29 lip 2018

Od Michaela do Felixa

Przeciągnąłem się lekko, robiąc niewinną minę. W następnej chwili szybko wyciągnąłem ręce łapiąc czarnego kota w uścisku. Skończyło się z podrapaną dłonią - well, Felix był tym razem delikatny. Dał się jednak wyściskać, mimo bardzo niezadowolonego wyrazu na jego pyszczku. Uśmiechnąłem się, chowając swój wyszczerz w kociej sierści. Cieszyłem się, że Felix zaufał mi w końcu na tyle, by przyznać się, że jest kotołakiem. Nie chcąc naciągać tego zaufania, puściłem go, by mógł z powrotem przemienić się w człowieka - oglądanie tego było niesamowite. Z małym uśmieszkiem obserwowałem jak kocie uszy chowały się w burzy włosów chłopaka. Po chwili spoglądały na mnie już brązowe oczy Felixa a nie bursztynowe tęczówki jego kociej wersji. Mimowolnie wyciągnąłem rękę muskając grzywkę chłopaka. Uświadomiłem sobie, co powinienem teraz zrobić. Tę samą dłoń opuściłem, splatając swoje palce z palcami Felixa.
- Felixie Wray. Czy poszedłbyś ze mną na randkę? - Zrobiłem to szybko i prawie pewnie. Poczułem jakby jakiś zbędny ciężar zwalił się z moich ramion. Powinienem być zdenerwowany, że za szybko, że źle, że wszystko zepsuję ale coś z tyłu głowy dawało mi przeczucie, że wszystko będzie w porządku. Trochę pocieszała mnie także mina Felixa, która pokazywała tylko zdziwienie i może lekkie rozbawienie zamiast rozczarowania. To był już bardzo dobry znak.
- To brzmiało jak oświadczyny - powiedział tylko a ja poczułem jak moja twarz się rumieni. Kąciki ust Felixa podniosły się w lekkim uśmiechu. Zasłoniłem swoją buzię ręką w geście zawstydzenia. Kotołak powoli podniósł swoją i w szybkim geście - pstryknął mnie palcami w czoło.
- Zgadzam się - wymruczał i pochylił się w moją stronę. - Masz mnie rozpieścić - uśmiechnął się leniwie i odsunął zanim mój mózg zdążył zareagować. Moje usta mimowolnie otworzyły się szeroko - dosłownie szczęka mi opadła. Chichot Felixa sprawił, że szybko się pozbierałem. Do końca wieczora na mojej twarzy pozostał szeroki uśmiech.
***
- Co mi strzeliło do głowy? Oczywiście, że to mu się nie spodoba, on zasługuje na coś o wiele lepsz... Laura, to bolało!
***
Dwa, może trzy razy wygładziłem przód mojego swetra. Była to rzecz, którą kupiła mi Laura, z rozkazem bym go włożył. Spod niego wystawała kanarkowo-żółta koszula, którą znalazłem na dnie mojej szafy. Zadzwoniłem do drzwi. Zamiast Marge, która zwykle mnie witała, ujrzałem nieco zarumionego Felixa. Otworzył drzwi szerzej i zobaczyłem go w pełnej okazałości - uroczej czarnej koszuli w flamingi i zwykłych dżinsach. Nie byłem na to zupełnie przygotowany. Nie tracąc czasu wyciągnąłem w jego stronę bukiet lilii, próbując wydobyć mój najszerszy uśmiech. Chłopak wziął kwiaty bez słowa i dał mi się przytulić, kładąc swoje smukłe dłonie na moich łopatkach. 
- Trzeba je włożyć do wody - usłyszałem szept w moim uchu i chłopak wysunął się z moich objęć. Podążyłem za nim do kuchni, obserwując jak nalewa wodę do wazonu a następnie układając w nim rośliny.
- Zaniosę je do mojego pokoju - uśmiechnął się. Kiwnąłem głową i oparłem się o blat, czekając na niego z ciężko bijącym sercem.
- Przygotowywał się ze trzy godziny - usłyszałem cichy głos za mną i obróciłem się by zobaczyć Marge chowającą coś do lodówki. Kiedy ona się tam pojawiła?
- Zależy mu. Wiem, że tobie też ale jak go skrzywdzisz, to masz u mnie przechlapane - rzuciła mi zadziwiająco groźne spojrzenie. Przytłumionym głosem powiedziałem, że rozumiem, czym zasłużyłem sobie na jej radosny uśmiech. Po chwili Felix wbiegł do kuchni, udając, że wcale się nie spieszył. Uśmiechnąłem się lekko.
- Miłego wieczoru, Marge - rzuciłem i wziąłem dłoń chłopca w moją, prowadząc go w stronę wyjścia. Chłopiec siedział cicho, dopóki nie usiedliśmy razem w samochodzie.
- Gdzie mnie zabierasz? - zapytał uśmiechając się do mnie tak, że zmiękły mi kolana. Jednak cholernie się stresowałem, w strachu, że mu się nie spodoba.
- Jedziemy do szkoły. Prawie - odpowiedziałem a Felix spojrzał na mnie zaskoczony.
- Do szkoły? - powtórzył po mnie, chyba nie do końca mi wierząc.
- Prawie - odparłem, śmiejąc się lekko do siebie. Nie kłamałem - zaparkowałem jakieś dwie minuty spaceru od budynku szkoły. Wysłałem szybkiego smsa do Laury, mówiącego jej o tym, że już jesteśmy na miejscu. Chłopak rozglądał się dookoła szukając jakiejś podpowiedzi na to gdzie możemy się wybierać. Wyskoczyłem szybko z samochodu i otworzyłem przed nim drzwi, na co zareagował kręcąc głową z niedowierzaniem. Gdy tylko wysiadł, znów wziąłem jego dłoń, tym razem pozwalając sobie na splecenie naszych palców razem. Pociągnąłem go lekko w kierunku małej skarpy, na którą Felix już powoli rozpoznawał. Nadal uśmiechał się do siebie, nie wierząc chyba, że mogłem być taki cliche. W sumie ja też siebie zaskoczyłem. Z wąskiej ścieżki wśród krzewów wyszliśmy na plac zabaw, oświetlony różnymi świeczkami zapachowymi. Poprowadziłem Felixa do koca, rozłożonego tak, że mogliśmy z niego oglądać obraz cichego San Lizele. Z koszyka piknikowego wyjąłem dwa kubeczki oraz butelkę wody, nalewając trochę chłopakowi. Wyjąłem także owoce i pieczywo, które przygotowały dziewczyny (ja bym nie wiedział jak usunąć szypułki z truskawek). Zdenerwowany zerknąłem na Felixa, który patrzył na mnie z najpiękniejszym uśmiechem, który kiedykolwiek widziałem.
- Podoba ci się? - zapytałem mimo łamiącego mi się głosu. Brunet ochoczo pokiwał głową.
- Jesteś okropny. Uwielbiam to - mruknął i wyciągnął łapkę po jedną ze świeczek. Zgasił ją i odstawił na miejsce. Spojrzałem na niego z podniesioną brwią.
- Czekolada. Strasznie sztuczna, nie lubię tego zapachu - wytłumaczył mi, marszcząc nosek. - Opowiadałem ci kiedykolwiek historię z tym związaną? - pokręciłem głową, a Felix rozpoczął opowieść o tym jak ciotka wmusiła mu cukierki czekoladowe, które gdzieś kupiła, które okazały się być mydłem - kobieta była półślepa i nie przeczytała nalepki. Śmiałem się jak głupi, słuchając jak Felix musiał przepłukiwać gardło (i zdarzyło mu się beknąć bańkę mydlaną). Rozmawialiśmy chyba na wszystkie możliwe tematy. Podsuwałem Felixowi jedzenie, Felix co chwila przerzucał piosenki w stworzonej przeze mnie playliście ze wszystkimi disneyowskimi piosenkami o miłości. Uświadomiłem sobie, że minęły trzy godziny, dopiero gdy leżeliśmy na kocu, patrząc na gwiazdy. Powiedziałem to Felixowi, którego też zaskoczyła późna pora. Przeciągnął się lekko.
- Było świetnie - uśmiechnął się, a serce zabiło mi szybciej. Popatrzyłem chłopcu w oczy, którego wzrok powędrował na moje usta. Przysunąłem się ten milimetr bliżej, nachylając się, by go pocałować. Jednak jedyne co poczułem, to palce chłopca, które zatrzymały mnie. Felix patrzył na mnie z przepraszającym wzrokiem.
- Nieważne, jak bardzo tego chcę, to zależy mi na tym, żeby ten związek wyglądał inaczej. Minimum trzy randki, dobrze? - wyjaśnił. Wziąłem jego rękę w swoją, składając lekki pocałunek na opuszkach jego szczupłych palców.
- Jeszcze dwie - uśmiechnąłem się, pełen szacunku i podziwu. Felix nie przestaje mnie zaskakiwać. Podniosłem się.
- Czas odstawić cię do domu. Nie chcę żeby Marge spełniła jakąś ze swoich gróźb. Felix z jękiem podniósł się.
- Musimy? - spytał z roztrzepanymi włosami. Nie odpowiedziałem mu, tylko zacząłem gasić porozstawiane wszędzie świeczki. Nagle poczułem szczupłe ręce, obejmujące mnie w talii.
- Dziękuję, Mikey - usłyszałem i po chwili objęcie zniknęło. Gdy się odwróciłem Felix zajmował się składaniem koca, na którym przed chwilą leżeliśmy.
Powoli, jeszcze nieco rozleniwieni zebraliśmy nasze rzeczy i wybraliśmy się z powrotem do samochodu. Zapakowaliśmy wszystko do bagażnika. Otwierałem Felixowi drzwi, kiedy usłyszeliśmy głośny krzyk niedaleko nas. Spojrzeliśmy się na siebie i po sekundzie zamykałem szybko samochód i biegliśmy w stronę, z której doszła ta paniczna prośba o pomoc. Wbiegliśmy na szkolny parking i widok zamroził mi krew w żyłach. Przed nami stały Lila i Laura, która krwawiła. Na przeciwko nich, stał stwór, który przeraził mnie całkowicie. Wilczy pysk, ale z człowieczą posturą. Czyżby to był wilkołak? Spojrzałem na księżyc, który nie znajdował się w pełni. Warkot tego czegoś cichł. Stworzenie nachyliło się i miałem wrażenie, że zaraz ucieknie, ale rzecz jasna tego nie zrobił. Przyjrzałem się lepiej jego postawie i przekląłem w myślach. Szykował się do kolejnego ataku. Czułem, jak moje nogi same ruszają się z miejsca i kiedy potwór skoczył na dziewczyny, stałem już przed nimi z rozłożonymi skrzydłami, używając ich jako tarczy.

Felix?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz