- Jeszcze tylko książką... - rzekłam, wkładając do swojej torebki
przedmiot w twardej okładce wraz z zakładką. Pomyślałam, że może James
będzie chciał coś poczytać, choć tak naprawdę nie wiedziałam nawet, czy
to lubi. Oby tak... Westchnęłam, po raz kolejny, odpychając głowę Kohi
od siebie. Serio, ona chyba za bardzo polubiła moją torbę. Nawet
pachnie już fretką... Będę musiała chyba kupić nową... tak na zapas.
-
Koko? - usłyszałam głos brata za sobą. Odwróciłam się, widząc go z
kompletnie rozwaloną fryzurą, na dodatek w piżamie. Zaśmiałam się cicho
na jego widok. Rzadko pokazywał się komukolwiek w takim wydaniu, więc...
nie mogłam się powstrzymać. - Wychodzisz gdzieś? - spytał, schodząc po
schodach i po drodze jeszcze ziewając. Wzięłam w końcu Kohi
na ręce, odwracając się, przechodząc przez cały korytarz do mojej
sypialni, wrzucając ją do niej i zamykając ją tam. To powinno ją
zatrzymać przez... jakąś godzinę. Ewentualnie pół. Powróciłam do
przedpokoju połączonego z salonem, kuchnią i mini jadalnią, przyglądając
się bratu, który raczej nie nalewał sobie wody do szklanki.
- Aoi, to jest olej - zwróciłam
mu uwagę, gdy już brał naczynie w górę. Zamrugał nieprzytomnie, patrząc
najpierw na mnie, potem na plastikową butelkę obok siebie. Usłyszałam,
jak szepcze do siebie: „Faktycznie”, po czym wstawia swój „napój” do
zlewu. Pokręciłam przecząco głową na jego nieprzytomne zachowanie.
-
Tak się dzieje, gdy grasz do trzeciej lub czwartej w nocy na komputerze,
potem czytasz jeszcze coś przez godzinę, a następnie kładziesz się spać
na brudnych ciuchach - zwróciłam
mu uwagę. Znowu rzucił na mnie szybkie spojrzenie, w końcu schylając
się i w ten sposób uderzając głową o marmurowy blat. - I tak, wychodzę.
Kolega trafił do szpitala i obiecałam mu, że go dzisiaj odwiedzę - dodałam
na szybko. Odwracając się od brata i otwierając drzwi od pokoju, gdzie
oprócz tych od garażu były jeszcze te na dwór oraz szafki na buty z
wieszakami na kurtki. Szybko wsunęłam swoje sportowe trampki, narzucając
na siebie na tylko kurtkę.
- Koko! Gdzie są moje skarpetki w kosmitów?! - Aoi
jednak postanowił mi jeszcze poprzeszkadzać. Westchnęłam, zerkając na
jego sylwetkę. Nie pamiętam, bym je wrzucała do prania, więc...
Spojrzałam na jego stopy.
- Aoi, masz je na nogach - powiedziałam, narzucając swoją torebkę na ramię i kierując się w stronę drzwi.
- Koyori,
nie idź dzisiaj nigdzie... - jego głos najwidoczniej wyrażał niechęć.
Westchnąłem, jeszcze raz się do niego odwracając. Zrobił krok w moją
stronę, a ja wyciągnęłam rękę w górę, przykładając do jego czoła.
- Nie masz temperatury, nie przesadzaj - odpowiedziałam.
-
Ale dzisiaj jest pełnia... - znowu zaczął ziewać. Zamrugałam kilka razy
oczami ze zdziwienia. Pełnia? Szybko wyciągnęłam swój telefon z torby i
weszłam w kalendarz. Faktycznie...
- Tylko nie pełnia... - rzuciłam,
wzdychając. Czemu akurat dzisiaj... Przeniosłam wzrok na młodego
chłopaka. - Wrócę jeszcze przed zachodem słońca - powiedziałam,
głaszcząc brata po głowie. Niezbyt chętnie się zgodził. Cmoknęłam
jeszcze go w czoło, gdy się pochylił, po czym wyszłam z domu do
samochodu. Obym dała radę wrócić tak szybko. Biorąc pod uwagę, która
teraz jest godziny, to może nie być aż tak łatwo... A Aoi
nadal nie jest aż tak bardzo przyzwyczajony do przemian podczas pełni.
Dodatkowo jeszcze nie do końca nad sobą panuje, więc to ja jestem zajęta
pilnowaniem go. Odpaliłam moje auto, wciskając odpowiedni przycisk na
autopilocie, który w nim trzymałam, by brama się otworzyła. Pora
odwiedzić Jamesa w szpitalu...
James?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz