8 maj 2018

Od Lunaye do Isaaca

Jak bardzo boli rozstanie? Wiele kobiet mówi, że to gorsze niż poród. Nie mogę przyznać im racji ani też zaprzeczyć, bo sama nigdy tego nie doświadczyłam. Mogę tylko przypuszczać jakie to okropne, skoro jest do tego przyrównywane. Zresztą to samo z rozstaniem. Bo jak można nazwać ból po czymś co nigdy związkiem nie było? Ja, jakby się nad tym zastanowić, powiedziałabym, że boli to podobnie do roztrzaskanej szklanki. Takiej, którą trzymało się w dłoni w momencie, w której pękła. To podobne do uczucia krwi spływającej po ręce, bólu od wbitego szkła i zaskoczenia, że udało się szklankę dosłownie zgnieść. Tylko, że te wszystkie odczucia były gdzieś tak w środku mnie, w okolicy serca, ale nie dosłownie. Bardziej wgryzały się w świadomość przez co ból był mniej znośny.
Chociaż muszę powiedzieć, że bardziej czułam żal do siebie aniżeli do osoby, której nie potrafiłam wyrzucić z myśli.W mojej głowie odbywało się nieskończone przedstawienie, ale zacięte na jednej scenie z mojego życia. Z jednej strony cudownej, a z drugiej strony cholernie bolesnej. Bo jak mogłam być taka łatwa? Jak mogłam do czegoś takiego dopuścić?
Nie umiałam sobie odpowiedzieć na to pytanie, moje łzy również. Albo to deszcz? Chociaż w sumie woda, w jakiejkolwiek postaci, raczej nie potrafi mówić. A już z pewnością nie zna się na takich sprawach. Westchnęłam głęboko i podniosłam głowę. Z nieba, które w trakcie mojego rozmyślania zdążyło zmienić barwę na ciemniejszą, a chmury zastąpić gwiazdami, leciały krople, które z każdą chwilą gęstniały i robiły się coraz cięższe. Ile czasu ja tak siedzę? Spojrzałam na motocykl na którym siedziałam. Przynajmniej nie będę musiała go myć. Westchnęłam ponownie. Z włosów krople zaczęły spływać mi na koszule. Przeszedł mnie dreszcz. Faktycznie, wybiegłam z kawiarni tak jak stałam. Pojechałam, dodając gazu stanowczo wbrew przepisom, w najdalsze miejsce jakie przyszło mi do głowy. I tak oto tkwiłam siedząc na dwukołowcu, w środku nocy, pod latarnią w parku, płacząc. Właśnie... sama się sobie dziwiłam, że mój organizm potrafił w sobie znaleźć taki zapas płynu by dalej go bezsensownie marnować. Lecz nie potrafiłam tego kontrolować, samo leciało wcale nie przynosząc upragnionej ulgi. Opuściłam głowę już po raz kolejny tego dnia. Jedyny dźwięk jaki był wokół mnie to krople deszczu opadające ciężko na zalany już chodnik i przejeżdżające co jakiś czas auta, chodź je akurat słyszałam w oddali. Były mi totalnie obojętne, jak wszystko w tamtym momencie. No może nie do końca. Bo nagle usłyszałam czyjeś kroki i to dość niedaleko. Wzdrygnęłam się i już miałam podnieść głowę ale...
- Jesteś śmieszna - uśmiechnęłam się szyderczo do samej siebie - Co w tym dziwnego, że ludzie chodzą po parku?
No właśnie, skarciłam się dodatkowo w myślach i odetchnęłam. Zrobiłam się zbytnio nerwowa. Pokręciłam głową upewniając się w swojej racji. Gdy nagle...
- Hej...? Wszystko okay? - nagle usłyszałam głos. Podniosłam się gwałtownie prawie wywracając się o własny motocykl, który zachwiał się gwałtownie. Złapałam go odruchowo i kucnęłam by upewnić się, że wszystko w porządku. Włosy przykleiły mi się do twarzy tak, że musiałam je odgarnąć by dostrzec do kogo należał głos.
- Ehkem... raczej... tak - wydukałam. Nieznajomy zaśmiał się i spojrzał na mnie litościwie.
- Nie wyglądasz - stwierdził mężczyzna i wyciągnął dłoń by pomóc mi wstać. Dopiero gdy stanęłam na równe nogi byłam w stanie mu się przyjrzeć. Pierwsze co spostrzegłam to cudownie niebieskie oczy. Hipnotyzowały swoją głębią, na dwie sekundy straciłam kontakt z rzeczywistością.
- Może faktycznie - otrząsnęłam się i spuściłam wzrok. Rzeczywiście w totalnie przemoczonej białej koszuli i czarnych brudnych spodniach mogłam nie prezentować się zachwycająco. A jeśli doliczyć do tego w stu procentach rozmyty makijaż i kosmyki włosów przylepione do policzków... można stwierdzić, że wyglądałam jak porażka życiowa. I w sumie dokładnie tak się czułam.
- Chodź, tu obok jest bar. Chociaż trochę wyschniesz zanim udasz się do domu. - powiedział.
Spojrzałam na niego podejrzliwie.
- Nie dzięki - zdałam sobie sprawę, że dalej trzymam go za rękę. Od razu ją zabrałam... niezręcznie. - Potrafię o siebie zadbać, ... em...?
- Isaac - dodał.
- Isaac. Tak, właśnie. Ja się będę zbierać... - obróciłam się w stronę maszyny by jak najszybciej się stąd oddalić.
- Na motocyklu? Kiepski pomysł jeśli jesteś cała mokra.
W sumie miał rację. Zatrzymałam się wpół kroku.
- W porządku, ale tylko posiedzę trochę. - oświadczyłam.
- Okay...
- Lunaye - przedstawiłam się krótko.
- Okay, Lunaye.

dwie godziny później...

Śmiałam się jak głupia. A to nie zdarzyło się od około tygodnia. Czułam się dobrze, choć może to brzmieć pretensjonalnie. Normalnie nawet nie weszłabym do miejsca takiego jak to, a już na pewno nie z przemoczoną koszulką do tego stopnia, że było mi widać biustonosz. A już na sto procent nie wzięłabym tu ani jednego łyka alkoholu. 
- Jeszcze jedną kolejkę poproszę - krzyknęłam chyba zbyt głośno, do barmana. 
Razem z Isaac'iem siedzieliśmy przy barze i rozmawialiśmy w najlepsze. Nie sądziłam, że taki dobry okażę się z niego kompan. A co jeszcze dziwniejsze, kiedy opowiedziałam mu o moim fatalnym przypadku pierwszego pocałunku i o tym jak fatalnie się czuje... od razu zrobiło mi się lżej na sercu.
- Naprawdę  masz spust - stwierdził mój niebieskooki towarzysz spoglądając z powątpiewaniem na stojący przede mną kolejny kieliszek.
- Normalnie tyle nie piję - odparłam z uśmiechem. Poprawka, ja w ogóle nie piję. A jeśli już to na pewno nie takie ilości. Mogę w myślach spokojnie odhaczyć, że oszalałam. Ale tak samo jak rozmowa z Isaac'iem pomagała, tak i kolejne mililitry alkoholu potęgowały to błogie uczucie jakiego jeszcze nigdy nie doświadczyłam. Więc w tamtym momencie moje domniemane szaleństwo było mi szczególnie obojętne. 

Isaac?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz