na kolejnej otwartej ulicy, z niej w następną ciasną przestrzeń. Adrenalina po usłyszeniu strzału oddanego w moim kierunku była znacząco ponad normą. Serce prawie wyskoczyło mi z piersi. Skręciłem w prawo. Usłyszałem kolejny strzał i poczułem, jak mój plecak zarobił kulkę. Mam nadzieję, że nie przedziurawili bluzy.
Dobiegałem do skrzyżowania, gdy z naprzeciwka dostrzegłem młodą kobietę ze skrzydłami. Super. Anioł. Najwidoczniej też uciekała. Za nią pojawiła się sylwetka niewysokiego mężczyzny. Złapałem ją w talii i popchnąłem w lewo. Dotrzymywała mi tempa. Uciekaliśmy tak dobre kilkanaście minut, na zmianę dyktując kierunki.
Znaleźliśmy się poza miastem. Dobrze znałem te okolice. Gdy mieliśmy pewność, że zgubiliśmy oprawców, padliśmy na ziemię by odpocząć. Dawno nie miałem takiego bólu w klatce piersiowej. Po tak długim sprincie, jedyne co byłem w stanie robić to wypluwać płuca. Dziewczyna była w zdecydowanie lepszym stanie niż ja.
- Aron - podałem jej rękę.
Spojrzała na mnie ale nie zdecydowała się odpowiedzieć.
- Hej, po tak brawurowej ucieczce mogłabyś powiedzieć jak masz na imię i czemu cię ścigali.
- Miałam sytuację pod kontrolą, dopóki ty się nie wtrąciłeś - rzuciła agresywnie w moją stronę.
- Nie wątpię, tylko podejrzewam, że mam większe doświadczenie w uciekaniu przed Łowcami od ciebie.
- A niby skąd to podejrzenie? Nawet mnie nie znasz - odwróciła się przez ramię i spojrzała w stronę miasta.
- Nie zamierzam się kłócić. Ale oczekuję choć trochę wdzięczności za pomoc - twarda jest.
- Mam ci być wdzięczna? Czy ty mnie słuchasz? Poradziłabym sobie lepiej bez ciebie.
- Zamierzasz teraz wrócić do miasta? Kiepski pomysł. Uwierz - widziałem, jak patrzy w tamtą stronę.
-  A dlaczego miałabym tego nie robić? Łowców już zgubiliśmy.
- Słuchaj, nie zamierzam cię niańczyć. Po prostu mi uwierz, że jak teraz wrócisz, to nie skończy się zbyt dobrze dla nas obojga - była zła. Zaciskała pięści.
- To jaki masz plan, panie Wiem Wszystko?
- Sam bym tu przenocował. A nie wiem, co mam począć z taką arogancką osobą. Opuść trochę ego i współpracuj - nie wytrzymałe, wytrąciła mnie z równowagi.
- Arogancką? - prychnęła - Zgoda, niech ci będzie. Zróbmy to po twojemu. Ale nie zamierzam zginąć za ciebie.
- Naczytałaś się za dużo książek. Zejdź na ziemię aniołku. NIkt tu nie chce umierać. Na końcu tej drogi znajduje się stare domostwo. Tam nikt nie powinien nas szukać.
- Świetnie! A co potem? Chyba nie zamierzasz się tam ukrywać do końca życia? Bo jeżeli dobrze rozumiem, na razie wykluczasz powrót do miasta.
- Na dzisiaj porzucam myślenie o powrocie - wstałem z ziemi - chodź. Dotrzemy tam jeszcze przed 21.
Wzruszyła ramionami. Potraktowałem to jako zgodę. Ruszyłem jako pierwszy. Po piętnastu minutach doszliśmy do ustalonego miejsca. Budynek był jeszcze w gorszym stanie niż widziałem go poprzednim razem. Otworzyłem stare drzwi z mosiądzu i wszedłem jako pierwszy. Lubiłem tu przebywać jak byłem młodszy.Teraz to tylko ruina bez duszy. W piecu ukryłem kiedyś zapas świec i zapałki. Wyciągnąłem je i skierowałem się w stronę schodów, które, jak się okazało, również zniszczył czas. Rzuciłem na piętro plecak.
- Wlecisz, czy wolisz wejść z moją pomocą?
Rozwinęła skrzydła i wleciała. Przewróciłem tylko oczami. Wrzuciłem na górę świece i zapałki. Nie wiem czemu nie schowałem ich do plecaka. Po prostu o tym nie pomyślałem. Wspiąłem się po resztkach wystających ze ściany. Gdy byłem już na górze zobaczyłem moje stare posłanie. Całe zniszczone przez swój wiek. Po chwili dołączyłem do nowo poznanej towarzyszki. Zobaczyłem kawałek zawalonego dachu. Dawał idealny wgląd na łąkę i mały las w oddali.
- Dowiem się przynajmniej jak masz na imię?
- A dowiem się, dlaczego tak właściwie gonili cię Łowcy?
-Po mnie tego nie widać, ale też jestem “potworem”... dokładniej Chmurnikiem.
- To jeszcze nie jest wystarczający powód. Dla części Łowców owszem, ale nie dla wszystkich. Zatem? - patrzyła w dal. Zdawała się być nieobecna w tym miejscu.
- Często im się narażałem. Ale teraz nie mam pojęcia czemu zdecydowali się za mną gonić. Włamali mi się do mieszkania. Nie jestem pewny, dlaczego.
- Och. Na pewno za niewinność. Jak zawsze.
- Teraz jestem czysty. Nie wiem o co mogło im chodzić. Mogę? - ustałem obok niej i czekałem na odpowiedź, czy mogę usiąść.
- Rób, co chcesz. To w końcu twoja miejscówka.
- Noc będzie zimna - zgarnąłem plecak i świeczkę stojącą obok, którą od razu podpaliłem. Postawiłem ją obok i wyciągnąłem z plecaka bluzę. Na szczęście nie była przestrzelona - trzymaj. Przyda ci się.
Wzięła ciuch bez słowa. Robiło się już zimno.
-Jak masz na imię?
- Auraya.
- Może się prześpij, Aurayo.. Jutro też trochę się przejdziemy - powiedziałem patrząc jej w twarz.
- Że niby gdzie chcesz jutro iść?
- Do znajomego. Myślałaś, że będziemy tu siedzieć tydzień i polować na małe, polne zwierzątka?
- Nie. Myślałam, że jutro wrócę do domu, bez ciebie na karku - schowała twarz w dłoniach.
- Uwierz, że też mam lepsze rzeczy do robienia niż siedzieć tu, teraz, z tobą i słuchać twoich narzekań.
- Trzeba było mnie w to wszystko nie wciągać.
- Też uciekałaś. Skończ się kłócić. Współpracuj chociaż przez moment.
- Świetnie. Niech ci będzie. Od teraz będę siedziała cicho. Rób sobie, co chcesz. Zadowolony?
- Nie chodzi mi to, żebyś była cicho, tylko żebyś tyle nie narzekała. Serio nie jest mi tu z tobą przyjemnie, więc przynajmniej sprawiaj pozory zadowolonej, że żyjesz.
- Oczywiście. Wybacz. Już się poprawiam. - odchrząknęła - Jestem taaaaka szczęśliwa, że na mojej drodze pojawił się książe. Nie wiem, co bym bez niego zrobiła. Tak może być?
- Dobra. Leć spać. Jutro będzie lepszy dzień - zapaliłem drugą świeczkę i postawiłem ją obok siebie.
- Jasne - mruknęła i odwróciła się.
Postanowiłem też się położyć spać.

Auraya…?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz