Mój ośrodek jeździecki przy posiadłości na
południe od San Lizele, w tym znacznie mniejszym lesie, składał się głównie z rezydencji
na środku prostokątnego planu, okolonego ze wszystkich stron zielenią pastwisk.
Droga południowo wschodnia prowadziła do sektora ułożonego w kształcie litery
„L” ze budynków stajennych od „A” do „K”. Auraya, jak na ironię losu,
zaprowadziła nas na oślep do pierwszej stodoły ze ogierami hodowlanymi, a w tym
głównie do ujeżdżenia. W „B” były ogiery skokowe, w „C” wyścigowe, „D”
pociągowe, a „E” do zawodów WKKW. Dreptała dość niewesoło po asfaltowej drodze,
oglądając równiutko posadzone równolegle do drogi młode drzewka, a za nimi
pusty padok. Było jeszcze na tyle rano, że większość koni chodziła na
karuzelach rozgrzewających, znajdujących się od razu na końcu sektora
stajennego. Nie była szczególnie szczęśliwa z powodu poznawania nowej rzeczy, w
zasadzie czułem się trochę nieswojo z tym, iż ją do tego nieco przymuszałem… Wiedziałem,
że to będzie dla niej szczególnie trudne. Zwłaszcza biorąc pod uwagę jej
przeszłość. Widziałem w niej tyle ran na duszy, których nikomu nie pozwoliła
dotknąć. Tamte rozmarzone oczy… Zamglone spojrzenie skupione na przeszłości
niemal od razu po tym, jak zlustrowała charakter Tenebrisa. Ciekawe, że
zatrzymała się akurat przy nim. Uśmiechnąłem się pod nosem, opierając o
drzwiczki boksu bokiem od niechcenia, a na moją twarz padło żółtawe światło z
lampy nad Tenebrisem.
- Jest za młody, żeby chodzić jeszcze pod siodłem. To
półtoraroczniak rasy fryzyjskiej, ale już wygląda olśniewająco… I tak, jest
strasznie charakterny. Dla ciebie zaplanowałem zdecydowanie innego kompana na
pierwszą lekcje.
Lekko zaskoczona
pozwoliła mi się zaprowadzić znacznie dalej, skręcić i wejść do skrzydła
klaczy, a na końcu wałachów szkółkowych. Oglądała z zachwytem wielką przestrzeń
przeznaczoną do wspólnej egzystencji z tymi zwierzętami. Była całkowicie
naturalna i jednocześnie bardzo nowoczesna, starałem się pozbyć zbytniej
sztuczności. Latarnie były przykładowo napędzane światłem słonecznym, a pojazdy
do przewozów koni były elektryczne. Stały z dala od nich na parkingu, przy
wjeździe do Central Avalon Park. Po drodze nie rozmawialiśmy zbytnio ze sobą,
jednie mruczała jakieś pytania dotyczące ewentualnych kosztów budowli czy
rachunków, nadal nie wychodząc z podziwu tego, co ją właśnie otaczało.
W końcu doszliśmy
do stodoły „H”, gdzie czekał już na nas Alex z przywiązaną przed stajnią do
słupka odpowiednio wybraną przeze mnie klaczą. Młodzieniec o jasnych, kręconych
lokach i błękitnych tęczówkach był ubrany w beżowe polo z czarno białym logiem
CAP, szare bryczesy oraz wysokie kalosze, jak zwykle nieco ubłocone. Powitał
nas serdecznym uśmiechem, a po tym podał mi rękę, wskazując łokciem na Miracle:
- Wyjątkowo dzisiaj nie ma humorów, więc nie będzie
sprawiała dodatkowych problemów.
Skinąłem głową,
odpowiadając mu równie kulturalnym uśmiechem. Wiedziałem o tym. Znałem
wszystkie swoje konie lepiej, niż nie jeden trener czy dyrektor ośrodka…
Podziękowałem mu za wykonanie mojej prośby i zwróciłem się z tym, iż może zająć
się resztą dzisiejszych swoich obowiązków. Chłopak udał się w swoją stronę, a
ja rzekłem do Aurayi:
- Musisz się ubrać w podobne spodnie, co on miał i buty. Są
w siodlarni od razu na lewo od wejścia. – wskazałem jej podbródkiem, o które
lewo mi chodzi, a anielica udała się tam, by zmienić ubrania.
Wykorzystując ten
krótki moment, zbliżyłem się do izabelowatej klaczy ze latarnią na głowie i
pogłaskałem ją, mierzwiąc zwierzęciu grzywkę. Była rasy haflinger, jednak z
większą domieszką krwi arabskiej. Stąd była znacznie smuklejsza i szybsza. Miała
na sobie idealnie dopasowany rząd jeździecki z czarnej, naturalnej skóry, szyty
w zasadzie na miarę. Ochraniacze nie były jej na razie potrzebne, dlatego białe
skarpetki na nogach klaczy lśniły po czyszczeniu.
- Myślisz, że zmiana konia cokolwiek zmieni? – nieco
naburmuszona spojrzała na mnie spode łba, zbliżając się z grymasem
niezadowolenia na twarzy.
Taktownie
przewróciłem oczami, wskazując na toczek i rękawiczki na ławce po drugiej
stronie barierki, które leżały na ławeczce pod ścianą stajni. Anielica również
je założyła, chociaż wydała przy tym pełne frustracji prychnięcie.
-Teraz ściągnij jej kantar z ogłowia i przełóż przez
barierkę.
Spojrzała na mnie z
zażenowaniem, dlatego zbliżyłem się znacznie bliżej i chwyciłem za poszczególne
rzeczy na głowie Miracle, by cierpliwie wytłumaczyć każdą z nich, a potem
nazwać, po czym pokazałem dokładnie czynność, jaką powiedziałem na wstępie.
Ponownie zaskoczona banalnością tej umiejętności, ściągnęła brwi w lekkiej
irytacji, ale nadal spokojnie stała w miejscu.
- Zdejmij wodze z szyi i stań po jej prawej stronie. – to
już jakoś rozpoznała, po czym zrobiła. Pokazałem jej w jaki sposób powinna je
trzymać i dodałem: - Poprowadzisz ją teraz na halę.
Już chciała
otwierać usta na wyraz sprzeciwu, ale ostatecznie ruszyliśmy i musiała się
podporządkować. Miracle spokojnie szła po jej prawicy, stukając podkowami, a ja
zaprowadziłem je obie na halę za stajnią „H”. Cały czas się oglądałem, żeby
widzieć coraz większy szok na twarzy młodej kobiety i na ów widok lekko
uśmiechałem się pod nosem z zadowoleniem.
Zamknąłem za nami wkrótce ogromne, drewniane
drzwi. Ściółka w tym ogromnym pomieszczeniu była z jasno beżowego piasku,
idealnie wygładzonego na każdym metrze kwadratowym. Wielkie, okrągłe okna
wpuszczały potężne promienie światła, dlatego nie było potrzeby zapalania
podłużnych lamp na suficie.
- Jesteś pewien, że potrzebujemy takiej dużej przestrzeni na
naszą trójkę?
- Nie, będziemy tylko krążyć po środku. Potem być może
będziesz jeździć wolno po niej całej na Tenebrisie, jeśli faktycznie uda mi się
ciebie czegokolwiek nauczyć w trakcie półtora roku.
Ponownie
westchnęła, wznosząc wzrok ku sufitowi daleko nad nami. Wziąłem niebieską
lonże, przewiesiłem ją przez ramię, a w pod drugim trzymałem już w uścisku bat
długości dwóch koni. Pokazałem stołek, pod którego Auraya miała podprowadzić
Miracle, gdzie ją przejąłem i pomogłem wolną ręką wejść kobiecie na niego.
- Nadal nie jestem pewna, czy to jest dobry pomysł. –
utkwiła wzrok w siodle, jakby niekoniecznie ufała tej formie, na której właśnie
miała usiąść. – W końcu to jest coś, czego podobno uczy się od dziecka.
- Zacząłem gdy miałem ponad piętnaście lat. – wzruszyłem
ramionami. – I też za tym nie przepadałem na początku. Dziewczyny ze szkółki
śmiały się z tego, że ciągle spadałem i nie umiałem utrzymać się w siodle, więc
na pewno na kobiecie też bym nie potrafił.
- Pewnie miały wówczas wiele racji. – nie umiała się
powstrzymać od przytyku, śmiejąc się lekko.
- Pewnie tak. – posłałem jej czarujący uśmiech, na który
każda kobieta natychmiastowo odpowiadała tym samym. Ona nie stanowiła wyjątku.
– Co powinnam teraz zrobić?
- Wsadź stopę w strzemię… - złapałem za nie, by wskazać o co
mi chodzi – I odepchnij się lekko, by przerzucić drugą nogę nad Miracle i
wsadzić w kolejne po drugiej stronie.
Wykonała to, chwiejąc
się lekko. Gdy siedziała już na koniu, podałem jej wodze i ponownie zrobiłem
prelekcje z tego, jak powinna je trzymać:
- Złóż je w lekko przymknięte pięści i trzymaj pomiędzy
małym, a przedostatnim palcem początek, resztkę zamykając w pięści. Właśnie
tak. Wyprostuj się, ściągnij barki i napnij lekko mięśnie brzucha. –
dopasowałem strzemiona do długości jej nóg, po czym odpowiednio przykazałem jak
ma je zgiąć w kolanach i skierowałem je w stronę boków Miracle, jednocześnie
pozostawiając jej pięty spuszczone w dół.
- To jest podstawowa postawa w siodle. Teraz wydaje się
prosta, ale to zmieni się nieco przy szybszych chodach niż samo chodzenie,
czyli stęp.
Pokiwała głową,
kierując dumnie swój podbródek do góry i spoglądając na otoczenie z lekkim przerażeniem
w oczach.
- W jaki sposób rusza się konia?
- Ściskasz jej boki mięśniami łydek, powodując przy tym
lekki ruch. Zazwyczaj dobrze wyszkolone konie wyczują już po napięciu twoich
mięśni zmianę chodu, te bardziej wredne będą się stawiać, a niektóre kompletnie
cię zignorują, choćbyś kopała. - nabrała głęboko powietrza, kiedy przypinałem
koniec lonży do kółek wędzidła Miracle. – Teraz będziesz się ruszać po kole
według narzuconego przeze mnie tempa.
- To jest sposób nauki kompletnie początkujących? – spojrzała
na mnie powątpiewająco; w końcu to ona była w siodle, a nie ja i w teorii to
ona powinna narzucać tempo.
- Zgadza się. Będąc nawet na ziemi obecnie w pełni
kontroluję to, co robisz na koniu tak samo jak samego konia. – pokręciła głową
z niedowierzaniem, a ja odsunąłem się o kilka kroków. – Gotowa?
Przygryzła wargę,
przymykając oczy.
- Chcę zejść.
- Ale patrz, ruszyłaś! – poruszyłem batem za tyłem Miracle,
a klacz posłusznie ruszyła, trzymając się koła. – Spokojnie, nie napinaj się
tak. Rozluźnij się, Auraya, na litość boską! Ona tylko chodzi. Dobrze. Widzisz?
Wczuj się w chód konia, pozwól temu rytmowi działać na swoim ciele. Nie, po
prostu kołysz się jak ona. Dobrze. Pięty w dół. Patrz przed siebie. Tak, możesz
ten w ten punkt pomiędzy jej uszami. Właśnie zrobiłaś pierwsze kółko siedząc na
koniu, gratuluje.
Mijały kolejne
minuty pierwszej jazdy Aurayi na koniu i musiałem przyznać, iż szybko się
uczyła. Niedługo po tym jak załapała o co chodzi w stępie, pozwoliłem jej
wykonać przyspieszenie chodu do truchtu, który określiłem mianem kłusu. Musiała
wówczas zacząć anglezować, czyli podnosić się w siodle na drugi takt ruchu
wierzchowca, opierając się przy tym na początku bardziej na strzemionach, niż
dzięki ściskowi kolan i dobremu dosiadowi.
- W jeździectwie zawsze jest tyle dziwnych nazw na
określanie czasami zwykłych rzeczy?
- Moja droga, w każdej dziedzinie tak jest. Sportowych.
Naukowych. Artystycznych. Wszędzie każda rzecz nazywa się inaczej, czasami
jedna i ta sama ma wiele określeń. Przykładowo: dla zwykłych ludzi farba będzie
farbą. Artyści dzielą ją na akryl, temperę, czy specjalny olej z barwnikami, a
nawet akwarelę. Każda ma swoją charakterystykę, inaczej rozprowadza się na
różnych podłożach i zmienia odcień po czasie, więc inaczej należy ją
restaurować w przypadku, gdy dzieło ma kilka wieków. W gotowaniu ziemniak ma
podobnie tyle samo odmian, co sposobów, w jaki można go podać. Związki
chemiczne czy tym podobne w chemii też mają ogromne podziały i nazewnictwo.
Rzuciła mi
badawcze spojrzenie, a ja zaśmiałem się w odpowiedzi.
- Za dużo informacji na raz?
- Czasami się zastanawiam skąd ty to wszystko bierzesz,
zapamiętujesz i używasz wtedy, kiedy jest ci to potrzebne.
- Moja matka pragnęła dla mnie sowitego wykształcenia w
praktycznie każdym zakresie. Musiałem się podporządkować i głównie spędzać czas
na nauce. – wzruszyłem ramionami tak, jak miałem to w zwyczaju. – Chciała
zagwarantować mi jak najlepszą przyszłość przed śmiercią.
Auraya odwróciła
wzrok, skupiając się na kolejnych wymyślanych przeze mnie ćwiczeniach. Resztę
lekcji spędziliśmy właśnie w ten sposób: nie dopytywała się już w zasadzie o
nic, wiele rzeczy pojmując bardzo szybko. W końcu była anielicą, procesy
myślowe szły jej znacznie prędzej niż u zwykłych śmiertelników. Do tego, tak
jak zdążyłem po cichu zauważyć, jej ciało układało się wkrótce naturalnie do
tego wszystkiego. Czy się jej to specjalnie podobało, czy nie; miała
wewnętrzny, zakopany pod latami walk, talent. Musiałem w duszy przyznać, iż mi
tym zdecydowanie zaimponowała, bowiem ja sam byłem w tej dziedzinie kompletnym
beztalenciem. Musiałem wszystkiego uczyć się kompletnie od zera, a moje ciało
przepełnione zakwasami po treningach sztuk walki niespecjalnie się mnie wtedy
słuchało, tym bardziej, że wtedy byłem jeszcze człowiekiem. Zazdrościłem jej w
tamtym momencie tej niezwykłej lekkości, dostojeństwa w każdym ruchu. Gdyby nie
skrzywdziliby jej przedtem, mogłaby naprawdę osiągać teraz wyżyny półświatka
jeździeckiego, tanecznego czy jakiegokolwiek z takimi mięśniami oraz wrodzonym
talentem. I to szybciej niż ja kiedykolwiek.
Po niespełna
godzinie pozwoliłem młodej anielicy zejść z Miracle, pomagając jej i asekurując
ją przy tej dość skomplikowanej czynności, zwłaszcza, gdy robi się ją po raz
pierwszy. Dość niezgrabnie zsunęła się w dół, uderzając lekko o ziemię.
- Nie było chyba aż tak źle, co? – złapałem za wodze
Miracle, by móc dać jej tą chwilę na załapanie w czasoprzestrzeni o zmianie
położenia.
Auraya?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz