6 lis 2017

Od Williama do Elli

Dean próbował zamaskować jeszcze mój zapach kiedy usłyszeliśmy dzwonek telefonu a następnie   nerwowe "na miejsca" od Deana. Shit, zaczynało się. Kompletnie i pod żadnym pozorem nie byłem na to gotowy. Zacisnąłem dłonie na broni. Dean uparł się, że wciśnie mi maczetę. Nie było to dla mnie komfortowe - zupełnie inaczej trzymało się to w dłoni niż mój sztylet. Prawdopodobnie nie minie zbyt długo, gdy porzucę to coś na rzecz mojego zwykłego wyboru. Ustawiłem się w pozycji, którą już wcześniej ustalił mi Dean - byłem na klatce schodowej. Odliczałem sekundy, pęknięcia w podłodze, granaty przy pasku (taaak) czekając tylko na coś więcej. Serce mi stanęło, gdy usłyszałem podjeżdżający samochód a po minucie lub dwóch kolejny a także zduszony krzyk Elli. Główne drzwi otworzyły się z hukiem i weszła do środka szamotająca się dziewczyna i ktoś prowadzący ją. Czułem gulę w gardle, wiedząc, że pozwalam, żeby ktoś ją ranił. Próbowałem się przekonywać, że to dla jej dobra. Chatkę wypełniały kolejne osoby. To się nie mogło potoczyć dobre.
- Basil, skurwysynie, wyłaź - rozległ się męski, mało charakterystyczny głos. - Mam twoją siostrę, dopóki będziesz grzeczny nic się nie stanie - dodał, plując wręcz jadem. Miałem nadzieję, że Basil zagra według planu.
- Jakby mi na niej zależało - rozległ się głos mężczyzny z drugiego końca pomieszczenia, a następnie bieg. Od razu parę osób się rzuciło w tamtym kierunku. Gdy przebiegli do kuchni rozległ się wybuch, który prawdopodobnie rozszarpał ich ciała na kawałeczki. Wtedy wszystko się rozpoczęło. Ujawniając się, rzuciłem kolejne dwa granaty w grupkę na dole, przy wejściu, oczywiście po upewnieniu się, że nie zagrażały one Elli, która najprawdopodobniej zdążyła się już uwolnić z uwięzienia tamtego mężczyzny, bo słychać już było upadające ciała. Tak samo Dean, który ukrywał w się w najbardziej odsuniętym od wejścia pomieszczeniu, gdy zbiegłem na dół, kątem oka mogłem zobaczyć go w akcji. Uniosłem ostrze, by zadać pierwszy cios wilkowi, który właśnie rzucał mi się do gardła. Wtedy usłyszałem kolejny krzyk El i po prostu uniknąłem wroga. Spojrzałem na El, która, właśnie odrzuciła truchło wilka. Jej ręka krwawiła, i to dosyć potężnie. Zacząłem torować się w jej stronę. Z przerażeniem obserwowałem, jak mimo rany dalej wymachiwała dłonią.
- Ella! - krzyknąłem i złapałem jej rękę. Nie chciałem, żeby mnie zamordowała, nie? Czytając z jej miny, widziałem, że nie była zbyt zadowolona. Skupiłem się jednak na wyleczeniu jej jak najszybciej. Słyszałem, jak przeklinała pod nosem, najprawdopodobniej broniąc mnie od wilkołaków, lecz musiałem to naprawić, zanim kompletnie straciłaby rękę, co wyglądało na możliwe. Z ulgą patrzyłem, jak tkanka regeneruje się pod wpływem mojej magii. Jednocześnie drugą ręką próbowałem odpierać ataki, które nadchodziły z boku i od tyłu. Było ich tak wielu! Nie wiedziałem ile czasu minęło, na tej cholernej, krwawej jatce w pewnym momencie, wszystko... Po prostu ucichło. Widać, że nie zaskoczyło to tylko mnie. Wszystkie spojrzenia skierowały się na środek pomieszczenia, gdzie Basil stał w wilczej formie nad ciałem dużego, białego wilka. Czy to oznaczało, że udało mu się zabić alfę? Potoczył groźnym spojrzeniem po wszystkich. Nie wiedziałem jak on im to przekazał, ale wszyscy zaczęli powoli się wycofywać. Staliśmy tam, nie pewni co zrobić. Teoretycznie powinniśmy się cieszyć, ale trudno się ściskać w radości z krwią rozbryzganą wszędzie. Dean po prostu usiadł na podłodze, chyba nawet tyłkiem gniotąc jakieś flaki i schował twarz w dłoniach. Korzystając z tego, że trzymałem Ellę za rękę, przyciągnąłem ją lekko do siebie, tylko trochę ją obejmując. Jej spojrzenie było całkowicie skierowane na Basila. Także na niego spojrzałem - był już w ludzkiej wersji ale mimo tego, że dopiero odniósł zwycięstwo, wyglądał jakby poniósł największą możliwą porażkę. Nie wiedziałem co działo się w jego głowie, chciałem coś powiedzieć, lecz wszystkie słowa wydawały się nietrafne. Ze zdziwieniem obserwowałem jak Dean po prostu wstał i do niego podszedł. Oparł mu dłoń na ramieniu, którą chłopiec niechętnie zrzucił. Wybiegł z pomieszczenia, zostawiając nas, nadal pozostających tam w ciszy.

Ella? I co teraz, i co teraz?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz