2 cze 2018

Od Williama do Elli

Uśmiechnąłem się leciutko. Zacząłem myśleć nad propozycjami, choć z braku odpoczynku szło mi raczej opornie. Moja głowa wydawała się ciężka, nawet nie mogło do niej dojść, że to już koniec, że już jest dobrze, że już nie miałem czym się martwić. Moje ciało, zmęczone już ciągłym stanem zaalarmowania wydawało się zesztywniałe, jakby zaspałe. Jednak z każdym spojrzeniem na Ellę dochodziło mu trochę sił, tak jak z każdą myślą, że parę sal dalej pielęgniarki opiekowały się jego córeczką. Więc, nie dając po sobie poznać przysunąłem się bliżej łóżka Elli i złapałem jej drobną dłoń pomiędzy swoje, ciepłe ręce.
- Proponuję Telimenę - rzekłem szybko, na co Ella zareagowała prychnięciem i spróbowała wyrwać swoją dłoń.
- Wystarczy, że to dziecko ma nas jako rodziców, nie krzywdź go jeszcze takim imieniem - rzuciła z dezaprobatą. Zacząłem kciukiem robić delikatne wzorki na wierzchu jej ręki, w uspokajającym geście.
- To był tylko żart - mruknąłem, próbując ratować swoją głowę. - I nie sądzę żebyśmy byli aż tacy źli - uśmiechnąłem się lekko, zdradzając, że nawet jeśli słabo, to sam w to wierzyłem. Ella zamilkła na chwilę, patrząc mi w oczy.
- Caleen - rzuciła z pustym wyrazem twarzy. To była moja pora na prychnięcie.
- Co za cholernie głupie imię - rzuciłem oburzony, od razu przypominając sobie Cale’a, ze zdegustowaną miną. Ella wybuchnęła chichotem, dokładnie w momencie gdy pielęgniarka weszła do sali.
- Widzę, że lepiej się pani czuje - powiedziała zadowolona, zwłaszcza gdy zauważyła po części zjedzone śniadanie. - Jak na takiego szkraba, radzi sobie bardzo dobrze. Pomyślałam, że może chcieliby państwo ją zobaczyć - uśmiechnęła się, mimo widocznych cieni pod oczami. Nie chciałem wiedzieć, którą parę już tak odwiedza. Spojrzałem na Ellę, która zawiesiła się na moment, a potem ochoczo pokiwała głową. Pielęgniarka dosłownie na chwilę wyszła z sali - dosłownie po sekundzie przepychała się przez drzwi z wózkiem inwalidzkim. Szybko je wstałem i je przytrzymałem, za co kobieta wysłała mi wdzięczny uśmiech. Pomogliśmy mojej obolałej ukochanej się na niego przesiąść, co wbrew pozorom było bardzo skomplikowane. Przepychaliśmy się przez krzątające się wszędzie pielęgniarki, młode mamy próbujące, nadal w kaczkowaty sposób doczłapać się do łazienki. Słychać było płacz dzieci, przerażające odgłosy porodów oraz głosy młodych ojców informujących przez telefon rodzinę i przyjaciół o przyjściu nowego członka rodziny na świat. Całe to otoczenie wydawało się jak z innego świata. Mój tata, mimo swego rodzaju medycznych uzdolnień oddał patronat nad lekarzami Asklepiosowi. Jednak w tej scenerii, mimo surowego wyglądu szpitalnych korytarzy czaiło się coś ciepłego, coś poetyckiego, co sprawiało, że mogłem wyczuć jednak jego obecność. Zamyślony dreptałem za pielęgniarką, która poprowadziła nas do niewielkiej sali. Po chwili patrzyliśmy z Ellą na małego, tyciego noworodka. Nasza córka wyglądała śmiesznie. Nie widziałem w życiu zbyt wiele dzieci, zwłaszcza takich. Jednak widok takiej bezbronnej kruszynki rozczulił mnie jednak. Cholera, byłem za młody żeby być ojcem! Przeraziły mnie myśli na temat tego, na jak wiele sposobów mogłem skrzywdzić to maleństwo. Od razu zalęgło się też sprzeczne poczucie obowiązku bronienia jej. Przytłoczony wszystkimi tymi uczuciami wypuściłem nerwowy śmiech.
- Rozmiarem rzeczywiście widać, że twoje - zażartowałem nieco łamiącym się szeptem. Ella wpatrywała się w Nią z podobnym przerażeniem. Na mój komentarz nawet nie zareagowała, nie skarciła mnie. Zbyt zdenerwowany by się zamknąć postanowiłem wrócić do tematu imienia.
- Jesteś pewna, że Telimena ci się nie podoba? Moglibyśmy mówić do niej Tilly - położyłem rękę na ramieniu ukochanej. Po chwili jej szczupłe, nieco trzęsące się place dotknęły tej ręki.
- Emma? - zapytała. Pokręciłem głową i dopiero po chwili uświadomiłem sobie, że nie mogła tego widzieć.
- Coś nie wydaje się pasować. Dorothy? - zapytałem, już bez żartobliwej propozycji.
- Dottie jest ładne ale pełne imię brzmi jak imię starszej pani - Ella mruknęła cicho. Spojrzała na mnie i oczy jej zabłysnęły gwałtownie. - Cathy - powiedziała cicho a ja poczułem, jak idealne wydaje się to imię. Nie wiedziałem, jak to możliwe, ale pasowało perfekcyjne.
- Wygląda mi na Cathy - uśmiechnąłem się do maleństwa za szybką, które poruszyło małymi ale grubiutkimi łapkami. Doszło do mnie ile będę musiał się nauczyć, by pomóc tej kruszynce przejść przez życie, lecz byłem już całkiem zdeterminowany by to zrobić.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz