Nie potrafiłam powstrzymać uśmiechu, gdy muskające moją szyję usta Ezequiela przyjemnie łaskotały moją skórę, która w miejscu, gdzie stykały się z nią jego wargi, paliła mnie niczym trawiona przez płomienie. I chociaż nie brzmiało to zbyt dobrze, doznania były naprawdę przyjemne. Już od dosyć długiego czasu nie byłam obiektem uwagi mężczyzny, a bycie osobą, która zaprzątała aktualnie głowę Ezequiela w pewnym sensie łechtało moje ego.
Przechyliłam lekko głowę, przymykając oczy pod wpływem pieszczoty, by jeszcze wyraźniej wszystkiego doświadczać. W tamtej chwili mogłam przyznać z ręką na sercu, że jeszcze nigdy nie czułam się tak dobrze. Po jakimś czasie uniosłam powieki i delikatnie położyłam dłonie na policzkach Ezequiela, który wrócił ustami do moich ust i naparł na nie z jeszcze większą siłą. Moje wargi ustępowały jego, gdy łączył je raz za razem. Urok chwili przerwał dzwonek mojej komórki, na którego dźwięk, niechętnie odsunęłam się od mężczyzny.
Zerknęłam na komórkę.
- To Treena. Muszę odebrać - spojrzałam przepraszająco na towarzysza, który przez krótki moment wydał mi się zawiedziony, jednak w ułamku sekundy na jego twarzy znowu pojawił się uśmiech.
Podniosłam się z siedzenia i podeszłam do jednego z ogromnych okien. Gdybym nadal siedziała przy stole, nie zdołałabym skupić uwagi na słowach Kathrine. Obecność Ezequiela za bardzo by mnie rozpraszała.
- Tak, słucham? - przyłożyłam dłoń do ust, gdy zdałam sobie jak bardzo mój oddech stał się urywany.
- O Boże, Coleen, już myślałam, że nie odbierzesz - zacmokała z dezaprobatą jak to miała w zwyczaju. Byłam niemal pewna, że przewróciła również oczami.
- Treena, czy coś się stało? Wszystko w porządku?
Przez chwilę po drugiej stronie panowała cisza.
- O Boże, Coleen. Jesteś u tego faceta, prawda? Przerwałam wam? - to zaskakujące jak jej głos szybko zmienia ton. Dosłownie przed momentem była podirytowana, a teraz zaczęła się ekscytować jeszcze bardziej, niż na ślubie Kirsten i Millera.
- Możliwe - odpowiedziałam wymijająco, stukając paznokciami o obudowę smartfona.
- Dobra, pogadamy później. Nie będę wam przeszkadzać. Ale musisz odpowiedzieć mi wszystko ze szczegółami.
- Jasne. Buziaki - kobieta rozłączyła się, nim zdążyłam dokończyć. Przewróciłam oczami.
Zamiast wrócić do Ezequiela, stałam jeszcze przez chwilę przy oknie, próbując dojrzeć cokolwiek wieczornej ciemności. Aż trudno uwierzyć, że latem o tej samej godzinie na dworze było prawie całkowicie jasno, a godzina dziewiętnasta była uznawana za popołudnie.
Uśmiechnęłam się do siebie, słysząc kroki mężczyzny, a kiedy znalazł się blisko mnie, obróciłam się w jego kierunku.
- Cóż, okazało się, że jest cała, nikt jej nie porwał ani nie okradł - spróbowałam nadać głosowi żartobliwy ton, ale kiedy Ezequiel znajdował się obok, musiałam zachowywać choć niewielki dystans. W przeciwnym razie mógłby mnie uznać za napaloną.
- W takim razie, może wrócimy do tego, w czym nam przerwano? - jego usta wygięły się w tym typie uśmiechu, który tak uwielbiałam. Byłam też niemal pewna, że doskonale zdawał sobie sprawę, że mnie nim rozbraja.
- Hm... brzmi kusząco - wspięłam się na palce, muskając delikatnie jego wargi. Większej zachęty nie potrzebował. Gwałtownym, ale delikatnym ruchem podniósł mnie do góry, a ja odruchowo oplotłam go w pasie nogami. Dla zachowania równowagi oparłam dłonie na ramionach mężczyzny.
Wszystko zaczęło się od nowa, a ja od razu pożałowałam tego, że przerwałam tę pieszczotę, by odebrać połączenie od Treeny. To było uzależniające.
Z czasem wszystko spowolniło. Pocałunki nie były już takie łapczywe, stały się bardziej subtelne, ale równocześnie bardziej namiętne. Wszystko zaczęłam odczuwać podwójnie. Miałam wrażenie, jakby wszystkie kolory tego świata skupiły się w tym człowieku, a ja mogłam je spróbować, oglądając po kolei każdą nową barwę.
- Hej - oderwałam już lekko spuchnięte usta od warg Ezequiela i spojrzałam w jego roziskrzone oczy, które zdawały się przewiercać mnie na wylot. Speszyłam się lekko pod tym spojrzeniem, a moje policzki pokryły się jeszcze większym rumieńcem. - Robi się późno, chyba powinnam się zbierać.
Na odpowiedź nie musiałam długo czekać.
- Możesz tutaj zostać - mruknął, składając delikatny pocałunek w rogu moich ust. Przechyliłam lekko głowę, udając, że rozmyślam nad jego propozycją.
- Czy coś się zmieni, jeśli nie pójdę? - droczyłam się z mężczyzną.
Uśmiechnął się szelmowsko, jak to miał w zwyczaju.
- Wszystko.
- Dzień dobry - uniosłam niechętnie powieki, gdy cichy, lekko zachrypnięty głos dokończył mnie budzić. Nie mogłam powstrzymać sennego uśmiechu, który momentalnie pojawił się na moich ustach.
- Hej - odpowiedziałam niewyraźnie, a słysząc swoją poranną chrypkę, odkaszlnęłam lekko.
- Wyspana? - uśmiechnął się szeroko, odsłaniając zęby.
Jęknęłam w odpowiedzi.
- Nie mogłeś zadać gorszego pytania. Najchętniej spędziłabym cały dzień w łóżku - oplotłam go ramionami, opierając głowę na jego nagim torsie.
- To da się zrobić - jego śmiech był jedną z rzeczy, które mogłabym słuchać przez cały czas. - Ale najpierw śniadanie. W międzyczasie możesz jeszcze poleżeć albo wziąć prysznic.
Zmarszczyłam nos.
- Sugerujesz, że cuchnę?
- Nie śmiałbym - wysunął się spod kołdry, cmokając mnie uprzednio w czoło.
Złapałam jego poduszkę za jeden z rąbków i cisnęłam nią przez pokój, chcąc trafić go w głowę. Niestety - dla mnie - zdążył się uchylić przed pociskiem.
- Specjalnie dla ciebie nawet nie zajrzę do łazienki. Przyjdę stuprocentowo naturalna.
- Nie ma problemu - nim zdążyłam znowu w niego rzucić, wyszedł z pokoju.
Mimo swojej groźby, po kilku minutach zwlokłam się niechętnie z ogromnego łóżka i tupiąc bosymi stopami, poczłapałam do łazienki, by doprowadzić się do względnego porządku.
Ezequiel?
proszę napaleńcu
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz