3 lut 2018

Od Ezequiela do Aurayi

      Mój ośrodek jeździecki przy posiadłości na południe od San Lizele, w tym znacznie mniejszym lesie, składał się głównie z rezydencji na środku prostokątnego planu, okolonego ze wszystkich stron zielenią pastwisk. Droga południowo wschodnia prowadziła do sektora ułożonego w kształcie litery „L” ze budynków stajennych od „A” do „K”. Auraya, jak na ironię losu, zaprowadziła nas na oślep do pierwszej stodoły ze ogierami hodowlanymi, a w tym głównie do ujeżdżenia. W „B” były ogiery skokowe, w „C” wyścigowe, „D” pociągowe, a „E” do zawodów WKKW. Dreptała dość niewesoło po asfaltowej drodze, oglądając równiutko posadzone równolegle do drogi młode drzewka, a za nimi pusty padok. Było jeszcze na tyle rano, że większość koni chodziła na karuzelach rozgrzewających, znajdujących się od razu na końcu sektora stajennego. Nie była szczególnie szczęśliwa z powodu poznawania nowej rzeczy, w zasadzie czułem się trochę nieswojo z tym, iż ją do tego nieco przymuszałem… Wiedziałem, że to będzie dla niej szczególnie trudne. Zwłaszcza biorąc pod uwagę jej przeszłość. Widziałem w niej tyle ran na duszy, których nikomu nie pozwoliła dotknąć. Tamte rozmarzone oczy… Zamglone spojrzenie skupione na przeszłości niemal od razu po tym, jak zlustrowała charakter Tenebrisa. Ciekawe, że zatrzymała się akurat przy nim. Uśmiechnąłem się pod nosem, opierając o drzwiczki boksu bokiem od niechcenia, a na moją twarz padło żółtawe światło z lampy nad Tenebrisem.
- Jest za młody, żeby chodzić jeszcze pod siodłem. To półtoraroczniak rasy fryzyjskiej, ale już wygląda olśniewająco… I tak, jest strasznie charakterny. Dla ciebie zaplanowałem zdecydowanie innego kompana na pierwszą lekcje.
   Lekko zaskoczona pozwoliła mi się zaprowadzić znacznie dalej, skręcić i wejść do skrzydła klaczy, a na końcu wałachów szkółkowych. Oglądała z zachwytem wielką przestrzeń przeznaczoną do wspólnej egzystencji z tymi zwierzętami. Była całkowicie naturalna i jednocześnie bardzo nowoczesna, starałem się pozbyć zbytniej sztuczności. Latarnie były przykładowo napędzane światłem słonecznym, a pojazdy do przewozów koni były elektryczne. Stały z dala od nich na parkingu, przy wjeździe do Central Avalon Park. Po drodze nie rozmawialiśmy zbytnio ze sobą, jednie mruczała jakieś pytania dotyczące ewentualnych kosztów budowli czy rachunków, nadal nie wychodząc z podziwu tego, co ją właśnie otaczało.
   W końcu doszliśmy do stodoły „H”, gdzie czekał już na nas Alex z przywiązaną przed stajnią do słupka odpowiednio wybraną przeze mnie klaczą. Młodzieniec o jasnych, kręconych lokach i błękitnych tęczówkach był ubrany w beżowe polo z czarno białym logiem CAP, szare bryczesy oraz wysokie kalosze, jak zwykle nieco ubłocone. Powitał nas serdecznym uśmiechem, a po tym podał mi rękę, wskazując łokciem na Miracle:
- Wyjątkowo dzisiaj nie ma humorów, więc nie będzie sprawiała dodatkowych problemów.
   Skinąłem głową, odpowiadając mu równie kulturalnym uśmiechem. Wiedziałem o tym. Znałem wszystkie swoje konie lepiej, niż nie jeden trener czy dyrektor ośrodka… Podziękowałem mu za wykonanie mojej prośby i zwróciłem się z tym, iż może zająć się resztą dzisiejszych swoich obowiązków. Chłopak udał się w swoją stronę, a ja rzekłem do Aurayi:
- Musisz się ubrać w podobne spodnie, co on miał i buty. Są w siodlarni od razu na lewo od wejścia. – wskazałem jej podbródkiem, o które lewo mi chodzi, a anielica udała się tam, by zmienić ubrania.
   Wykorzystując ten krótki moment, zbliżyłem się do izabelowatej klaczy ze latarnią na głowie i pogłaskałem ją, mierzwiąc zwierzęciu grzywkę. Była rasy haflinger, jednak z większą domieszką krwi arabskiej. Stąd była znacznie smuklejsza i szybsza. Miała na sobie idealnie dopasowany rząd jeździecki z czarnej, naturalnej skóry, szyty w zasadzie na miarę. Ochraniacze nie były jej na razie potrzebne, dlatego białe skarpetki na nogach klaczy lśniły po czyszczeniu.
- Myślisz, że zmiana konia cokolwiek zmieni? – nieco naburmuszona spojrzała na mnie spode łba, zbliżając się z grymasem niezadowolenia na twarzy.
   Taktownie przewróciłem oczami, wskazując na toczek i rękawiczki na ławce po drugiej stronie barierki, które leżały na ławeczce pod ścianą stajni. Anielica również je założyła, chociaż wydała przy tym pełne frustracji prychnięcie.
-Teraz ściągnij jej kantar z ogłowia i przełóż przez barierkę.
   Spojrzała na mnie z zażenowaniem, dlatego zbliżyłem się znacznie bliżej i chwyciłem za poszczególne rzeczy na głowie Miracle, by cierpliwie wytłumaczyć każdą z nich, a potem nazwać, po czym pokazałem dokładnie czynność, jaką powiedziałem na wstępie. Ponownie zaskoczona banalnością tej umiejętności, ściągnęła brwi w lekkiej irytacji, ale nadal spokojnie stała w miejscu.
- Zdejmij wodze z szyi i stań po jej prawej stronie. – to już jakoś rozpoznała, po czym zrobiła. Pokazałem jej w jaki sposób powinna je trzymać i dodałem: - Poprowadzisz ją teraz na halę.
   Już chciała otwierać usta na wyraz sprzeciwu, ale ostatecznie ruszyliśmy i musiała się podporządkować. Miracle spokojnie szła po jej prawicy, stukając podkowami, a ja zaprowadziłem je obie na halę za stajnią „H”. Cały czas się oglądałem, żeby widzieć coraz większy szok na twarzy młodej kobiety i na ów widok lekko uśmiechałem się pod nosem z zadowoleniem.
   Zamknąłem za nami wkrótce ogromne, drewniane drzwi. Ściółka w tym ogromnym pomieszczeniu była z jasno beżowego piasku, idealnie wygładzonego na każdym metrze kwadratowym. Wielkie, okrągłe okna wpuszczały potężne promienie światła, dlatego nie było potrzeby zapalania podłużnych lamp na suficie.
- Jesteś pewien, że potrzebujemy takiej dużej przestrzeni na naszą trójkę?
- Nie, będziemy tylko krążyć po środku. Potem być może będziesz jeździć wolno po niej całej na Tenebrisie, jeśli faktycznie uda mi się ciebie czegokolwiek nauczyć w trakcie półtora roku.
   Ponownie westchnęła, wznosząc wzrok ku sufitowi daleko nad nami. Wziąłem niebieską lonże, przewiesiłem ją przez ramię, a w pod drugim trzymałem już w uścisku bat długości dwóch koni. Pokazałem stołek, pod którego Auraya miała podprowadzić Miracle, gdzie ją przejąłem i pomogłem wolną ręką wejść kobiecie na niego.
- Nadal nie jestem pewna, czy to jest dobry pomysł. – utkwiła wzrok w siodle, jakby niekoniecznie ufała tej formie, na której właśnie miała usiąść. – W końcu to jest coś, czego podobno uczy się od dziecka.
- Zacząłem gdy miałem ponad piętnaście lat. – wzruszyłem ramionami. – I też za tym nie przepadałem na początku. Dziewczyny ze szkółki śmiały się z tego, że ciągle spadałem i nie umiałem utrzymać się w siodle, więc na pewno na kobiecie też bym nie potrafił.
- Pewnie miały wówczas wiele racji. – nie umiała się powstrzymać od przytyku, śmiejąc się lekko.
- Pewnie tak. – posłałem jej czarujący uśmiech, na który każda kobieta natychmiastowo odpowiadała tym samym. Ona nie stanowiła wyjątku.
– Co powinnam teraz zrobić?
- Wsadź stopę w strzemię… - złapałem za nie, by wskazać o co mi chodzi – I odepchnij się lekko, by przerzucić drugą nogę nad Miracle i wsadzić w kolejne po drugiej stronie.
   Wykonała to, chwiejąc się lekko. Gdy siedziała już na koniu, podałem jej wodze i ponownie zrobiłem prelekcje z tego, jak powinna je trzymać:
- Złóż je w lekko przymknięte pięści i trzymaj pomiędzy małym, a przedostatnim palcem początek, resztkę zamykając w pięści. Właśnie tak. Wyprostuj się, ściągnij barki i napnij lekko mięśnie brzucha. – dopasowałem strzemiona do długości jej nóg, po czym odpowiednio przykazałem jak ma je zgiąć w kolanach i skierowałem je w stronę boków Miracle, jednocześnie pozostawiając jej pięty spuszczone w dół.
- To jest podstawowa postawa w siodle. Teraz wydaje się prosta, ale to zmieni się nieco przy szybszych chodach niż samo chodzenie, czyli stęp.
   Pokiwała głową, kierując dumnie swój podbródek do góry i spoglądając na otoczenie z lekkim przerażeniem w oczach.
- W jaki sposób rusza się konia?
- Ściskasz jej boki mięśniami łydek, powodując przy tym lekki ruch. Zazwyczaj dobrze wyszkolone konie wyczują już po napięciu twoich mięśni zmianę chodu, te bardziej wredne będą się stawiać, a niektóre kompletnie cię zignorują, choćbyś kopała. - nabrała głęboko powietrza, kiedy przypinałem koniec lonży do kółek wędzidła Miracle. – Teraz będziesz się ruszać po kole według narzuconego przeze mnie tempa.
- To jest sposób nauki kompletnie początkujących? – spojrzała na mnie powątpiewająco; w końcu to ona była w siodle, a nie ja i w teorii to ona powinna narzucać tempo.
- Zgadza się. Będąc nawet na ziemi obecnie w pełni kontroluję to, co robisz na koniu tak samo jak samego konia. – pokręciła głową z niedowierzaniem, a ja odsunąłem się o kilka kroków. – Gotowa?
   Przygryzła wargę, przymykając oczy.
- Chcę zejść.
- Ale patrz, ruszyłaś! – poruszyłem batem za tyłem Miracle, a klacz posłusznie ruszyła, trzymając się koła. – Spokojnie, nie napinaj się tak. Rozluźnij się, Auraya, na litość boską! Ona tylko chodzi. Dobrze. Widzisz? Wczuj się w chód konia, pozwól temu rytmowi działać na swoim ciele. Nie, po prostu kołysz się jak ona. Dobrze. Pięty w dół. Patrz przed siebie. Tak, możesz ten w ten punkt pomiędzy jej uszami. Właśnie zrobiłaś pierwsze kółko siedząc na koniu, gratuluje.
   Mijały kolejne minuty pierwszej jazdy Aurayi na koniu i musiałem przyznać, iż szybko się uczyła. Niedługo po tym jak załapała o co chodzi w stępie, pozwoliłem jej wykonać przyspieszenie chodu do truchtu, który określiłem mianem kłusu. Musiała wówczas zacząć anglezować, czyli podnosić się w siodle na drugi takt ruchu wierzchowca, opierając się przy tym na początku bardziej na strzemionach, niż dzięki ściskowi kolan i dobremu dosiadowi.
- W jeździectwie zawsze jest tyle dziwnych nazw na określanie czasami zwykłych rzeczy?
- Moja droga, w każdej dziedzinie tak jest. Sportowych. Naukowych. Artystycznych. Wszędzie każda rzecz nazywa się inaczej, czasami jedna i ta sama ma wiele określeń. Przykładowo: dla zwykłych ludzi farba będzie farbą. Artyści dzielą ją na akryl, temperę, czy specjalny olej z barwnikami, a nawet akwarelę. Każda ma swoją charakterystykę, inaczej rozprowadza się na różnych podłożach i zmienia odcień po czasie, więc inaczej należy ją restaurować w przypadku, gdy dzieło ma kilka wieków. W gotowaniu ziemniak ma podobnie tyle samo odmian, co sposobów, w jaki można go podać. Związki chemiczne czy tym podobne w chemii też mają ogromne podziały i nazewnictwo.
      Rzuciła mi badawcze spojrzenie, a ja zaśmiałem się w odpowiedzi.
- Za dużo informacji na raz?
- Czasami się zastanawiam skąd ty to wszystko bierzesz, zapamiętujesz i używasz wtedy, kiedy jest ci to potrzebne.
- Moja matka pragnęła dla mnie sowitego wykształcenia w praktycznie każdym zakresie. Musiałem się podporządkować i głównie spędzać czas na nauce. – wzruszyłem ramionami tak, jak miałem to w zwyczaju. – Chciała zagwarantować mi jak najlepszą przyszłość przed śmiercią.
   Auraya odwróciła wzrok, skupiając się na kolejnych wymyślanych przeze mnie ćwiczeniach. Resztę lekcji spędziliśmy właśnie w ten sposób: nie dopytywała się już w zasadzie o nic, wiele rzeczy pojmując bardzo szybko. W końcu była anielicą, procesy myślowe szły jej znacznie prędzej niż u zwykłych śmiertelników. Do tego, tak jak zdążyłem po cichu zauważyć, jej ciało układało się wkrótce naturalnie do tego wszystkiego. Czy się jej to specjalnie podobało, czy nie; miała wewnętrzny, zakopany pod latami walk, talent. Musiałem w duszy przyznać, iż mi tym zdecydowanie zaimponowała, bowiem ja sam byłem w tej dziedzinie kompletnym beztalenciem. Musiałem wszystkiego uczyć się kompletnie od zera, a moje ciało przepełnione zakwasami po treningach sztuk walki niespecjalnie się mnie wtedy słuchało, tym bardziej, że wtedy byłem jeszcze człowiekiem. Zazdrościłem jej w tamtym momencie tej niezwykłej lekkości, dostojeństwa w każdym ruchu. Gdyby nie skrzywdziliby jej przedtem, mogłaby naprawdę osiągać teraz wyżyny półświatka jeździeckiego, tanecznego czy jakiegokolwiek z takimi mięśniami oraz wrodzonym talentem. I to szybciej niż ja kiedykolwiek.
   Po niespełna godzinie pozwoliłem młodej anielicy zejść z Miracle, pomagając jej i asekurując ją przy tej dość skomplikowanej czynności, zwłaszcza, gdy robi się ją po raz pierwszy. Dość niezgrabnie zsunęła się w dół, uderzając lekko o ziemię.
- Nie było chyba aż tak źle, co? – złapałem za wodze Miracle, by móc dać jej tą chwilę na załapanie w czasoprzestrzeni o zmianie położenia.


Auraya?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz