7 lis 2017

Od Arona do Aurayi

Siedziałem oparty o ścianę. Choroba zdecydowanie dawała górę. Anioł patrzył na mnie ze złością. Nie wiedziałem, co mam jej odpowiedzieć.
- W plecaku mam telefon. Podaj mi go. Zaraz coś wykombinuję - powiedziałem resztkami sił.
- Gdzie będziesz dzwonić? - schyliła się do plecaka i wyciągnęła z niego komórkę.
- Mam pewien pomysł. Ale będziesz musiała mi zaufać - wziąłem od niej urządzenie, które mi podawała.
- Co innego mi pozostaje? - wzruszyła ramionami, odwróciła się i wyjrzała na łąkę.
Była dopiero 7 rano. Powoli przeglądałem listę kontaktów. Zastanawiało mnie, kto będzie większym szaleńcem w tej sytuacji. Ja, bo dzwonię do kanałowego szczura, który trzyma w garści rebelię, czy on, bo ma u mnie dług i jest zobowiązany się odwdzięczyć.
- Jakie masz relacje z wampirami? - spytałem Aurayi. Ta jednak zdecydowała się przemilczeć pytanie.
- Rozumiem - wybrałem w tej chwili numer i przyłożyłem telefon do ucha. Pierwszy sygnał zabrzmiał, a ja byłem cały zestresowany - Wiesz, że jestem na ciebie zdany? - kiwnęła tylko głową.
Nikt nie odebrał. Postanowiłem więc dzwonić do skutku. Drugi raz. Trzeci. Czwarty. Za piątym to samo. Za szóstym się udało.
- Gadaj, czego chcesz skurwysynie - krzyknęła postać z telefonu.
- Starego druha nazywasz synem kurwy? - zapytałem spokojnie. Znałem wybuchowy charakter postaci po drugiej stronie.
- Mów…
- Aron. Ciągle wisisz mi przysługę.
- Żeby cię pies jebał, znikasz kiedy ci się podoba, a po roku dzwonisz jak ci czegoś potrzeba? - miał rację. Zniknąłem i nie dawałem znaku życia.
- Zdążyłeś kupić mi wieniec i znicz? - cicho się zaśmiał.
- Jesteś jak pies alkoholika. Zawsze się wyliżesz! Kto by pomyślał.
- Przypominam, że to przez ciebie musiałem się wylizać. Zostawiłeś swojego przyjaciela. Postrzelonego przez Łowców. W samym centrum Londynu. Racja, zawsze się wyliżę. Ale teraz mi pomóż. Źle ze mną.
- Czego ci potrzeba, pojebańcu? - w tle słyszałem jak Aura jest cholernie niezadowolona i jak pod nosem przeklinała los, który nas spotkał.
- Transport dla dwóch nadrealnych, nocleg i prowiant. Leki na przeziębienie. Goniły nas psy gończe.
- A ty szczekaj, walcz rezerwowy psie! Pysk się pieni! Jeży sierść!
- To nie czas na cytowanie…
- To na co jest czas? - nic sobie nie robił z naszej trudnej sytuacji.
- Pomożesz mi? 
- Co z tego będę miał?
- Czy ocalenie życia dla twojego dziecka nie było już wystarczającą zapłatą? 
- Żeby cię serio pies jebał. Śmiesz to wypominać?
- Pamiętasz, że wszyscy postanowili ją wtedy zostawić? Wszyscy, poza mną. Dlatego nie zachowuj się jak dupek. Okej?
- Gdzie mam być i kiedy?
- Jak najszybciej… pamiętasz, gdzie pierwszy raz pokazałeś mi swoją naturę?
- Byłeś wtedy żywszy i mniej pochmurny…
- Skończ z żartami. Czekamy.
Rozłączył się po tych słowach. Auraya powoli się rozciągała. Najbardziej spektakularny widok, to anioł prostujący swoje skrzydła. Jak ta istota nosi cały ich ciężar przez 24 godziny? Nie boli jej kręgosłup? W sumie. Schorowany Chmurnik obserwuje anioła i zastanawia się, czy nie bolą ją plecy. Logiczne zachowanie Aron. Bardzo logiczne.
- Nie chcesz do nikogo zadzwonić? - wyciągnąłem rękę w jej stronę i podałem jej telefon.
- Dzięki… chyba rozumiesz… - przechylała ciało w stronę “wyjścia”
- Idź. Tylko uważaj na siebie.
Zeskoczyła z małym uśmiechem i zniknęła z moich oczu. Nasza szansa na wyrwanie się stąd była coraz większa. Oczywiście miałem wątpliwości co do tego. Aura chyba mi wybaczy, jak jeszcze się zdrzemnę…

(***)

Auraya złapała mnie za ramię i mocno potrząsnęła, przez co się obudziłem. Spojrzałem na nią i potem na zewnątrz. Było coś koło południa.
- Aron. Ktoś podjechał - wyszeptała.Szybko wstałem i od razu upadłem. Przeceniłem swoje możliwości. Aura pomogła mi podejść do wyrwy w dachu i wyjrzeć na zewnątrz. Postać weszła do środka i spojrzała w górę. W oczy rzuciła mi się charakterystyczna blizna na lewym policzku.
- Aron, ty stara… - zaczął czule, jak to on.
- Nie kończ. Dobrze cię widzieć - wstałem przy pomocy anioła.
- Będziecie tam siedzieć? Nie gasiłem auta - wyszedł powoli, a ja spojrzałem w stronę Aurayi.
- Wszystko okej? - spytałem jej.
- Już mu nie ufam.
- I słusznie. Pomożesz mi zejść?
- Ta, jasne - zeskoczyła.
Zszedłem z trudem za nią. Na zewnątrz czekał na nas biały Ford Transit. Towarzyszka pomogła mi dojść do niego.
- Nie przedstawisz mnie? - wampir wyszedł zza samochodu.
- Skoro muszę - przygryzłem dolną wargę - Aura... to wampir, o którym ci już wspomniałem. Mój stary przyjaciel, który zdecydował się zostawić mnie na pastwę losu i pozwolił mi skonać Na szczęście wylizałem się. Wiktor. Poznaj Aurayę.
- Mam nadzieję, że przez waszą dwójkę nie będę miał kłopotów - otworzył drzwi paki - wsiadajcie.
W środku znajdowała się zabezpieczona linami kanapa, na niej apteczka. Aura pomogła mi wejść do środka. Wampir zamknął nas w środku. Nie przewidział, że jak zamknie drzwi, to będzie ciemno. Nieważne. Telefonem oświetliliśmy drogę do miejsca odpoczynku. Powoli usiadłem, a anioł przeszukała pakiet medyczny i odnalazła leki przeciwbólowe. Dopiero teraz poczułem, jak boli mnie głowa i gardło.
- Zdrzemnij się jeszcze - powiedziała cicho.
- Nie, nie będę już spać. Czyżbyś zaczęła się martwić?


Auraya?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz