21 lip 2018

Od Harriet - event, część 1.

Nigdy nie byłam dobra w kontaktach międzyludzkich, ale według Richarda, zawsze lliczy się dobre pierwsze wrażenie. Tym razem postanowiłam skorzystać z jego rady i przy rekrutacji ochotników do misji, spróbowałam posłużyć się właśnie tym środkiem, żeby zaskarbić sobie szacunek tych ludzi. Chociaż nie, szacunek to zbyt dużo powiedziane. Potrzebowałam wywołać u nich takie uczucie, by chociaż wysłuchali co mam do powiedzenia, a później podporządkowali się moim poleceniom. Było to o tyle prostsze, że osoby, które wyraziły chęć pomocy, nie były ode mnie dużo strasze. Moja początkowa obawa o tym, że będę odstawać od ochotników jako najmłodsza, szybko rozproszyła się bez śladu.
Przejechałam spojrzeniem po stojących przede mną osobach, starając się wyczytać z ich postaci jak najwięcej informacji. Nigdy nie uważałam się za Sherlocka Holmesa, ale czasami udawało mi się zdobyć kilka przydatnych wniosków po chwilii obserwacji. Poza tym, byłam dosyć zawiedziona, że nasza grupa liczy zaledwie sześć osób, jednak, jak zwykł mawiać Richard, zawsze powinno się szukać dobrych stron. Więc na razie jedyną dobrą rzeczą, jaką widziałam w naszej małej liczebności było to, że przynajmniej będziemy mniej widoczni. Duże skupowiska zwykle ściągają spojrzenia, im mniej, tym lepiej.
Wszyscy, z wyjątkiem jednej osoby, należeli do grupy nadnaturalnych. Chyba większość łowców uznała, że ratowanie świata ratowaniem świata, ale ze swoimi naturalnymi wrogami nie będą się bratać. Cóż, a szkoda, bo ich pomoc mogłaby być naprawdę przydatna. Oprócz mnie wśród ochotników znajdowała się zaledwie jedna przedstawicielka płci żeńskiej, pozostała czwórka, co logiczne, była facetami. Przynajmniej na pierwszy rzut oka.
Poprawiłam rękawy swojej starej kurtki myśliwskiej, ścierając z jednego niewielką ilość keczupu, będacego pozostałością po moim obiedzie. Palce wytarłam w dżinsowy materiał spodni - i tak będziemy potrzebowali przebrania, gdy znajdziemy się w innym czasie.
- Nawet nie wiecie, jak wdzięczna jestem wam za to, że się pojawiliście. Naprawdę. Szczerze mówiąc bałam się, że będę musiała robić to wszystko sama. Byłoby to trudne, ale dałabym radę. Tak myślę - kiedy zdałam sobie sprawę, że a) zaczynam paplać i b) moje słowa mogły być niezbyt… poprawne, wzięłam głęboki oddech i spróbowałam zacząć od początku. - Sprawa ma się tak, pewien angielski książę Logan Caroll na podstawie jakichś super skomplikowanych działań obliczył, że jeśli w pewnych ważnych momentach historycznych wprowadzi daną zmianę, teraz byłby władcą chyba z połowy świata. Może i tak, ale działanie to utworzyłoby ogromną dziurę w czasoprzestrzeni, która z czasem, według moich przewidywań w ciągu trzech miesięcy, wessałaby do środka Ziemię. Jednym słowem, apokalipsa. Dlatego też zebrałam was tutaj, żebyśmy spróbowali coś z tym zrobić.
Spróbowałam uśmiechnąć się nieznacznie, jednak jestem pewna, że wyszło mi to bardziej jak grymas, aniżeli coś pocieszającego.
- Każde z grup dostanie po cztery kule, otwierające przejścia do następnego czasu. Jedyne co musicie z nią zrobić, to rzucić na ziemię. Są już zaprogramowane tak, żeby zaprowadzić was do odpowiedniej chwili w historii. Ale pierwszą rzeczą, jaką musimy zrobić po znalezieniu się w przeszłości, jest znalezienie odpowiedniego stroju. Jeśli będziemy odstawać od innych albo oskarżą nas o konszachty z czarną magią, albo wystraszymy szpiegów Carolla - zatrzymałam się na chwilę, zastanawiając się przez moment nad kolejnym krokiem. Ach, no tak. Grupy. - Będziemy podzieleni na dwie grupy trzyosobowe. Każda z grup dostanie sześć postaci historycznych, których historii musimy przypilnować. Wysłannicy Carolla niekoniecznie muszą je zaatakować, ale na pewno były one przez nich sprawdzane.
Podałam jedną torbę blondynce, drugą chudzielcowi-demonowi.
- W środku znajdują się kule, trochę pieniędzy i kartki z informacjami odnośnie postaci. W pierwszej grupie jest Auraya, Cigno i Eligiusz. Macie Aleksandra Wielkiego, Lutra, Napoleona, Da Vinci, Waszyngtona i Kopernika. Nie bójcie się o języki, o ile nie zgubicie torby powinna działać trochę jak tłumacz. W drugiej jestem ja, Ruvik i James. My z kolei zajmiemy się Cezarem, Wiktorią Hanowerską, Kolumbem, Einsteinem, Ludwikiem XIV i Hitlerem.
- Hitlerem? Tym Hitlerem? - odezwał się ktoś.
- Tsa. Był dosyć ważny, co nie? Czy nam się to podoba, czy nie, musimy uratować mu to niemieckie dupsko.
Wyciągnęłam rękę przed siebie, skupiając wszystkie swoje myśli na swoim wyobrażeniu Starożytnego Rzymu. Po chwili wokół mojej dłoni pojawiła się fioletowo-niebieska, przywodząca na myśl dym albo piętrzącą się energię otoczka, która, gdy wystrzeliła do przodu, utworzyła portal. Powtórzyłam ten proces ze swoim wyobrażeniem Macedonii  i jego władcy.
- To co? Ahoj, przygodo! - i jako pierwsza wskoczyłam do przejścia.
Powinnam była spodziewać się upału. W końcu Rzym znajduje się we Włoszech. Ale nie, wolałam wcisnąć się w ciepłe, dostosowane do angielskiej pogody ubrania. Toteż nic dziwnego, że tuż po tym, jak znaleźliśmy się po drugiej stronie, poczułam się jak w piekarniku.
- Powinniśmy jak najszybciej znaleźć te długie obrusy, żeby się nimi zakryć. No wiecie, te które nosili w tych czasach - parsknęłam do towarzyszącej mi dwójki. - Wystarczy, że kupimy najtańsze, jakie znajdziemy. Byleby nie było tak cholernie gorąco.

Ruvik? James?
druga grupo, wy piszecie między sobą C: Kolejność dowolna.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz