31 maj 2018

Od Isaaca do Lunaye

Kobieta piła, a ja wraz z nią, lecz nie w takim tempie. Smakowałem szkocką szklanka po szklance, robiło się coraz lepiej. Przypomniałem sobie jednak o mojej sytuacji materialnej, po za tym będę musiał zapłacić także za nowo poznaną. Dokończyłem szklankę i podziękowałem barmanowi. Pewnie będę żałował, ale co mi tam! Po takich sytuacjach zostają wspomnienia, za kilka lat, gdy może coś się uda będę się z tego śmiał.
- A ja powiem, że zazwyczaj jeśli piję to o wiele więcej! - wciąż się uśmiechałem. Czułem jak alkohol zaczyna działać, nie martwiłem się tym, miałem mocną głowę.
~~*~~*~~
Minęła kolejna godzina, przynajmniej tak mi się zdawało. Lunaye ledwo kontaktowała ze światem, zapłaciłem barmanowi należytą sumę, następnie pomogłem znajomej dostać się na zewnątrz. Jazda z upitą dziewczyną nie była najlepszym pomysłem, nie mogę też zabrać jej do siebie. Byłoby to dla niej bardzo niekomfortowe gdyby jutro obudziła się w obcym mieszkaniu. A po za tym moje lokum jest dość biedne oraz małe. Podrapałem się po głowie, wyjąłem portfel blondynki by odnaleźć jej adres zamieszkania. Znalazłem go całkiem szybko. Dość prędko uwinąłem się z wejściem na maszynę - moim oraz Lunaye. Wkrótce ruszyliśmy, nie jechałem z zawrotnym tempem. Obawiałem się możliwego upadku dziewczyny. Ulice były praktycznie puste, tylko co jakiś czas mijałem osoby stojące lub idące na chodnikach. Niektórzy byli podpici, jeszcze inni wyglądali na smutnych. Trochę to dziwne, obserwować tak przez krótki moment ludzi. Może właśnie tak wyglądał czas? Albo sam Bóg? Czy jakaś siła wyższa...mijała szybko wszystkich, zatrzymując się w niektórych miejscach dając ludziom szczęście, czasem nawet tam gdzie nie było ono potrzebne. Niesprawiedliwy system, ale taki był świat. W końcu zatrzymałem się pod adresem zamieszkania nowo poznanej. Ściągnąłem z siedzenia siebie i dziewczynę. Nagle zaczęła płakać, utwierdziłem się, iż dobrze zrobiłem przywożąc ją do domu. Wtuliła twarz we mnie. Wiedziałem, że będę zmuszony wnieść ją po schodach. Podniosłem Lunaye oraz wszedłem do kamienicy. Uważałem na każdym schodku by nie upaść. Liczyłem stopnie w głowie by jakoś urozmaicić podróż do drzwi. Finalnie stanąłem na wprost mieszkania azjatki. Po raz kolejny przeszukałem jej kieszenie, wyjąłem klucz oraz przekręciłem go w zamku. Usłyszałem stukot pazurków o podłogę, a po krótkiej chwili przed nami stanął pies, chyba husky. 
- Spokojnie, nic nie zrobię twojej pani, ani tobie - wyszeptałem. 
Nie miałem czasu na ewentualne szarpaniny ze zwierzakiem. Błądziłem po mieszkaniu dobre 10 minut zanim dotarłem do sypialni. Usadziłem dziewczynę na łóżku, zdjąłem jej przemoczoną koszulkę oraz rozłożyłem ją na krześle. Przeczesałem nerwowo włosy, następnie sam pozbyłem się T-shirtu. Ona w tym czasie zdążyła zasnąć, ułożyłem się wygodnie na podłodze. Wlepiłem wzrok w sufit. Niespodziewanie odpłynąłem w krainę snu.


Lunaye?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz